"Kos" ze Złotymi Lwami. Mocno polityczny film tuż przed wyborami
"Polak zawsze przegrywa" - mówi jeden z bohaterów "Kosa". Nowy film Pawła Maślony choć opowiada o przeszłości, boleśnie dotyka też aktualnych refleksji na temat naszego narodu. Nic dziwnego, że jury 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych postanowiło nagrodzić go Złotymi Lwami.
Gdy dwa lata temu gruchnęła wiadomość o pracach nad filmem o Tadeuszu Kościuszce, wielu spodziewało się, że w końcu doczekamy się biografii wybitnej postaci, która wsławiła się nie tylko w historii Polski, ale i Stanów Zjednoczonych. Jednak twórcy "Kosa" od razu ostrzegali, że nie interesuje ich robienie kina na kolanach i zamiast hagiograficznego obrazu powstało rasowe kino akcji zaledwie częściowo odwołujące się do prawdziwych wydarzeń.
Już w pierwszej scenie Kościuszko (Jacek Braciak) ze swoim czarnym przyjacielem Domingo (Jason Mitchell) wymierzają sprawiedliwość. Agresją odpowiadają na agresję szlachcica łapiącego uciekającego z jego gospodarstwa chłopa. Mimo że wódz zapisał się w historii jako obrońca uciemiężonych, nie da się ukryć, że w walce o równość i sprawiedliwość musiał przelać sporo krwi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Białystok. "Zielona granica" Holland. Reakcje ludzi po wyjściu z kina
W filmie Kościuszkę śledzimy tuż przed insurekcją, kiedy próbuje ustalić, czy popierający go szlachcice pozwolą stanąć do walki również chłopom. Wbrew pierwotnej deklaracji niektórzy wolą zadbać o własny interes i chłopów pozostawić na gospodarstwie. Gdy spotyka się z panami, jawi się niczym bezradny ojciec wobec bandy dzieciaków chcących bawić się w wojenkę bez pojęcia o rzeczywistości, za to szczerze przekonanych, że los pozwoli im w glorii i chwale powrócić do domów.
Towarzyszący Kościuszce Domingo, były niewolnik, momentami drwi z naiwności swojego przyjaciela. Choć wspiera go w działaniu, nie ma wątpliwości, że szlachta zawiedzie generała. Pewność zyskuje, gdy na jego drodze pojawia się Ignacy (Bartosz Bielenia), uosobienie białego niewolnika. Chłopak jest synem chłopki i szlachcica z nieprawego łoża, który po śmierci ojca walczy o uznanie swojego szlacheckiego pochodzenia.
"Kos" nie stroni od mocnych, krwawych scen. Poczynając od tej, w której Domingo i Ignacy pokazują sobie blizny zaznane z ręki panów, jak i okrutnych tortur szlachcica Wąsowskiego (piekielnie dobry Łukasz Simlat), który - jak przyznaje - z nudów traktuje swoich chłopów jak zwierzęta. Skala przemocy jest uderzająca, co silnie pokazuje odwieczną walkę klas, które zawsze koniec końców tracą możliwość znalezienia wspólnego języka i odwołują się do argumentu siły.
W tym momencie niektórzy doszukiwaliby się podobieństwa "Kosa" do "Django" czy "Nienawistnej ósemki" Quentina Tarantino. Jednak poza poruszanym tematem niewolnictwa Maślona nie stara się naśladować hollywoodzkiego mistrza. Nie to tempo, nie te dialogi, nie ten budżet. Tego ostatniego ewidentnie zabrakło, co uzmysławia brak scen batalistycznych.
Najdobitniej w filmie wybrzmiewają fragmenty z rosyjskim rotmistrzem Duninem, świetnie zagranym przez Roberta Więckiewicza. To właśnie z jego ust padają wspomniane słowa o odwiecznej porażce Polaków. Dodaje z przekąsem, że nie każdy naród jest stworzony do wielkości, a koniec końców biedne Polaczki zawsze będą szukać opieki u Mateczki Rosiji. Niby mówią to bohaterowie sprzed ponad 200 lat, a jeśli dziś włączy się rosyjski Kanał 1 usłyszy się bliźniaczo podobną treść.
Na niespełna miesiąc przed wyborami, zdaniem niektórych "wyborami o wszystko", na festiwalu w Gdyni wyświetlana jest produkcja pod szyldem TVP(!), która sprowadza się do konkluzji, że w bratobójczej walce nigdy nie będzie wygranych. Że Polacy wciąż wstają z kolan, ale tak jak i w 1794 r., tak i dziś trudno im się utrzymać na nogach. Mimo że populiści próbują nas zapewnić, że śmiało możemy już dumnie kroczyć do przodu. Otóż nie. Przed nami wciąż dużo pracy u podstaw, tak by przysłowiowy chłop wciąż nie był zdany na łaskę pana.
Przed studiami reżyserskimi Paweł Maślona ukończył politologię i w "Kosie" nie odmówił sobie politycznych refleksji. Nie są one jednak podane łopatologicznie, co z pewnością docenią widzowie spragnieni intelektualnej gry i pozostawienia pola do własnej interpretacji. Jest i dobra wiadomość dla apolitycznej publiki - film można też odczytywać jako przygodowe kino kostiumowe, jeśli ktoś nie odważy się marzyć o wolności, o której mówił Tadeusz Kościuszko.
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" omawiamy 48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Co nas zachwyciło, a co nas rozczarowało? Gośćmi specjalnymi odcinka są Jan Kidawa-Błoński i Kamila Urzędowska. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.