Męska, brutalna, przepiękna miłość
Kiedy zaanonsowano premierę dokumentu *"Miłość" byli tacy, którzy stawiali zakłady. Czy - jako kolejny film o tym samym tytule wśród tegorocznych premier - produkcja Filipa Dzierżawskiego będzie tak dobra, jak "Miłość" wzruszająca Michaela Haneke czy tak zła jak "Miłość" pretensjonalna Sławomira Fabickiego? Po premierze dokumentu na tegorocznym Krakowskim Festiwalu Filmowym Polskę w mgnieniu oka obiegła wieść, że historia o powstaniu, rozpadzie i reaktywacji zespołu jazzowego (wł. yassowego) Tymona Tymańskiego,Macieja Sikały,Leszka Możdżera,Mikołaja Trzaski i Jacka Oltera to dokument zjawiskowy, brutalny, przepiękny, wciągający, do bólu szczery i zrealizowany na najwyższym światowym poziomie.*
09.08.2013 12:26
Filip Dzierżawski uruchamia swoją kamerę wraz z chwilą, gdy muzycy po dziesięciu latach od oficjalnej daty rozwiązania założonego przez siebie zespołu, postanawiają reaktywować grupę. W nowych składzie, ale z szacunkiem dla dawnego ducha zespołu chcą wystąpić na mysłowickim Off Festiwalu w 2009 roku. W pokoju, w którym się spotykają jest Mikołaj Trzaska, Leszczek Możdżer i Tymon Tymański, dołącza do nich Maciej Sikała i wydaje się, że tylko zmarłego samobójczą śmiercią Jacka Oltera brak. Szybko okazuje się jednak, że kochać się można za bardzo i reaktywacja Miłości może zakończyć się tylko bolesnym rozdrapywaniem zaskorupiałych dawno ran. A może dokument był
rodzajem psychoterapii, bo medium - jakim stała się kamera otwarta na rejestrowanie zwierzeń - ewokuje szczerość, na którą członkowie zespołu nigdy wcześniej sobie nie pozwolili?
Wymyślili yass w buncie przeciwko jazzowej klasyce. Sami, jako muzycy różniący się od siebie radykalnie, w jeden konglomerat połączyli jazz, folk, punk rock i współczesną muzykę improwizowaną. Wyszli poza struktury i jakby kierując się przeświadczeniem, że przeciwności się przyciągają, ze skrajnych elementów zbudowali artystyczną rodzinę. Dzierżawski wchodzi w sam jej środek, jednocześnie słucha gorzkich wyznań mężczyzn po czterdziestce i w archiwalnych materiałach przygląda się dwudziestoletnim chłopcom - nonkonformistycznym marzycielom. Nie porównuje ich jednak ze sobą, pozwala widzom swobodnie lawirować między świetnie zmontowanymi obrazami i wręcz zredagowanymi wywiadami, z których nie zostały wycięte najsmaczniejsze, najbardziej bolesne czy kontrowersyjne wypowiedzi. Zestawienie ich ze sobą jest momentem narodzin filmowego konfliktu, który polega na zderzeniu skrajnych postaw i życiowych wartości.
Dzierżyńskiemu udało się nie faworyzować żadnego z bohaterów, każdego dopuszczać do głosu i opowiadać ich historie równolegle. Osiągnął dzięki temu niezwykły efekt, za sprawą którego żaden z muzyków nie czuje się przytłoczony innymi. Każdy zyskuje przy tym nową twarz i odsłania karty, których istnienia nigdy byśmy się nie spodziewali. Mikołaj Trzaska, który najpierw zachwycił się pomysłem reaktywacji idei z młodości, zdaje się najprędzej dochodzić do wniosku, że miłość była dawniej uczuciem łatwym i godzącym się na wszystko, dziś jest emocją bezkompromisową. I w tej bezkompromisowości, z jaką bohaterowie dokumentu podchodzą do swojej historii i siebie nawzajem kryje się krewki charakter filmu Dzierżyńskiego – opowieści, w jakiej jedni oskarżają innych o sprzedaż ideałów, drudzy wyznają, że czują się wypaleni i nie wiedzą już, kim są, a inni się przyznają, że nie pierwszy raz rzeczywistość ich przerosła.