"Lombard". Ząb mamuta i Matka Boska w wodorostach [recenzja]
Największy lombard Europy mieści się w Bobrku, najbiedniejszej dzielnicy Bytomia. To nie jest zwyczajny biznes, a centrum spotkań lokalnej społeczności. Film o tym miejscu wygrał właśnie festiwal Millenium Docs Against Gravity.
Bytom, ul. Wytrwałych 1, żółty budynek po Biedronce. To tu mieści się bohater filmu "Lombard" Łukasza Kowalskiego, który wygrał właśnie festiwal Millenium Docs Against Gravity, czyli właśnie tytułowy lombard. Jak głosi hasło reklamowe, można w nim znaleźć "wszystko od igły po helikopter". – Mamy ponad 70 tys. przedmiotów, na pewno coś pani wybierze. Zastawy, szkło, porcelana, obrazy lampy… Jest tego multum – mówi w jednej z początkowych scen pani Jola, współwłaścicielka lombardu, która przechadza się pośród stert rupieci w długim futrze niczym diwa.
W początkowych scenach filmu odkrywamy stopniowo lombard i jego fascynujące wnętrze. To prawdziwy labirynt złożony z mniej lub bardziej intrygujących przedmiotów. Jest tu sprzęt AGD, ubrania, książki, liczne "durnostoje" i tandetne dewocjonalia, spośród których uwagę przykuwają m.in. zegar z podobizną Jana Pawła II oraz figurka Matki Boskiej w plastikowych wodorostach. Oprócz przedmiotów stopniowo poznajemy też klientów. Ale w zasadzie jedynymi osobami, które wydają tu pieniądze, są właściciele. Reszta przekraczających próg lombardu próbuje coś zastawić, by prawdopodobnie nigdy po to nie wrócić.
Początkowo jest zabawnie. Dialogi o dziwnych przedmiotach, jak ząb mamuta czy kłótnie o zepsuty blender, brzmią absurdalnie. Szybko jednak okazuje się, że pod płaszczykiem komizmu skrywa się opowieść o mieście, które popadło w ruinę po zamknięciu kopalni. O ludziach skazanych na życie w biedzie, schorowanych, bez pracy, z nałogami, doświadczających przemocy domowej. O dzieciach o smutnych spojrzeniach, które miały nieszczęście urodzić się i wychowywać w Bobrku, jednej z najbiedniejszych dzielnic Bytomia.
Temat biedy chętnie jest eksploatowany przez polskie kino. Niesie to ze sobą ryzyko ośmieszenia bohaterów czy żerowania na ich historii. Kowalskiemu udaje się tego uniknąć, bo zamiast skupiać się na biedzie w centrum historii umieszcza panią Jolę, której wielkie serce nie pozwala na obojętność na los odwiedzających jej lombard. Zrobi wszystko, by coś od nich kupić, gdy są w potrzebie. A gdy nie mają nic do sprzedania, wynajmuje ich do odśnieżania. Dzieciom bez zimowych kurtek oddaje ubrania za darmo, a kobiecie, która żyje ze sprzedaży puszek, oferuje pomoc w ich zbieraniu.
To wszystko sprawia, że ludzie chętnie do lombardu przychodzą. Pracownicy oferują im czas i życiowe porady, np. co zrobić, gdy mąż bije. Ale lombard bliski jest bankructwa. Żeby ratować biznes, właściciel, który co chwila wpada na kolejne szalone pomysły marketingowe, postanawia zorganizować piknik przed budynkiem. Podczas imprezy będą też licytowane przedmioty.
Lombard (The Pawnshop) - trailer | 19. Millennium Docs Against Gravity
Film Kowalskiego sprawia, że ma się ochotę natychmiast wyruszyć do Bytomia, by przetrząsnąć półki z tymi wszystkimi rupieciami. By poznać właścicieli, poczuć klimat tego miejsca. To jednak nie będzie możliwe dla klienta z zewnątrz, bo cała magia filmowego lombardu polega na tym, że stał się on centrum spotkań lokalnej społeczności. Jest jednocześnie poradnią, pośredniakiem, MOPS-em i domem kultury. Pytanie tylko, jak długo właściciele będą w stanie to ciągnąć. Jedno jest pewne: poddawać się szybko nie mają zamiaru.