RecenzjeKiedy nauka spotyka sztukę. Recenzja filmu "Photon"

Kiedy nauka spotyka sztukę. Recenzja filmu "Photon"

Norman Leto słowami Andrzeja Chyry i serią niezwykłych obrazów i dźwięków wykreował awangardową impresję, audiowizualny performance, a zarazem wykład o wszechświecie, cząsteczkach, życiu i wyobraźni. Film, który mógłby trafić do galerii sztuki nowoczesnej jako prawie 2-godzinna instalacja, fascynuje i konfuduje. Zachwyca i onieśmiela. Gra na emocjach i daje do myślenia.

Kiedy nauka spotyka sztukę. Recenzja filmu "Photon"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

06.10.2017 11:36

"Photon" Normana Leto (właść. Łukasz Banach) wymyka się prostej kategoryzacji, gdyż to, co dla wielu odbiorców będzie zbiorem abstrakcyjnych ujęć, animacji i dźwięków ubranych w szaty intelektualnego wywodu biologa molekularnego, dla innych jest spójną historią człowieka, który zabiera nas do swojego świata obserwowanego pod mikroskopem. Narrator (Andrzej Chyra)
, będący aktorską interpretacją postaci noblisty Richarda Feynmana oraz wybitnego polskiego psychiatry, Antoniego Kępińskiego, formalnie udziela wywiadu młodej reporterce (Karolina Kominek), zabierając ją i widzów w podróż do przeszłości. Do samego początku wszystkiego, zanim "nastała światłość".

Obraz
© Materiały prasowe

Leto wkładając w usta Chyry autorską wizję (ale nie fantazję) ewolucyjnego rozwoju wszechświata na poziomie molekularnym, po części uderza w tony akademickiego wykładu – atakuje widza, który nie ma na co dzień do czynienia z biologią molekularną czy fizyką teoretyczną, złożonymi pojęciami, skacze po odkryciach naukowych i nie czeka na pytania. Z drugiej strony, język naukowca jest bogaty w wyraziste porównania ("powierzchnia nie jest gładka, ale pomarszczona jak moszna w zimie"), zaskakujące frazy ("rzyga elektronami") i personalne wtręty. Z zadziwiającego natłoku informacji wyłania się obraz rzeczywistej postaci, która nam o tym wszystkim opowiada. Formalnie bohater pojawia się dosłownie w kilku scenach, wychodząc poza ramy naukowo-artystycznej opowieści. Ale to wystarcza, by nadać mu znaczenie i odczytać jako człowieka zawieszonego gdzieś pomiędzy światem intelektualnych podniet, estetycznych wrażeń, instytucjonalnych ograniczeń a sferą wyobraźni.

"Photon" to po części naukowy manifest i przewodnik, a w dużej mierze awangardowa interpretacja osiągnięć współczesnej nauki. Opowieść zilustrowana zbiorem intrygujących, często niepokojących obrazów, schematów, animacji, wizualnych impresji. Film Leto można uznać za instalację artystyczną, performance ze śladowymi elementami dokumentu. Fantazyjne wizualizacje zjawisk zachodzących w mikroświecie to przejaw organicznej sztuki, ale reżyser idzie o krok dalej. Wychodzi spod mikroskopu, zostawia komputerowe animacje, by sfotografować przyrodę. Idąc jeszcze dalej, dostarcza niepokojących obrazów, w których zaciera granicę między rzeczywistością a wyobraźnią.

Leto w swoim najnowszym filmie rzucił się na głęboką wodę, poruszając kwestię powstania wszechrzeczy, rozwoju życia, zahaczając o wątek religijności i sztuki. Opowiada o wyobraźni, snach, rozmnażaniu czy chorobie Parkinsona, by w finale snuć wizję przyszłości z bezcielesnymi osobowościami, tworzącymi organiczny komputer, przechodzącymi od nabrzmiałej przez miliardy lat złożoności do pierwotnego minimalizmu. "Photon" to zjawisko, niezwykłe doświadczenie. Miejscami nierówne (finał z błyskawicznym przedstawieniem wizji przyszłości), ale konsekwentne w sposobie prowadzenia narracji i zachwycające audiowizualnie. To również film autoironiczny, rzucający kąśliwy komentarz pod adresem sztuki współczesnej.

Trudny w odbiorze, ale zdecydowanie warty przeżycia – bo "Photon" zmusza do czegoś więcej niż oglądania i słuchania.

Ocena: 7/10

Obraz
© Materiały prasowe
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)