Ksar Hedada. Tu Hollywood zarobiło miliard dolarów. Co stało się z tym miejscem?
"Life is good" brzmi napis w kawiarni znajdującej się tuż obok zabytkowego Ksaru Hadada. Tu ponad 20 lat temu "life was good" dla George’a Lucasa, gdy kręcił "Gwiezdne wojny: Mroczne widmo".
Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
"Tatooine I to olbrzymi żółty glob prażący się w żarze dwóch słońc. To świadectwo wytrwałości życia. Jej rdzenni mieszkańcy musieli znaleźć sposób na przetrwanie na nieprzyjaznych, jałowych pustyniach (…) Nieliczne osady na Tatooine oddzielone są przez rozległe połacie pustyni. Niski standard życia i surowe warunki sprawiają, że poszczególne miasteczka niewiele się od siebie różnią. Niemniej położenie Mos Espy w pobliżu słynnego toru dla ścigaczy nadaje jej wyjątkowy charakter"…
Tak o fikcyjnej planecie Tatooine I i leżącej na niej ubogiej osadzie Mos Espa piszą twórcy przewodnika "Star Wars. Lokacje", wydanego w 2016 r. przez Egmont. Książka to gratka dla tych, którzy kochają świat stworzony przez George’a Lucasa, ale marzeniem jest wizyta w prawdziwym miejscu, gdzie Lucas przed dwudziestoma laty rozstawił swoje kamery. Oto Tataouin, a dokładnie wieś Ksar Hedada.
W nie tak odległej galaktyce
Gdyby w równie malowniczy sposób opisywać tunezyjski Tataouin, to w gruncie rzeczy nie trzeba by było wiele zmieniać z opisu filmowego Tatooine I. Żółty krajobraz prażący się w słonecznym żarze zakłócają co jakiś czas pojawiające się na trasie miasteczka, które niewiele różnią się od siebie. Niemniej położenie Ksaru Hedada i zarazem słynnego planu zdjęciowego nadaje temu miejscu wyjątkowy charakter.
Południowo-wschodnia część Tunezji. Klimat: saharyjski. Ludność: niewiele ponad tysiąc mieszkańców, parających się głównie hodowlą owiec, kóz i uprawą oliwek.
To właśnie w tym zakątku magicznej, ale i surowej Tunezji George Lucas postanowił stworzyć jeden z filmowych światów. Po dwóch godzinach podróży samochodem od turystycznej Dżerby trafia się do miejsca, w którym czas się zatrzymał. Dosłownie i w przenośni.
Tu rytm dnia wyznacza muezzin, nawołujący mieszkańców do modlitwy. Jest pokryty bielą meczet z lat 50., pod którym panowie grają w karty i rozprawiają o nielicznych turystach, którzy akurat pojawili się w okolicy.
Są dwie opustoszałe kawiarnie. W jednej z nich, Cafe l'étoile, przy miętowej i słodkiej jak cukierki herbatce panowie właśnie oglądają "Ligę Sprawiedliwości". Superman powstaje z martwych. Oszołomiony atakuje Wonder Woman. Film zarobił na świecie prawie 660 mln dolarów.
Ponad miliard dolarów zarobiło kręcone trzy metry dalej "Mroczne widmo".
Tu urodził się Anakin i wielki biznes
Przed wejściem do zabytkowego ksaru, czyli spichlerza, służącemu miejscowym przez kilka wieków, ustawiono pamiątkową tablicę. Jest na niej taki napis: "Amerykański filmowiec George Lucas wykorzystał tę budowlę, by stworzyć miasto Mos Espa na planecie Tatooine, ukazanej w filmie ‘Gwiezdne wojny: Mroczne widmo’, który okazał się niebywałym sukcesem. Czas kręcenia: lipiec 1997".
To dziś jeden z nielicznych śladów tego, że przed nami prawdziwa turystyczna perełka. Kiedyś działał tu hotel, były pamiątki, wycieczki turystów. Teraz nikogo nie wita przebrany za postać z "Gwiezdnych wojen" przewodnik, nie ma sklepu z pamiątkami, żadnej gumowej Jabby, styropianowego Anakina, przy którym można by sobie zrobić zdjęcie. Żadnego kiczu i komercji.
Na blacie ktoś zostawił trzy zdjęcia – fotosy z "Mrocznego widma", które podpowiadają, które dokładnie sceny nagrywano w tym miejscu ponad 20 lat temu.
Ksar Hedada stał się tłem dla Mos Espy, czyli osady, w której żyli Anakin i Shmi Skywalker, niewolnicy handlarza Watta (zdjęcia do tych scen kręcono też w Ksar Ouled Soltane).
Po awaryjnym lądowaniu do Mos Espy docierają Qui-Gon Jinn (Liam Neeson), Padmé Amidala (Natalie Portman), Jar Jar (Ahmed Best) i ich droid R2-D2. Przez przypadek trafiają na małego Anakina, w którym Qui-Gon Jinn wyczuwa wielką moc. W tamtym czasie w Tunezji filmowcy wielkiej mocy nie czuli wcale.
- Byliśmy biednym krajem, bez infrastruktury. Nie mieliśmy żadnego zaplecza. Nie mieliśmy specjalistów. Może kilka zapalonych dzieciaków ze szkół filmowych – wspominał w rozmowie z "Deadline" Tarak Ben Ammar, który w wieku 27 lat nadzorował plan zdjęciowy "Mrocznego widma". Dzisiaj Ammar to "gruba ryba" branży filmowej, producent i dystrybutor.
- George potrzebował pustynnego terenu, który będzie wyglądał jak obca planeta, ale nie będzie to miejsce zbyt oddalone od Europy. A to esencja piękna Tunezji. Byliśmy tylko godzinę samolotem z Rzymu. Dwie i pół z Londynu. Pamiętam, że George nie miał wielu pieniędzy na ten film. Nikt nie miał pojęcia, jak wielka to będzie produkcja. Absolutnie nikt nie pokładał w to przedsięwzięcie takiej wiary – opowiadał producent.
Dzięki temu, że Lucas przyjechał do Tunezji kręcić swój film, cały kraj na tym skorzystał i politycznie (zmieniające się nastawienie do państw arabskich; odczarowanie tamtych lokacji dla innych twórców), ale przede wszystkim gospodarczo.
– Przemysł filmowy od czasów "Gwiezdnych wojen" dał pracę 850 tys. Tunezyjczykom. W kraju liczącym 10 mln obywateli, to naprawdę dużo – komentował Ammar.
Mroczne widmo
Dla części zapalonych fanów wizyta w Ksarze Hedada będzie spełnieniem marzeń, dla innych może być jednak rozczarowaniem. Nikt tu nie prowadzi wielkiego, komercyjnego biznesu i nie zbija fortuny na turystach, którzy chętnie przytuliliby się do gumowej Jabby albo wsiedli do atrapy pojazdu, którym Anakin ścigał się w filmie.
Niewielkie, niskie korytarze ksaru wyglądają tak, jakby chwilę temu George Lucas spakował kamery. Czas naprawdę się tu zatrzymał i nikt nie prowadzi tu dziś żadnego większego biznesu poza tym, że mogą te puste mury odwiedzać turyści. Gdzieś wala się gruz, gdzieś widać wiadra i taczki pozostawione przez robotników, gdzieś na stoliku są jeszcze niedopałki papierosów. Ktoś tu pracuje, by chronić ten zabytkowy ksar przez słońcem i pustynnym piaskiem, wżerającym się w ściany, które mają taką historię.
Fakt jest taki: Tunezyjczycy mogliby tu zarabiać krocie. Tyle straconych możliwości! Mogliby czerpać z tego miejsca pełnymi garściami podobnie jak Marokańczycy, którzy mają swoje Atlas Studio i całe Ouarzazate, gdzie kręcono kilkadziesiąt hollywoodzkich produkcji. Tam udało się zachować mnóstwo fantów pozostawionych przez ekipy filmowe. "Ouarzawood" to już miejscowa legenda, świetnie wykorzystany potencjał i przy tym dobrze zainwestowane środki z marokańskiego ministerstwa, które robi niezły biznes na produkcjach filmowych. Korzystają i miejscowi, i turyści.
Jest w tym tunezyjskim pustkowiu jednak coś niezwykłego i magicznego, zdecydowanie wartego odwiedzenia. Może to dobrze, że są jeszcze miejsca, których właściciele nie zaglądają łapczywie do portfeli turystów? A może to zwyczajnie kwestia przypadku i po pandemii turystyczny kicz wróci do starego spichlerza?
Niechęć do inwestowania w to miejsce może przyczynić się do smutnego końca Ksaru Hedada. Ile lat będzie opierał się Słońcu, Saharze i deszczom, jeśli nikt o niego nie zadba? Zostanie z tego już tylko mroczne widmo.