Małgorzata Pieczyńska: Nie zamierzała rezygnować z miłości swojego życia
Była w Polsce prawdziwą gwiazdą, toteż jej decyzja, aby porzucić dotychczasowe życie i doskonale zapowiadającą się karierę, spotkała się z falą krytyki. Małgorzata Pieczyńska była jednak zdecydowana na wyjazd – nie zamierzała bowiem rozstawać się z miłością swojego życia.
Wciąż pozostaje aktywna zawodowo. Dzięki doskonałej organizacji udaje się jej wywiązywać ze wszystkich obowiązków. Dziś dzieli życie pomiędzy dwa kraje, Polskę i Szwecję. I choć Warszawę darzy sentymentem, wyznaje, że bliższy jest jej jednak Sztokholm. Bo właśnie tam mieszkają jej bliscy.
Właśnie mija 30 lat od premiery ekranizacji "Wiernej rzeki" w reżyserii Tadeusza Chmielewskiego. W tym filmie Małgorzata Pieczyńska zadebiutowała.
''Uważaj, Pieczara, reżyseruję twoje życie prywatne!''
Polskę opuściła bez większego żalu, podążając za Gabrielem Wróblewskim, biznesmenem. Niemal od samego początku wiedziała, że jest mężczyzną jej życia, a nie chciała związku na odległość.
- Poznał nas ze sobą Janusz Zaorski, który w Sztokholmie prezentował "Jezioro Bodeńskie" - opowiadała o ich pierwszym spotkaniu w "Vivie!".
''Baliśmy się próbować czegoś nowego''
Choć dzieli ich znaczna różnica wieku (13 lat), aktorka nie miała żadnych wątpliwości co do tego związku.
- Kiedy spotkałam Gabrysia, oboje byliśmy po rozwodach – mówiła w "Poradniku Zdrowego Człowieka".
- Poranieni, baliśmy się próbować czegoś nowego, ale zaryzykowaliśmy. Dla mnie był to cudowny życiowy przełom. Wtedy, na początku, zaczęliśmy rozmawiać, omawiać wszelkie problemy. I nadal to robimy. Dalej rozmawiamy, a to z pewnością jest podstawą dobrego związku.
''Zapragnęłam zmiany''
Jej bliscy i fani byli zdziwieni, że Pieczyńska tak łatwo rezygnuje z kariery, aby zostać kurą domową. Ona jednak nigdy nie postrzegała tego w ten sposób.
- Nigdy nie uważałam, że poświęcam karierę dla domu czy rodziny – zapewniała w "Vivie!".
- Kiedy wyjeżdżałam do Szwecji, miałam za sobą wiele ról w filmach i serialach, między innymi w „Wiernej rzece”, "Jeziorze Bodeńskim", "Barytonie" i „Piłkarskim pokerze”. Jako aktorka czułam się spełniona. Byłam nawet już tym zmęczona. Po serialu "Komediantka" (250 dni zdjęciowych, bez świąt, urlopów) czułam się wyczerpana. Z hotelowej pustki wracałam do pustego mieszkania w Warszawie. Miałam 26 lat, brak satysfakcji z życia prywatnego i przekonanie, że kariera to nie wszystko. Zapragnęłam zmiany.
''Zawzięłam się, żeby wygrać ten casting''
Zapewne nie sądziła, że jeszcze powróci na ekrany, a na pewno nie spodziewała się, że zacznie robić karierę w zagranicznej telewizji. Wkrótce jednak zwrócono się do niej z propozycją i Pieczyńska uznała, że nie powinna odmawiać.
- Na początku chciałam tam prowadzić tylko życie rodzinne i nie myślałam o pracy - opowiadała w jednym z wywiadów.* - Uważałam, że jest to niemożliwe i nawet nie uczyłam się języka zbyt intensywnie. Pierwszą propozycję gry w filmie dostałam, kiedy mój syn Victorek skończył trzy latka. Dostałam propozycję zdjęć próbnych z telewizji, na szczęście to mąż odebrał telefon, umówił mnie na zdjęcia i powiedział, żeby tekst do nauczenia przysłali pocztą. Inaczej pewnie producent szybko by ze mnie zrezygnował, bo nie dogadałabym się z nim* - wspomina aktorka.
- Mąż mi ten tekst przetłumaczył, sąsiadka nagrała go na magnetofon, a ja nauczyłam się go na pamięć. Sąsiadka pewnie stukała się w głowę, kiedy to robiła, bo nie sądziła, że mi się uda. Ale we mnie wstąpił jakiś duch walki i zawzięłam się, żeby wygrać ten casting - przekonuje Pieczyńska.
Przepis na młodość
Mimo upływu lat i ciągłych podróży, zapracowana Małgorzata Pieczyńska wciąż zachwyca urodą i doskonałą formą. Okazuje się, że to wszystko zasługa zdrowego stylu życia.
- Moją metodą jest poranna gimnastyka, która poprawia kondycję, i joga, która daje odporność i wytrzymałość – zwierzała się w "Poradniku Zdrowego Człowieka".
- Po takich ćwiczeniach mam mnóstwo energii, a to sprawia, że nic nie jest w stanie mnie złamać. Niepowodzenia nie mają znaczenia. Do tego joga wycisza, a to w moim przypadku bardzo ważne.
''Lubię siebie taką, jaka jestem''
Podkreśla, że nie obawia się starości, bo, jak twierdzi, najważniejsze to, aby mimo upływu czasu wciąż czuć się młodo.
- Nie mam problemu ze słowem „starość” czy „starzenie się”. Czuję się dobrze, młodo i nie przeraża mnie to, że za chwilę „wysypią się” zmarszczki – zapewniała w "Poradniku Zdrowego Człowieka".
Ostatni raz na polskich ekranach mogliśmy oglądać ją w "Big Love" Barbary Białowąs. Była to pierwsza kinowa rola po siedmioletniej przerwie. Aktorka pracuje właśnie nad kolejnym filmem - jest to druga część przebojowych "Listów do M.".