Krew na białej sukience
Pierwsze ujęcie *"Stokera" zachwyca i wedle zasad klasycznej narracji - mówi bardzo dużo o reszcie filmu Park Chan-wooka. Najnowsza produkcja twórcy kultowego "Oldboya" (2003), pierwsza amerykańska, jest wyrafinowaną ucztą dla oczu. Ekstatyczną, zdyscyplinowaną formalnie, skąpaną w błękitach i szarościach, emocjonalnie klarowną, ale duszną od podniet i pełną tajemnic. Stały współpracownik Parka, odpowiedzialny za wizualną stronę filmu - Chung-hoon Chung - opowiedział horror w pastelowych barwach, półzbliżeniach, detalach. W biały dzień i na naszych oczach pokazał, jak rodzi się i dojrzewa okrucieństwo.*
W scenie otwierającej filmu widzimy powiewającą na wietrze spódnicę. Stop. Obraz kilka razy zastyga na ćwierć sekundy i kolejno pojawiają się wówczas nazwiska aktorów i członków ekipy. Falowanie brązowej spódnicy odsłania blade, nagie nogi. Buty na wysokich obcasach i kształtne łydki. Sylwetka odwróconej plecami kobiety i jej piękne ramiona przypominają postaci z cyklu obrazów Wilhelma Sasnala. Kosmyk czarnych włosów muska jej biały policzek. Film Park Chan-wooka można oglądać kadr po kadrze, zatrzymując się co chwilę z przeczuciem, że wzrok padł na dzieło sztuki. Operator nie jest tu tylko kimś, kto "rutynowo fotografuje w myśli wszystko, co widzi".
Mnóstwo jest w "Stokerze" zbliżeń wręcz erotycznej natury, choć kadry często wypełniają tylko biało-czarne, jesienne buty. India Stoker (Mia Wasikowska) chodzi w nich cały czas, bez względu na porę i pogodę. Nowa para o numer większych, bezpłciowych pantofli jest świadectwem jej dorastania, zdjęcie butów dowodem odkrycia blasków kobiecości. "Stoker" jest ogromnie symboliczny, pełen freudowskich metafor wiążących seksualne podniecenie ze śmiercią, krwią i pogrzebem. Nie bez powodu ojciec Indii ginie w tragicznym wypadku właśnie w osiemnaste urodziny córki, a miejsce u boku jej matki zajmuje wówczas przystojny, otulony mgiełką tajemnicy stryj Charlie (Matthew Goode). Chce się zaprzyjaźnić z Indią, ale na jej oczach podrywa jej matkę, Evelyn (Nicole
Kidman). Park Chan-wook jest mistrzem w naciąganiu struny, choć z Wentworha Millera ("Prison Break") nie najlepszy scenarzysta. W rękach utalentowanego twórcy "Pani zemsty" (2005) życie Indii pęcznieje jednak od nadmiaru niedopowiedzeń. Kim jest wuj? Gdzie znikają osoby, które naruszają spokój świętej trójcy żałobnej? Kto kim manipuluje i dlaczego? Oczywisty w "Stokerze" jest tylko wątek dojrzewania Indii, która stopniowo odsuwa włosy z twarzy, zaczyna chodzić z podniesioną głową, brać wszystko, na co ma ochotę i oddawać się we władanie pożądaniu.
Chung-hoon Chung fenomenalnie oddaje w obrazie relacje panujące między bohaterami, jakby do perfekcji opanował umiejętność, o której pisała Susan Sontag. W jej mniemaniu "fotografowanie jest równoznaczne z przywłaszczaniem sobie zdejmowanego przedmiotu. Oznacza to wchodzenie w pewien stosunek, który kojarzy się nam z poznaniem, czyli zawładnięciem." Powiedziałabym z panowaniem, bo o zagarnięcie władzy nad emocjami i psychiką toczy się gra między Charliem, Evelyn a Indią. Wszystkie chwyty dozwolone, intymne starcia wskazane. Jeśli ktoś do kogoś zbliża się za blisko, jest to tylko Chung-hoon na zbyt długo zatrzymujący kamerę na pozbawionej mimiki twarzy Nicole Kidman – która zastygła w trupim uśmiechu już w trakcie którejś z operacji plastycznych, a nie na planie filmu Park Chan-wooka.