Maciej Stuhr: Znalezienie właściwej drogi było naprawdę trudną sztuką
Wywiad z Maciejem Stuhrem Słynny czeski paradoks Aktor kocha Czechy za wyjątkowych ludzi. W filmie ”Operacja Dunaj” zagrał u boku legendy czeskiego kina Jiriego Menzla. Jak sam przyznaje jest to człowiek niesamowity, o ogromnym poczuciu humoru i niespożytej energii. Maciej jako żołnierz w sławnym czołgu ”Biedroneczka” na ekranie prezentuje się fantastycznie. Jednak prywatnie jazda czołgiem była dla niego wątpliwą przyjemnością, a zwolennikiem militariów też nie jest.
**
- Film ”Operacja Dunaj” jest bardziej produkcją polską czy czeską?**
To trudne pytanie, bo przede wszystkim jest polsko-czeski. W filmie są dwie ekipy i dwa światy. Są czescy aktorzy grający po czesku i Polacy mówiący w ojczystym języku. Jest to film o dziwnym zderzeniu tych dwóch światów, które tak naprawdę nigdy się nie przenikają. Z formalnego punktu widzenia jest to produkcja bardziej polska, ale nie da się pominąć w niej akcentu czeskiego.
- W czasie inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku rzeczywiście zaginął polski czołg, o której to historii opowiada film. Ile w nim jest prawdy historycznej, a ile fikcji?
W zasadzie prawdą jest tylko to, że taki epizod miał miejsce. I jeszcze to, że Czesi, zaraz po tak zwanej inwazji, zaczęli przestawiać wszystkie drogowskazy. Znalezienie właściwej drogi było naprawdę trudną sztuką.
**
- Według reżysera filmu, Jacka Głomba, wiedza o tych wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat jest wśród Polaków bliska zeru. Czy warto ją przypominać i przybliżać widzom?**
Z pewnością warto pokazać widzom, że nasza historia nie składa się tylko z Powstania Warszawskiego, upadku komunizmu i sierpnia ’80. Polska historia to także rok 1968, kiedy nasi chłopcy pojechali nieść pomoc bratniemu czeskiemu narodowi, który tej pomocy wcale nie potrzebował.
**
- Czy z perypetii czterech zaginionych czołgistów można stworzyć ciekawą historię?**
Jak się nad tym bardziej zastanowić, to naprawdę wiele ciekawych rzeczy mogło się im przytrafić (śmiech). Jak pokazuje film, z pewnością się nie nudzili.
**
- Bohaterowie gubią się jadąc czołgiem, ale nie byle jakim, tylko słynną ”Biedroneczką”.**
To bohaterski czołg z czasów drugiej wojny światowej. Jednak łatwo policzyć, że od czasu jej zakończenia minęło już trochę czasu, więc czołg nie nadawał się do zbyt ułańskiej szarży. W rezultacie pojazd psuje się i to w bardzo ciekawych okolicznościach. Bohaterowie będą skazani na dogłębne spenetrowanie czeskiej kultury.
- Jakim doświadczeniem była jazda w czołgu, zamieniłby pan swój samochód na ”Biedroneczkę”?
Nigdy! W środku było bardzo obskurnie, ciemno i głośno. Podczas jazdy wszystko się trzęsło. Na świat można było patrzeć tylko przez małe szparki. Wcale nie miałem poczucia mocy i siły oraz przewagi nad przeciwnikiem. Wręcz przeciwnie, cały czas miałem wrażenie, że jestem dość łatwym celem.
- Podobno już od dzieciństwa był pan mało militarnym dzieckiem.
To prawda, nie bawiła mnie zabawa w wojnę. Wprawdzie czasami układałem żołnierzyki na fikcyjnych terenach, ale nie było to moją dziecinną pasją.
- A jak czuł się pan w roli policjanta w ”Glinie”?
Dużo lepiej. Odgrywanie dobrego policjanta z bronią w ręku przemawiało do mnie znacznie bardziej niż siedzenie w tym żelastwie (śmiech).
- Pana bohater Florian Sapieżyński jest miłośnikiem czeskiej kuchni, kobiet i poezji. Czy to pana z nim łączy?
Nie przepadam za czeską kuchnią. Dużo bardziej interesuje się kobietami i poezją (śmiech). Jednak muszę przyznać, że Czechy to wspaniały kraj. Jego ogromną siłą są wyjątkowi ludzie.
- Z naszymi południowymi sąsiadami spotkał się już pan chociażby przy współpracy na planie filmu ”Wino truskawkowe”.
Współpraca z nimi, zarówno przy tym filmie, jak i ”Operacji Dunaj”, była fantastyczna. Nie mogę wręcz doczekać się już kolejnego spotkania na planie i na stopie towarzyskiej. Czesi są bardzo otwarcie i łatwo nawiązują przyjaźnie.
- Często jeździ pan do Czech? Niestety, napięty harmonogram nie pozwala mi na tak częste odwiedziny, jakbym sobie tego życzył.
- Po współpracy z Małgorzatą Szumowską powiedział pan, że nigdy tak często nie słyszał, że sztucznie gra. A jak wyglądała praca z Jackiem Głombem, czy był równie krytyczny?
Tutaj była nieco inna sytuacja. Jacek był otoczony swoimi znajomymi aktorami z Legnicy. Miałem cień podejrzenia, że gdyby nie wymogi rynku filmowego, to otoczyłby się tylko nimi. Nie omieszkałem często mu przypominać, że jestem bolesnym kompromisem między jego wizją artystyczną, a komercjalizacją świata filmowego (śmiech).
- Nie sposób nie zapytać, jak współpracowało się z legendą czeskiego kina Jirim Menzlem?
Nie docierało do mnie, że nasza przyczepa kempingowa stoi obok przyczepy Jiriego Menzla. Trudno mi znaleźć słowa, które opisywałyby to spotkanie. Nie chciałbym popadać w banały. Na pewno na początku byłem nieco onieśmielony, a potem czułem się wyróżniony.
- Jakim człowiekiem jest reżyser słynnych ”Pociągów pod specjalnym nadzorem”?
Ma ogromne poczucie humoru. Mimo swoich lat zachowuje się jak młody chłopak. Ma w oczach takie iskierki, których życzyłbym niejednej osobie w moim wieku. Poza tym jest bardzo normalnym facetem. Trudno traktować go jak legendę kina, a jednak nią jest. I to jest właśnie ten słynny czeski paradoks.
- Menzel zawsze był zafascynowany prozą Bohumila Hrabala. Czy w filmie ”Operacja Dunaj” też znajdziemy echa jego książek?
Bardzo chciałbym, żeby tak było. Jednak są to bardzo wysokie progi. Mam nadzieję, że duch Hrabala będzie w tym obrazie chociaż trochę wyczuwalny.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Małgorzata Stefańczak/AKPA