Krocząc wśród cieni - Liam Neeson nie do zdarcia (recenzja)
_
Na wstępie zaznaczam, że „Krocząc wśród cieni” nie jest ani wariacją ani nawet dalekim kuzynem „Uprowadzonej”. To zupełnie inne kino, choć również potrafi dostarczyć wielu mocnych wrażeń. Przede wszystkim jest to gratka dla miłośników kryminałów oraz kina noir w nowoczesnym sztafażu. I oczywiście pozycja obowiązkowa dla fanów Liama Neesona.
Grany przez Neesona eks-glina Matt Scudder zarabia na życie jako prywatny detektyw. Zostaje wynajęty przez handlarza narkotyków, którego żonę porwano, a następnie zamordowano w brutalnych okolicznościach. Scudder rozpoczyna śledztwo i wkrótce odkrywa, że za śmiercią kobiety stoją seryjni mordercy, mający na koncie szereg krwawych zbrodni. Balansując na granicy prawa, detektyw zrobi wszystko, by powstrzymać psychopatycznych zabójców przed kolejnym atakiem.
O wiele ciekawsze od samej fabuły (notabene dość schematycznej i przewidywalnej) jest warstwa wizualna filmu oraz, przede wszystkim, główny bohater. Matt Scudder to małomówny samotnik, pełen tajemnic detektyw z przeszłością i alkoholik w jednym. Słowem idealny przykład bohatera nowoczesnego kryminału. Jest przy tym człowiekiem z krwi i kości, a nie superbohaterem. Oznacza to, że nie zawsze wychodzi z pojedynków bez szwanku, nie zawsze jest górą, czasem wręcz dostaje potężny łomot, bo po prostu nie daje sobie rady z przeciwnikiem. Zdarza mu się też popełniać błędy.
Formalnie „Krocząc wśród cieni” utrzymane jest w poetyce neo-noir, z nawiązaniami do filmów sensacyjnych z lat 70. Zdjęcia są przepiękne. Każde pomieszczenie wręcz oddycha barwami, które wydobywa z nich operator, do tego praca kamery nieśpiesznym rytmem kreuje wspaniałe ujęcia, zarówno te statyczne jak i bardziej dynamiczne; z finezją śledząc głównego bohatera, dzięki czemu widz sam po trochu zmienia się w „trzecie oko” detektywa.
Tempo jest wolne, spokojne, przemyślane. Tu nie ma miejsca na efektowne bijatyki, pościgi i strzelaniny rodem choćby ze wspomnianej na wstępie „Uprowadzonej”, która uplasowała Neesona jako nową gwiazdę kina akcji, pomimo faktu, że bliżej mu właściwie do emerytury. Zdecydowanie pod tym względem bliżej tu do „Szpiega” niż „Szklanej pułapki”.
Nie jest to kino bez wad. Ze względu na dość wtórną fabułę zrozumiałym może być fakt, że znajdą się widzowie, którzy poczują się lekko znużeni seansem. Sama historia oraz detektywistyczne śledztwo też nie należą do zbytnio wciągających. Natomiast ludzie zakochani bezgranicznie w lekturach skandynawskich kryminałów powinni dość gładko wejść w poetykę „Krocząc wśród cieni” i dać się ponieść jego powolnej gracji. Koniec końców, to dość średni film, patrząc obiektywnie, ale jest na tyle dobrze i profesjonalnie zrobiony i zagrany (jedna z lepszych ról Lima Neesona na przestrzeni ostatnich lat), że z automatu klasyfikuje się poziom wyżej. Solidna robota.