Krzysztof Materna: Nie ma już powodów do narzekań
Przez wiele lat do spółki z Tomaszem Mannem rozbawiał miliony telewidzów – choć jemu samemu nie zawsze było do śmiechu. Ojciec trzymał go krótko i w domu wprowadzał „terror”, co odcisnęło się potem piętnem na życiu dorastającego Krzysztofa Materny.
Przez wiele lat do spółki z Wojciechem Mannem rozbawiał miliony telewidzów – choć jemu samemu nie zawsze było do śmiechu. Ojciec trzymał go krótko i w domu wprowadzał „terror”, co odcisnęło się potem piętnem na życiu dorastającego Krzysztofa Materny.
Ze szkoły teatralnej wyleciał, bo nie przypadł do gustu jednemu z profesorów. A potem sam zrezygnował z dobrze zapowiadającej się kariery w mediach, zniesmaczony obecną „telewizją komercyjną”. Teraz jednak nie znajduje zbyt wielu powodów do narzekań. Ma u boku żonę – trzecią z kolei – która, jak twierdzi, jest dla niego nagrodą za wcześniejszą gehennę.
Cieszy się też szacunkiem i sympatią kolegów – w tym Karoliny Korwin-Piotrowskiej, którą, jak wieść niesie, uratował od samobójstwa.
Ojcowski reżim
Urodził się 28 października 1948 roku w Sosnowcu. Dzieciństwa nie wspomina najlepiej– głównie przez zachowanie swojego taty.
- Byłem cały czas w potwornym reżimie ojcowskim. On terroryzował cały dom* – opowiadał w wywiadzie dla "Pani". *- Terror, który mój ojciec wprowadzał i który był wynikiem jego wychowania i traumy po gimnazjum jezuickim, był dla mnie, chłopca, niedopuszczalny. Musiałem kryć się na podwórku, tłumaczyć się, że tam mam kolegów.
Dopiero po latach zdołali naprawić te relacje.
* - Udało mi się z nim porozumieć jak ojcu z synem, ale za późno* – wspominał i dodawał: - Całe dorosłe życie walczę, żeby nie być swoim ojcem.
Wyrzucono go ze szkoły
Mama odkryła, że jej syn ma ogromny talent aktorski.
- To ona pojechała ze mną na Ogólnopolski Konkurs Recytatorski do Szczecina i po prostu zawsze była– wspominał Materna.
Dzięki niej miał tyle wiary w siebie, by stanąć przed komisją w szkole teatralnej. Dostał się bez problemu. Ale długo tam miejsca nie zagrzał.
- Po pierwszym semestrze i poprawce oblałem podstawowe zadania aktorskie, ponieważ mój profesor stwierdził, że jestem niewyrazisty, że nie potrafię twarzą pokazać tego, co mam w środku– mówił w "Pani". - Pewnie też za wiele innych rzeczy i za to też, że się rzuciłem w wir działań pozastudenckich, czyli kluby, wino, jazz, rock. Legitymacja szkoły teatralnej, wstęp do akademika żeńskiego i tak dalej.
Nie zamierzał się poddać
- Zostałem maszynistą w Teatrze Słowackiego z silnym postanowieniem, że będę drugi raz zdawał egzamin wstępny, co było czymś nieprawdopodobnym – mówił we wspomnianym wywiadzie.
Niemal zupełnie zerwał kontakt z rodzicami.
Nie poddał się jednak. Szkołę wreszcie odpuścił, ale zaczął występować w kabarecie, prowadził koncerty i festiwale, zaczął też pojawiać się na ekranie – wystąpił w kilku serialach i filmach, jak na przykład „Tańczący jastrząb”, „Klakier”, „Bal na dworcu w Koluszkach” czy „Złoto dezerterów”.
Trudny we współpracy
Ciągnęło go również do reżyserki.
- Byłem 10 lat asystentem Gruzy i przyszedł taki moment, w którym miałem dosyć budowania swojej osobowości w przypadkowych zjawiskach typu festiwale, trasy koncertowe. Gruza powiedział mi: „Słuchaj, ty powinieneś reżyserować” - wspominał w "Pani". Marzenie spełnił, został drugim reżyserem w dwóch filmach fabularnych: „Klakier” i „Akademia Pana Kleksa”.
Równocześnie współpracował z Wojciechem Mannem, tworząc kilka programów autorskich, w tym „Z duchem czasu”, „Za chwilę dalszy ciąg programu” czy „MdM”.
Obecnie coraz rzadziej pojawia się w telewizji, choć jego telefon dzwoni dość często. Twierdzi, że nie chce się rozdrabniać i robić nic wbrew sobie.
- Odrzuciłem wiele propozycji w telewizji komercyjnej, dlatego że dla mnie czytanie z promptera w teleturnieju jest stratą czasu– tłumaczył. - Mówią, że jestem trudny we współpracy.
Uratowali ją przed samobójstwem
Jak twierdzi Karolina Korwin-Piotrowska, to właśnie Krzysztof Materna i Wojciech Mann uratowali ją, kiedy chciała odebrać sobie życie.
- Wyznała, że po ukończeniu studiów na historii sztuki przeżyła załamanie, bo nie mogła zrealizować swojego marzenia, pracy w galerii sztuki za granicą* – czytamy w "Twoim Imperium". *- Musiała zostać w kraju, gdyż nie mogła porzucić rodziców, którzy wówczas ciężko zachorowali. Twierdzi, że była bliska samobójstwa. Przed popełnieniem nieodwracalnego czynu uratowali ją, jak wspomina, Wojciech Mann i Krzysztof Materna.
W jaki sposób? Dziennikarka przeczytała ogłoszenie, że poszukują pracowników do swojej rozgłośni radiowej. Udała się na przesłuchanie, przypadła obu panom do gustu, więc zaproponowali jej pracę.
– To była chwila, w której zmieniłam swoje życie o 180 stopni – twierdziła.
Żona nagrodą za gehennę
Dziś, choć tak rzadko pojawia się publicznie, Materna nie narzeka.
Odpoczywa, gra w golfa, zajmuje się reżyserią teatralną i spędza czas z ukochaną małżonką, młodszą od niego o 20 lat Magdaleną. Wcześniej był dwukrotnie żonaty, ale tych związków nie wspomina najlepiej.
– Po trzecim spotkaniu wiedziałem, że jest tą kobietą, z którą chcę być. Dzięki żonie mam przedłużoną młodość. Różnica wieku między nami dała mi prawdziwego kopa. Koledzy zazdroszczą mi żony. A ja im mówię, że to nagroda za gehennę, którą przeżyłem wcześniej – wyznawał. (sm/gb)