Marisa Tomei: Im starsza tym ładniejsza
02.12.2016 | aktual.: 04.12.2016 19:08
Mówi się, że w Hollywood kobieta po czterdziestce przestaje istnieć - jednak Marisa Tomei udowadnia, że uroda i talent wystarczą, by utrzymać się na topie. Aktorka, która obchodzi właśnie 52. urodziny, zachowuje doskonałą formę. Kiedy pojawiła się we "Wrestlerze", nie była już młódką, a niejednego mężczyznę przyprawiła o szybsze bicie serca. Młodsze koleżanki po fachu mogą jej tylko zazdrościć.
Tomei ostatnio nie znika z ekranów, zdobywając uznanie krytyków i kolejne nagrody. I udowadnia, że Oscar, którego otrzymała przed laty, wbrew temu, co głosi plotka, nie był wcale pomyłką.
Pomyłkowy Oscar?
To jedna z najpopularniejszych oscarowych legend. Kiedy Tomei odebrała statuetkę za film "Mój kuzyn Vinny", świat obiegła informacja, że nagrodę przyznano jej przez pomyłkę. Wręczający Oscara Jack Palance miał się pomylić, odczytując nazwisko zwyciężczyni - w końcu Tomei rywalizowała z prawdziwymi gwiazdami - Judy Davis, Joan Plowright, Vanessą Redgrave i Mirandą Richardson.
Podobno nagroda miała trafić do Redgrave, ale 74-letni Palance miał problem z odczytaniem nazwiska na kartce, więc powiedział to, które najbardziej utkwiło mu w pamięci. Członkowie Akademii oczywiście twierdzą, że w plotce nie ma ani odrobiny prawdy; sama Tomei sprawy nie chce komentować.
Wielki przełom
Tomei, córka nauczycielki i prawnika, zakochała się w aktorstwie, kiedy rodzice zabierali ją na przedstawienia na Broadwayu. Wtedy zdecydowała, że w przyszłości również sama zostanie gwiazdą.
Zaczynała od szkolnych spektakli, aż wreszcie, w 1984 roku, zadebiutowała na ekranie.
Dostrzeżono ją jednak dopiero 8 lat później, dzięki komedii „Mój kuzyn Vinnie” - filmowi, który wywołał mało dla niej przyjemne oscarowe zamieszanie. Ale przynajmniej od tamtej pory nie musiała obawiać się braku zleceń.
Rozkapryszona gwiazdka
Dziś branża ją kocha, ale ponoć w przeszłości nie zawsze tak było. Młoda Tomei zapracowała sobie na mało pochlebną opinię wśród filmowców. Podobno nieustannie kłóciła się z reżyserami i członkami ekipy, spóźniała się na wywiady, albo nawet wcale na nie nie przychodziła. Zachowywała się jak rozkapryszona gwiazda, krytykowała wszystko i wszystkich, była wyniosła i nieprzyjemna. Irytowała się też, kiedy ludzie mówili do niej po włosku.
- To, że płynie we mnie nieco włoskiej krwi, nie znaczy wcale, że mówię w tym języku – wściekała się przed laty.
Zmiana punktu widzenia
Jakim cudem udało się jej więc zrobić karierę? Reżyserzy zaciskali zęby i zatrudniali Tomei ze względu na talent; na ekranie potrafiła roztoczyć swój czar i być tak urocza, że opowieści o jej trudnym charakterze wydawały się zupełnie nietrafione.
Dziś gwiazda przyznaje, że dorosła, a jej stosunek do życia mocno się zmienił. Przestała marudzić i kaprysić, nauczyła się pokory i nie kłóci się już z ekipą. Sprawiło to też, że postanowiła się „nie rozdrabniać” i stara się znacznie rozsądniej dobierać role.
- Teraz pewne rzeczy widzę zupełnie inaczej – mówiła, dodając, że wreszcie zrozumiała, że świat nie kręci się wokół niej.
Nie jest fanką małżeństwa
A co z życiem uczuciowym? Tomei podkreśla, że wcale nie potrzebuje mężczyzny, by być szczęśliwą.
Umawiała się z Robertem Downeyem Jr., ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. W 2008 roku zaczęła się spotykać z aktorem Loganem Marshallem-Greenem. Plotkowano o ich zaręczynach, jednak aktorka stanowczo temu zaprzeczyła. Rozstali się kilka lat później.
- Nie jestem wielką fanką małżeństwa – mówiła. - Nie rozumiem, dlaczego kobiety uważają, że dopiero kiedy urodzą, mogą się poczuć spełnione.
Seksowna ciotka
W ostatnich miesiącach Tomei nie może narzekać na brak zajęć. Niedawno pojawiła się w serialu "Imperium" i filmie "Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów", gdzie wcieliła się w May Parker - a widzowie zgodnie uznali, że to najseksowniejsza ciotka Spider-Mana w historii.
Niedługo aktorka wystąpi w dramacie "Behold My Heart", komedii "War with Grandpa" u boku Roberta De Niro i Christophera Walkena, a także ponownie wcieli się w uroczą ciotkę w "Spider-Man: Homecoming".