Lubimy filmy historyczne, bo tęsknimy za autorytetami
Rosnące w Polsce zainteresowanie filmami historycznymi może wynikać z tęsknoty za wzorcami postępowania i autorytetami moralnymi w dobie kryzysu wartości - ocenili filmowcy i historyk na poniedziałkowej konferencji prasowej poświęconej obrazowi Ryszarda Bugajskiego "Generał Nil".
Film - będący opowieścią o gen. Auguście Emilu Fieldorfie ps. Nil, wielkim polskim bohaterze, dowódcy Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej, którego po wojnie komuniści nazwali wrogiem polskiego narodu i zabili - trafi do kin 17 kwietnia.
Na poniedziałkowej konferencji w Warszawie reżysera Ryszarda Bugajskiego pytano, dlaczego jego zdaniem powstaje coraz więcej filmów o znanych postaciach z historii - jak np. zrealizowane ostatnio obrazy o ks. Jerzym Popiełuszce, generale Władysławie Sikorskim, czy generale Fieldorfie.
"Mogę domyślać się, że jest pewnego rodzaju nostalgia, tęsknota za ludźmi, którzy o coś walczyli" - odparł reżyser "Generała Nila". "Brak jest wzorców osobowościowych dla młodych ludzi. Młodzi nie chcą wzorować się na przykład na bankierach - bo to po prostu nudne i pewnie nikogo nie może zafascynować jako wzór osobowościowy" - ocenił Bugajski.
Jego zdaniem, autorytetami dla młodych Polaków mogą być natomiast ludzie, dla których najważniejszymi wartościami były honor i miłość do ojczyzny, jak gen. Fieldorf - bohaterski dowódca Kedywu, czy rotmistrz Witold Pilecki - który po to, by ratować innych, sam narażał się na śmierć, dobrowolnie udał się do Auschwitz i zbudował tam organizację podziemną.
Sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik uważa, że w filmie Bugajskiego "Generał Nil" pokazano taką postać, jaka byłaby "niezwykle potrzebna dzisiaj - w świecie, gdzie tak naprawdę do wartości nie przywiązuje się prawie żadnej wagi".
"Historia to nie tylko procesy, zjawiska, wydarzenia. To przede wszystkim ludzie. Nie masy kształtują to, co się dzieje, lecz jednostki. Generał 'Nil' był postacią wyjątkową. Stanowił kwintesencję doświadczeń polskich przełomu XIX i XX wieku oraz losów Polaków pierwszej połowy XX wieku" - powiedział Przewoźnik. Jak ocenił, Fieldorf reprezentował pokolenie Polaków wyposażone w cechy, które w obecnych czasach spotyka się już znacznie rzadziej. "To byli ludzie z zasadami, wierni wartościom. Niestety, za wierność wartościom płacili najwyższą cenę" - powiedział Przewoźnik.
Agnieszka Odorowicz, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (PISF) - który dofinansowuje produkcję filmów w Polsce - potwierdziła, że reżyserzy coraz chętniej podejmują tematy historyczne, licząc na zainteresowanie publiczności.
"Środowiska przywiązane do tradycji stwierdzały ze zgrozą, że polska młodzież ma mało pojęcia o historii najnowszej" - powiedziała Odorowicz. Jej zdaniem, filmowcy uwzględnili te uwagi i starają się odpowiedzieć na potrzebę realizowania filmów historycznych. "'Katyń' Wajdy, film o księdzu Popiełuszce, potem filmy o generałach Sikorskim i Fieldorfie" - wymieniała Odorowicz.
Szefowa PISF wysoko oceniła "Generała Nila". Jak powiedziała, ten film to "wspaniały powrót do kina Ryszarda Bugajskiego".
Odorowicz przypomniała, że niedługo do kin trafią filmy o budowie portu w Gdyni i o inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 r. Akcja pierwszego, zatytułowanego "Miasto z morza" (reż. Andrzej Kotkowski) rozgrywa się w Gdyni w latach 1923-1926; w obsadzie są m.in. Marian Dziędziel i Olgierd Łukaszewicz. W drugim - komedii "Operacja 'Dunaj'. Kochaj i walcz" (reż. Jacek Głomb), wspólnej produkcji Polski i Czech - wystąpili m.in. Zbigniew Zamachowski, Maciej Stuhr i Jirzi Menzel.
"Planowane są także kolejne filmy historyczne - powiedziała Odorowicz. - W przygotowaniu jest na przykład świetny scenariusz o Dywizjonie 303 Władysława Pasikowskiego. Mamy też fantastyczną możliwość realizacji z Amerykanami filmu o wojnie polsko- bolszewickiej".