Krystyna Sienkiewicz: „Czasem żałuję, że ją adoptowałam”
17.01.2017 | aktual.: 17.01.2017 14:27
Należy do ścisłej czołówki najbardziej lubianych polskich aktorek. Jej dorobek to niezliczone role w kabaretach, filmach i przedstawieniach. „Gallux Show”, STS, „Rodzina Leśniewskich” czy „Rzeczpospolita babska”. Można wymieniać bez końca. Jednak dla Sienkiewicz to nie kolejne kreacje okazały się najtrudniejszym życiowym wyzwaniem.
Wydawało się, zwłaszcza w ponurych czasach PRL-u, że jej życie przypominało bajkę: była piękna, inteligentna, zabawna i bogata, jeździła po świecie, w kieszeni miała dolary, a panowie tracili dla niej głowy. Jednak mało kto zdawał sobie sprawę, jak mocno doświadczył ją los.
Dziś mówi, że woli życie w pojedynkę i nie chce być zdana na niczyją łaskę. W niedawnym wywiadzie dla „Dobrego tygodnia” wróciła do bolesnych wspomnień związanych z nieudanymi małżeństwami i córką, którą, jak sama czasem mówi, żałuje, że adoptowała.
Czemu nie chciała mieć dzieci?
W swojej książce zatytułowanej „Cacko” Sienkiewicz zdradziła, dlaczego nigdy nie zdecydowała się zajść w ciążę.
- Kiedyś powiedziałam bratu stryjecznemu, że nie będę rodzić dzieci. Przez moje bachorstwo! * - pisze aktorka. *- Uznałam, że nie rodzi się sierot. Przecież nie wiemy, co się z nami stanie.
To bezkompromisowa deklaracja. Jednak, kiedy poznać bliżej okoliczności, w jakich dorastała gwiazda, łatwiej ją zrozumieć. Rodziców straciła wcześnie. Ojca Sienkiewicz aresztowało SS. Trafił do obozu i tam został zabity. Matka zaczęła ciężko chorować. Pomoc nie przyszła na czas i kobieta zmarła.
Ciotka aktorki zaoferowała pomoc, przyjmując do siebie dziewczynkę. Ale jej bratem nie zdołała się już zaopiekować.
- Rysio trafił więc do domu dziecka przy ul. Krypskiej w Warszawie, a ja z nią pojechałam do Szczytna – opowiadała aktorka w „Super Expressie”.
To właśnie dyrektor domu dziecka odkrył jej talent plastyczny, kiedy przyjechał z wizytą, aby poznać siostrę Rysia. Dzięki niemu dostała się do liceum, a potem na ASP, gdzie związała się ze słynnym STS-em.
Mężczyźni za nią szaleli
- Zarabiałam, miałam dolary, no to byłam pożądaną kandydatką do usidlenia. Mogłam wybierać, przebierać. I wybierałam, przebierałam.
Ale o swoich podbojach miłosnych mówi niewiele, a nazwiska swoich wielbicieli trzyma w tajemnicy.
Wiadomo na pewno tylko o dwóch, tych, którym udało się wcisnąć na palec aktorki obrączkę. Pierwszym z nich był Włodzimierz Rylski, piosenkarz. Rozstali się, gdy Rylski postanowił przeprowadzić się do Niemiec, a Sienkiewicz, zadowolona z przebiegu swojej kariery, stwierdziła, że nie zamierza opuszczać Polski.
Drugim zaś został kolega z STS-u, Andrzej Przybylski. Ten związek miał jednak wyjątkowo przykre zakończenie.
Oskubał ją z majątku
Jeszcze zanim Sienkiewicz stanęła po raz drugi przed ołtarzem, poruszona losem porzuconej w szpitalu małej Julki, postanowiła dziewczynkę adoptować, choć wcześniej zarzekała się, że nie będzie miała dzieci. To dlatego aktorka postanowiła ponownie wyjść za mąż.
- Matka ją porzuciła. Julka urodziła się chora, nikt jej nie chciał. Wzięłam ją ze szpitala, kiedy miała trzy i pół roku. Nauka z trudem jej przychodziła – wspomina aktorka na łamach „Dobrego tygodnia”.
Oczywiście, na drodze do adopcji dziewczynki stanęła biurokracja, urzędnicy i restrykcyjne przepisy. Zdeterminowana aktorka nie zamierzała się poddawać.
Związek z Przyłubskim skończył się rozwodem, w którym Sienkiewicz straciła część majątku, ponieważ nie podpisała intercyzy. Mimo tego aktorka przyjęła go pod swój dach, kiedy okazało się, że jest śmiertelnie chory.
- Nasze życie nie było łóżkowe, było takim paktem niepodpisanym, bo tak było dobrze dla Julki – wspominała w „Cacku”, nie kryjąc, że jako osoba samotna mogła zapomnieć o adopcji dziecka.
Zbyt wiele miłości
Aktorka pokochała małą Julkę, jakby była jej rodzonym dzieckiem, choć początki bycia mamą nie były najłatwiejsze.
*- Gdy zakończyła się procedura adopcyjna, wzięłam ją do domu i pokochałam. Wzięłam ją na przepustkę i od razu przeziębiłam. Ona wtedy po raz pierwszy widziała świat. Nigdy wcześniej nie była na dworze. Kiepsko mówiła, marnie chodziła *– wspominała po latach.
Po pewnym czasie z Julką zaczęły się kłopoty. Nie chciała się uczyć, wagarowała i uciekała z domu. Choć dziewczynka sprawiała trudności i uczyła się z trudem, codziennie miała wsparcie przybranej mamy. Kilka lat temu w rozmowie z „Życiem na gorąco” Sienkiewicz, która kupiła Julce mieszkanie, stwierdziła, że być może dawała jej za dużo miłości.
"Chciała mnie zabić"
- Miała wsparcie. Skończyła kurs modelek, fryzjerki, manicure, pedicure. Wszystko, co chciała, ale nigdzie miejsca nie zagrzała – zdradza aktorka w „Dobrym tygodniu”.
Julka pracowała m.in. jako ochroniarz, zadłużając coraz bardziej swoje mieszkanie. Do tego stopnia, że w 2012 roku bank był bliski jego przejęcia. Wtedy szerokim echem obiła się w prasie sytuacja Sienkiewicz, która zmagając się z groźbą utraty wzroku, była zmuszona do grania, aby pomóc Julce stanąć na nogi.
- Ciągle szukam porozumienia i pomagam. Płacę czynsz, kupuję i dostarczam jedzenie. Julia stała się tak nieufna, że osobiście nie mogę tego robić - zwierzyła się jakiś czas temu artystka.
W najnowszym wywiadzie dla „Dobrego tygodnia” 81-letnia artystka pora kolejny wróciła do niełatwych relacji z córką.
- Chciała mnie zabić. Przychodziła pod dom, wykrzykiwała. Nie chcę o tym opowiadać. Czasem żałuję, że ją adoptowałam.
"Życie jest karaluchem"
Choć życie jej nie oszczędzało, Sienkiewicz nie ma pretensji do losu. Ciągle pozostaje aktywna.
- W wolnych chwilach maluję obrazy, piszę książki* – dodawała. *- Dużo podróżuję. Powiem z czystym sercem, że będę pracowała, dopóki nogi mi posłuszeństwa nie odmówią!
Pytana przez „Dziennik Bałtycki”, skąd bierze na to wszystko siłę, odpowiadała:
- Lubię życie, bo gdybym nie lubiła, to bym się dawno powiesiła na rajstopie u klamki. Fryderyk Jarosy mówił, że ma sposób na karalucha. „Jaki?”, pytano. „Polubić”, odpowiadał. I ja tak robię. Życie jest karaluchem, którego trzeba polubić.