Krzysztof Kieślowski: jego ostatnie słowa są kwintesencja tego, kim był

Krzysztof Kieślowski: jego ostatnie słowa są kwintesencja tego, kim był
Źródło zdjęć: © Forum

10.12.2017 | aktual.: 10.12.2017 20:10

Reżyser kultowego "Dekalogu" (1988) - uważanego przez Stanleya Kubicka za "arcydzieło życia" - i trylogii "Trzy kolory" (1993-1994). Twórca, do którego porównuje się nielicznych współczesnych filmowców. Artysta obcujący z metafizyką, duchowością i małym polskim realizmem.

Krzysztof Kieślowski, jeden z najwybitniejszych polskich twórców, zmarł 21 lat temu, w 1996 roku, po operacji serca. Publiczność miała go zawsze za człowieka poważnego, nieco wyniosłego, trzymającego dystans – tymczasem, jak wspomina jego córka, Kieślowski był mężczyzną wesołym, dowcipnym i skorym do żartów.

A ostatnie słowa, jakie usłyszały od reżysera przed jego śmiercią córka i żona, są kwintesencją tego, jakim był człowiekiem.

1 / 9

''Może ty się po prostu do tego nie nadajesz''

Obraz
© Forum

Choć wydaje się to nie do pomyślenia – tak naprawdę niewiele brakowało, a Kieślowski musiałby wybrać inną ścieżkę kariery, bo komisja egzaminacyjna długo nie mogła poznać się na jego talencie.

"Pamiętam, jak drugi raz zdawałem do Łodzi" – wspominał Kieślowski w autobiografii. "Wróciłem z egzaminu i umówiłem się z mamą w Warszawie, na Placu Zamkowym, przy ruchomych schodach. Mama liczyła chyba na to, że się dostanę, ale ja już wiedziałem, że nic z tego. Przyjechała górą, a ja dołem. Wjechałem ruchomymi schodami i wylazłem na zewnątrz. Padał deszcz, jak cholera"

"Powiedziałem mamie i stała taka zmoknięta. Strasznie jej było przykro, że nie dostałem się po raz drugi. Powiedziała: 'Słuchaj, może ty się po prostu do tego nie nadajesz'. I nie wiem, czy płakała, czy to był deszcz, ale zrobiło mi się jej strasznie żal. Taka była smutna. Wtedy właśnie zdecydowałem, że się tam dostanę choćby nie wiem co. Udowodnię im, że się nadaję".

2 / 9

''W naszym domu nie było napięć''

Obraz
© East News

Jeszcze na studiach, w 1967 roku, poślubił Marię Cautillo (na zdjęciu); pięć lat później na świat przyszła ich córka Marta (na zdjęciu).

- Zwykła domowa codzienność z trudem konkurowała ze sztuką, w którą głęboko zaangażowany był Krzysztof, ale w naszym domu nie było napięć – mówiła w wywiadzie dla portalu Nowy Folder wdowa po Kieślowskim.

Dodawała również, że nigdy nie była muzą męża i miała niewielki wpływ na jego decyzje zawodowe, choć czasami słuchał jej podszeptów.

- W sposób naturalny, w rozmowach czy pierwszych czytaniach scenariuszy, wyrażałam swoje opinie. Bywało, że Krzysztof brał je pod uwagę lub, jak w przypadku obsadzenia Henia Baranowskiego w pierwszym "Dekalogu", wykorzystywał mój pomysł – wspominała.

3 / 9

Mądre zdania

Obraz
© PAP

Córka reżysera, Marta, zapamiętała ojca jako mężczyznę troskliwego, który dbał o jej edukację i pragnął, by stale się rozwijała.

- W dzieciństwie odrabiał ze mną lekcje, wieczorami czytał mi książki i tuż przed snem przez 15 minut przepytywał z angielskiego. Dzień w dzień! Uczył mnie też precyzyjnego pisania i mówienia – opowiadała w wywiadzie dla magazynu "Pani".

Przyznawała też, że ojciec był dla niej wzorem.

- Tata zawsze wypowiadał się krótko, ale to były mądre zdania i pamiętam je do dziś – wspominała. - Wszyscy zapamiętali wypowiedź mojego ojca, który po odebraniu w Berlinie nagrody [otrzymał Europejską Nagrodę Filmową w kategorii najlepszy film – przyp. red.] za "Krótki film o zabijaniu" powiedział: "Mam nadzieję, że Polska jest w Europie".

4 / 9

''Bywał totalnie zwariowany''

Obraz
© East News

Wśród głównych cech swojego ojca Marta Kieślowska wymieniała poczucie humoru. Reżyser, znany ze swoich poważnych, mocnych filmów, prywatnie, jak się okazuje, był prawdziwym wesołkiem.

- Gdy miał taki zadziorny wzrok i minę łobuza, wiadomo było, że zrobi mamie jakiś dowcip – opowiadała w "Pani". - Kiedyś do jej roweru, składaka, wsadził zdechłego zaskrońca. Mama krzyczała wniebogłosy! Tata był superdowcipny. Ludzie postrzegają go tylko jako poważnego reżysera, ale on miał w sobie bardzo dużo radości życia.

Córka Kieślowskiego wspominała również, że zawsze mogła liczyć na swojego ojca, wiedziała, że w razie potrzeby ją obroni.

- Na nartach tata złapał boleśnie za nos faceta, który wjechał mi na deski i nie chciał przepuścić w kolejce do wyciągu. Zrobił to w taki sposób, jak w jednej ze scen "Dekalogu X". Myślałam wtedy, że pobije tego faceta, ale nie mógł nic zrobić, bo był na nartach, więc złapał go za nos – śmiała się w "Pani".

- Tata robił tysiące takich rzeczy. Na co dzień był poważnym człowiekiem, odpowiedzialnym za pracę wielu ludzi, miał autorytet, ale bywał też totalnie zwariowany.

5 / 9

''Pa, na razie''

Obraz
© East News

Choroba przyszła niespodziewanie. Kieślowski do ostatniej chwili nie tracił nadziei, że wszystko będzie dobrze. Rozpoczął remont mazurskiej chatki, w której chciał pisać. Planował kolejny wyjazd na narty.

- Ostatni raz rozmawialiśmy przed jego operacją serca. Kiedy odprowadzał nas z mamą (na zdjęciu - przyp. red) w szpitalu do wyjścia, podskoczył wesoło w piżamie i zrobił pajacyka. Powiedzieliśmy sobie tylko: "Pa, na razie"” - wspominała w "Pani" ostatnie spotkanie z ojcem Marta.

Przyznaje, że wciąż nie może pogodzić się z jego śmiercią.

- Śni mi się bardzo często, że tata nagle przyjeżdża. Ja mam do niego żal i mówię: "Jak mogłeś udawać tyle lat, że cię nie ma?!" - dodawała.

6 / 9

Poważny wypadek

Obraz
© East News

- Po śmierci taty miałyśmy z mamą bardzo poważny wypadek samochodowy, z którego ledwo uszłyśmy z życiem. Ktoś ze znajomych wyliczył, że to się stało dokładnie 40 dni po pogrzebie taty. W religii katolickiej chyba właśnie tyle dni dusza wędruje po ziemi, a potem idzie do nieba. Było tak, jakby tata chciał nas albo ze sobą zabrać, albo ochronić – opowiadała w "Pani". - Jeśli tak, to wybrał dla nas ten drugi scenariusz.

7 / 9

Genialny reżyser

Obraz
© East News

Mało kto zdobywa się na podważanie geniuszu Kieślowskiego. Reżyser odkrywał piękno w codzienności; szukał niezwykłości w relacjach między ludźmi.

Szukał intymności, poniekąd był podglądaczem – badał gesty i sens spojrzeń, przysłuchiwał się rozmowom. Chciał mieć dostęp do emocji, o których nie opowiada się wszem i wobec. Z tego względu przypomina trochę sędziego z "Trzech kolorów: czerwonego" (1994) – mężczyznę, który podsłuchiwał prywatne rozmowy telefoniczne, szukał kontaktu z przestrzenią intymnych doznań.

Artysta zmarł w trakcie prac nad scenariuszem "Nieba" – pierwszą częścią swojej kolejnej trylogii, której realizację planował wspólnie z Krzysztofem Piesiewiczem.

8 / 9

Odbrązawianie pomników

Obraz
© East News

O mistrzach zwykle mówi się tylko dobrze. Ich wpadki ulegają zapomnieniu równie szybko, jak szybko rozdmuchuje się dziś skandale celebrytów.

Z drugiej strony nie mija moda na odbrązawianie pomników. Współcześni dziennikarze, kolejni naśladowcy i niefortunne porównania owocują rodzeniem się ostrych uwag krytycznych. Również o Kieślowskim.

9 / 9

Krytyka

Obraz
© Wikimedia Commons CC BY-SA

Ostrze krytyki w reżysera wymierzył m.in. Robert Ziębiński, który na łamach Newsweeka napisał:

"scenariusze Kieślowskiego i Piesiewicza, tak samo jak dzieła Coelho, dotykają rzeczy ważnych, a niekiedy ostatecznych (śmierć, przemijanie, miłość, duchowe wypalenie) i opisują je w niemal identyczny sposób. Różnica jest jedna: Coelho ogranicza własną inwencję twórczą do parafrazowania buddyjskich, żydowskich i islamskich przypowieści, podczas gdy Kieślowski i Piesiewicz próbowali opowiadać o kondycji współczesnego człowieka swoimi słowami. Efekt jest jednak ten sam – naiwne dzieła silnie zanurzone w naiwnej symbolice".

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)