Magdalena Michalska: Dwie primadonny i młody obiecujący, czyli historia wzlotów i upadków filmu ''Turysta''

O tym, że film „Turysta” (polska premiera 14 stycznia) z Angelina Jolie i Johnnym Deppem jest pod każdym względem porażką, mówiło się od dość dawna. Strzępki informacji, które docierały od dziennikarzy proszonych na tajne Hollywoodzkie pokazy i tych, których producenci zaprosili na bardzo ekskluzywne wywiady do filmu, jednoznacznie film przekreślały. Jako, że mam zwyczaj dzielić co najmniej przez dwa to, co ludzie mówią, musiałam sama przekonać się, co z „Turystą” jest nie tak. Otóż, wszystko jest nie tak.

Magdalena Michalska: Dwie primadonny i młody obiecujący, czyli historia wzlotów i upadków filmu ''Turysta''
Źródło zdjęć: © UIP

22.12.2010 12:03

Zacznijmy jednak od małej dygresji. Film, który poległ zarówno wśród krytyków jak i publiczności (jedna z większych porażek boxoffice’u) niespodziewanie, kilka dni temu otrzymał trzy nominacje do Złotych Globów. Skądinąd szacowne i mające zazwyczaj dobry gust jury wyróżniło sam film jaki i kreacje obojga obsadzonych w głównych rolach aktorów. Zanim wyszłam z szoku, w którym zastanawiałam się czy Stowarzyszenie Dziennikarzy Zagranicznych akredytowanych przy Hollywood, które przyznaje Globy, zapadło na chwilową pomroczność jasną czy też obejrzało przez przypadek inny film z Jolie i Deppem, wpadł mi w ręce najnowszy „The Hollywood Reporter”. Jego autor nazwał rzeczy po imieniu. Globy, cierpiące na kompleks Kopciuszka w stosunku do Oscarów za wszelka cenę, chcą by ich impreza była równie atrakcyjnym wydarzenie towarzyskim. By ją uświetnić obecnością gwiazd z najwyższej półki, nie zawahają się nominować fatalnych ról w fatalnym filmie. Co więcej – jak zauważa autor „THR” – „Turysta”, skądinąd remake niezłego
dreszczowca został do Globów nominowany w kategorii: komedia, w której zawsze jest mniejsza konkurencja niż w kategoriach dramatycznych! Słysząc te nominacje, zgromadzony w hotelu Beverly Hilton tłum dziennikarzy z trudem powstrzymywał śmiech. I to był chyba jedyny komediowy akcent filmu.

Zostawmy Globy i ich jury, które moim zdaniem wyświadczyło „Turyście” niedźwiedzią przysługę, a przypatrzmy się samemu filmowi. Otóż jest to dzieło wyreżyserowane przez jedną z wielkich nadziei europejskiego kina. Cztery lata temu jego „Życie na podsłuchu” podbiło przebojem Europę, a sam Florian Henckel von Donnensmarck odbierał wkrótce potem Oscara. Przeprowadziwszy się do Hollywood dostał szansę, jakiej pozazdrościłoby mu pewnie większość reżyserów w Stanach. Dostał 100 milionów dolarów, scenariusz, który już sprawdził się na francuskim rynku (to remake „Anthony’ego Zimmera” z Sophie Marceau i Yvanem Attalem) i dwie hollywoodzkie primadonny. Nie wiem, z którym z tych elementów nie poradził sobie, ale obstawiam, że ze wszystkimi po trochu. Po pierwsze, „Turysta” przypomina produkcję z czasów systemu wielkich wytworni, kiedy do kina nie chodziło na film, tylko na gwiazdy. Aktorzy grywali w kółko te same role, które odpowiadały wyobrażeniu ich osobowości wśród widowni. Mamy tu więc Angelinę Jolie jako
Angelinę Jolie, a by przypomnieć nam, że to Angelina Jolie we własnej osobie co kilkanaście minut reżyser umieszcza w filmie ujęcie, w którym wszyscy mężczyźni na ulicy wbijają w nią pożądliwe spojrzenia. Angie jest seksy, jest tajemnicza, jest szpiegiem, jest tym wszystkim czym była sto razy. Tyle, że gorzej, bo wszyscy tak bardzo starają się by wyglądała jak najlepiej, że robi się z tego rewia mody i całość zaczyna przypominać pełnometrażowy „Seks w wielkim mieście” w wersji „action movie”. Johnny Depp, choć aktorem jest od Jolie o dziesięć klas lepszym, w „Turyście” stara się jeszcze mniej niż ona. Zbywa całość dwiema firmowymi minami. I nawet scenariusz mający potencjał na dobry hitchcockowski dreszczowiec poprowadzony jest tak, że od 15 minuty można się z łatwością domyślić jego zakończenia. Gdzie był reżyser? Czy sterroryzowały go jego gwiazdy? Czy był tylko figurantem? Czy może inaczej – w poprzednim filmie miał tak dobrych aktorów, że nie był przygotowany na tak niski poziom? Z wysokiego konia spada
się najboleśniej i Hollywood może nie zapomnieć niemieckiemu reżyserowi tej porażki. Szkoda by było jednak, gdyby cała wina za nieudany film spadła też na niego. Może dzięki niemu ktoś otworzy oczy i zobaczy, że z Jolie tak mówiąc prawdę żadna aktorka.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)