Krzysztof Jaroszyński: trudno śmiać się bez przerwy
02.06.2017 | aktual.: 05.06.2017 10:21
Krzysztof Jaroszyński, który w czerwcu obchodzi 64. urodziny, to człowiek orkiestra – satyryk, kabareciarz, reżyser, producent i scenarzysta. Przez lata sam występował na scenie, rozbawiając ludzi jako członek kabaretów "Pod Egidą" i "Dwójka bez Sternika".
Potem, kiedy uznał, że ma dość, zamienił scenę na biurko, pisząc teksty dla rozmaitych artystów – między innymi Cezarego Pazury, Jana Kobuszewskiego, Janusza Gajosa czy Piotra Fronczewskiego. Jest również autorem scenariuszy najpopularniejszych seriali komediowych – to on napisał "Graczyków", "Szpital na perypetiach" i "Daleko od noszy", a część odcinków nawet sam wyreżyserował.
Prywatnie od dawna jest mężem cieszącej się ogromną sympatią widzów aktorki Elżbiety Zającówny. Ale zdobycie jej serca okazało się jednym z największych wyzwań w jego życiu.
Miłość z ekranu
Lata 80. Krzysztof Jaroszyński obejrzał w kinie "Vabank" Juliusza Machulskiego i, jak większość mężczyzn, zachwycił się młodziutką aktorką Elżbietą Zającówną.
Nie wiedział, że już wkrótce będzie miał okazję ją poznać – choć pierwsze spotkanie nie przebiegło w przyjaznej atmosferze.
Jaroszyński i Zającówna spotkali się w teatrze. On pisał właśnie sztukę, ona, zgodnie z życzeniem reżysera, miała w niej zagrać. I choć Jaroszyński nie krył zachwytu nad urodą i talentem aktorki, zaprotestował, twierdząc, że do tej roli, ze względu na wiek, zupełnie się nie nadaje.
''Zawodowo zajmujemy się żartem''
Obrażona Zającówna oczywiście nie chciała utrzymywać z Jaroszyńskim żadnych kontaktów. *On jednak robił wszystko, żeby zatrzeć pierwsze złe wrażenie: obsypywał ją kwiatami i zarzucał propozycjami wspólnych posiłków. *
Wreszcie aktorka zmiękła i wybaczyła mu straconą rolę – zapewne tym łatwiej, że ostatecznie sztuka nigdy nie powstała.
Początkowo oboje byli nastawieni do tego romansu dość sceptycznie. Mieli za sobą nieudane związki i sądzili, że na dłuższą metę nic z tego nie wyjdzie. Połączyła ich... praca.
- Oboje zawodowo zajmujemy się żartem. I chyba właśnie optymizm tak nas do siebie przyciągnął. A oprócz poczucia humoru nie bez znaczenia był mój łagodny charakter – mówiła w "Super Expressie" Zającówna.
Na kłopoty – firma
Pobrali się i wkrótce na świat przyszła ich córka. Zającówna coraz więcej czasu spędzała w domu przy Gabrysi, pracę zawodową stawiając na drugim miejscu.
Dziecko stało się ich całym światem – nawet kiedy założyli firmę producencką, nazwali ją na część córki: "Gabi".
Jak przyznawali, wspólny interes miał być też sposobem na uratowanie ich związku.
- Kiedy urodziła się Gabrysia, Krzysztof poczuł się odtrącony – wspominała Zającówna. - Na chwilę zapomnieliśmy, że się kochamy. Szybko jednak doszliśmy do wniosku, że musimy ratować nasz związek. Postanowiliśmy poświęcać sobie więcej uwagi, zrezygnowaliśmy z niektórych zawodowych planów, tych, które wymagały od nas ciągłych wyjazdów. Założyliśmy firmę, by pracować na miejscu, w Warszawie.
Sekretny romans
Jak podaje "Na żywo”, nie był to jednak ani pierwszy, ani ostatni kryzys małżonków.
Jaroszyński miał ulec urokowi Ilony Felicjańskiej, II wicemiss w konkursie Miss Polonia, którą poznał pod koniec lat 90.
- Spotykali się ukradkiem, bo ona wiodła żywot singielki, ale on związany był węzłem małżeńskim z aktorką Elżbietą Zającówną – czytamy w magazynie.
Sekret wkrótce ujrzał jednak światło dzienne i kochankowie postanowili się rozstać.
– Ela bardzo przeżyła zdradę męża. Nie przypuszczała, że ktoś tak bliski, ojciec jej córki, może jej wyrządzić tak dotkliwą krzywdę – mówiła koleżanka aktorki. –* I choć Jaroszyński pokornie wrócił do żony, ich związek nigdy już nie był taki sam.*
Ponury satyryk
Choć Jaroszyński przez wielu uważany jest za jedną z najzabawniejszych osób w kraju, on sam ma się za ponuraka.
- Gdyby satyryk miał być satyryczny i w domu, to znaczyłoby, że zegarmistrz musi być zawsze punktualny – mówił w "Super Expressie”. *- A tak przecież być nie musi. Z pewnością moje teksty są bardziej pełne humoru niż ja sam. W końcu trudno śmiać się bez przerwy. Nie wiem, czy jestem aż takim ponurakiem. Ale prawdą jest, że dość łatwo się irytuję i wpadam w gniew. Co prawda szybko mi też przechodzi. To zasługa żony, która jak nikt potrafi mnie rozładować. *
''Nie sprzedaję gumy do majtek''
Chociaż na scenie odnosił wielkie sukcesy, nie tęskni za występami.
- Mam za sobą dość długą przeszłość kabaretową. I już się w swoim życiu na scenie nastałem. Za brawami też specjalnie nie tęsknię* – mówił w "Dzienniku Bałtyckim". *- Teraz wolę pisać niż występować. Nie przeszkadza mi to, że jestem w drugim rzędzie.
Kabaret porzucił bez żalu.
- W pewnym momencie zobaczyłem, że ja się na scenie nie rozwijam** – dodawał. - **Teraz bardziej bawi mnie pisanie, reżyseria.
O swojej pracy mówi:
- Staram się wszystko robić, po prostu, porządnie. To nie jest tak, że jestem nadmiernie ambitny i zamierzam proponować ambitną twórczość. Ale też nie sprzedaję gumy do majtek na metry. Celuję gdzieś w środek. Pamiętając, że chcę rozbawiać, ale nie zawstydzając przy tym samego siebie. To nie jest łatwa granica.