Krystyna Sienkiewicz: „Czasem żałuję, że ją adoptowałam”
Wróciły bolesne wspomnienia
Należy do ścisłej czołówki najbardziej lubianych polskich aktorek. Jej dorobek to niezliczone role w kabaretach, filmach i przedstawieniach. „Gallux Show”, STS, „Rodzina Leśniewskich” czy „Rzeczpospolita babska”. Można wymieniać bez końca. Jednak dla Sienkiewicz to nie kolejne kreacje okazały się najtrudniejszym życiowym wyzwaniem.
Wydawało się, zwłaszcza w ponurych czasach PRL-u, że jej życie przypominało bajkę: była piękna, inteligentna, zabawna i bogata, jeździła po świecie, w kieszeni miała dolary, a panowie tracili dla niej głowy. Jednak mało kto zdawał sobie sprawę, jak mocno doświadczył ją los.
Dziś mówi, że woli życie w pojedynkę i nie chce być zdana na niczyją łaskę. W niedawnym wywiadzie dla „Dobrego tygodnia” wróciła do bolesnych wspomnień związanych z nieudanymi małżeństwami i córką, którą, jak sama czasem mówi, żałuje, że adoptowała.
Czemu nie chciała mieć dzieci?
W swojej książce zatytułowanej „Cacko” Sienkiewicz zdradziła, dlaczego nigdy nie zdecydowała się zajść w ciążę.
To bezkompromisowa deklaracja. Jednak, kiedy poznać bliżej okoliczności, w jakich dorastała gwiazda, łatwiej ją zrozumieć. Rodziców straciła wcześnie. Ojca Sienkiewicz aresztowało SS. Trafił do obozu i tam został zabity. Matka zaczęła ciężko chorować. Pomoc nie przyszła na czas i kobieta zmarła.
Ciotka aktorki zaoferowała pomoc, przyjmując do siebie dziewczynkę. Ale jej bratem nie zdołała się już zaopiekować.
- Rysio trafił więc do domu dziecka przy ul. Krypskiej w Warszawie, a ja z nią pojechałam do Szczytna – opowiadała aktorka w „Super Expressie”.
To właśnie dyrektor domu dziecka odkrył jej talent plastyczny, kiedy przyjechał z wizytą, aby poznać siostrę Rysia. Dzięki niemu dostała się do liceum, a potem na ASP, gdzie związała się ze słynnym STS-em.
Mężczyźni za nią szaleli
Ale o swoich podbojach miłosnych mówi niewiele, a nazwiska swoich wielbicieli trzyma w tajemnicy.
Wiadomo na pewno tylko o dwóch, tych, którym udało się wcisnąć na palec aktorki obrączkę. Pierwszym z nich był Włodzimierz Rylski, piosenkarz. Rozstali się, gdy Rylski postanowił przeprowadzić się do Niemiec, a Sienkiewicz, zadowolona z przebiegu swojej kariery, stwierdziła, że nie zamierza opuszczać Polski.
Drugim zaś został kolega z STS-u, Andrzej Przybylski. Ten związek miał jednak wyjątkowo przykre zakończenie.
Oskubał ją z majątku
Jeszcze zanim Sienkiewicz stanęła po raz drugi przed ołtarzem, poruszona losem porzuconej w szpitalu małej Julki, postanowiła dziewczynkę adoptować, choć wcześniej zarzekała się, że nie będzie miała dzieci. To dlatego aktorka postanowiła ponownie wyjść za mąż.
- Matka ją porzuciła. Julka urodziła się chora, nikt jej nie chciał. Wzięłam ją ze szpitala, kiedy miała trzy i pół roku. Nauka z trudem jej przychodziła – wspomina aktorka na łamach „Dobrego tygodnia”.
Oczywiście, na drodze do adopcji dziewczynki stanęła biurokracja, urzędnicy i restrykcyjne przepisy. Zdeterminowana aktorka nie zamierzała się poddawać.
Związek z Przyłubskim skończył się rozwodem, w którym Sienkiewicz straciła część majątku, ponieważ nie podpisała intercyzy. Mimo tego aktorka przyjęła go pod swój dach, kiedy okazało się, że jest śmiertelnie chory.
- Nasze życie nie było łóżkowe, było takim paktem niepodpisanym, bo tak było dobrze dla Julki – wspominała w „Cacku”, nie kryjąc, że jako osoba samotna mogła zapomnieć o adopcji dziecka.
Zbyt wiele miłości
Aktorka pokochała małą Julkę, jakby była jej rodzonym dzieckiem, choć początki bycia mamą nie były najłatwiejsze.
*- Gdy zakończyła się procedura adopcyjna, wzięłam ją do domu i pokochałam. Wzięłam ją na przepustkę i od razu przeziębiłam. Ona wtedy po raz pierwszy widziała świat. Nigdy wcześniej nie była na dworze. Kiepsko mówiła, marnie chodziła *– wspominała po latach.
Po pewnym czasie z Julką zaczęły się kłopoty. Nie chciała się uczyć, wagarowała i uciekała z domu. Choć dziewczynka sprawiała trudności i uczyła się z trudem, codziennie miała wsparcie przybranej mamy. Kilka lat temu w rozmowie z „Życiem na gorąco” Sienkiewicz, która kupiła Julce mieszkanie, stwierdziła, że być może dawała jej za dużo miłości.
"Chciała mnie zabić"
- Miała wsparcie. Skończyła kurs modelek, fryzjerki, manicure, pedicure. Wszystko, co chciała, ale nigdzie miejsca nie zagrzała – zdradza aktorka w „Dobrym tygodniu”.
Julka pracowała m.in. jako ochroniarz, zadłużając coraz bardziej swoje mieszkanie. Do tego stopnia, że w 2012 roku bank był bliski jego przejęcia. Wtedy szerokim echem obiła się w prasie sytuacja Sienkiewicz, która zmagając się z groźbą utraty wzroku, była zmuszona do grania, aby pomóc Julce stanąć na nogi.
- Ciągle szukam porozumienia i pomagam. Płacę czynsz, kupuję i dostarczam jedzenie. Julia stała się tak nieufna, że osobiście nie mogę tego robić - zwierzyła się jakiś czas temu artystka.
W najnowszym wywiadzie dla „Dobrego tygodnia” 81-letnia artystka pora kolejny wróciła do niełatwych relacji z córką.
- Chciała mnie zabić. Przychodziła pod dom, wykrzykiwała. Nie chcę o tym opowiadać. Czasem żałuję, że ją adoptowałam.
"Życie jest karaluchem"
Choć życie jej nie oszczędzało, Sienkiewicz nie ma pretensji do losu. Ciągle pozostaje aktywna.
Pytana przez „Dziennik Bałtycki”, skąd bierze na to wszystko siłę, odpowiadała:
- Lubię życie, bo gdybym nie lubiła, to bym się dawno powiesiła na rajstopie u klamki. Fryderyk Jarosy mówił, że ma sposób na karalucha. „Jaki?”, pytano. „Polubić”, odpowiadał. I ja tak robię. Życie jest karaluchem, którego trzeba polubić.