"Michael Jackson: Chase the Truth": nowy dokument broni króla popu. Komu wierzyć?
Nie milkną echa po głośnym dokumencie "Leaving Neverland", w którym rzekome ofiary przedstawiły króla popu jako pedofila i kłamcę. Teraz głos zabrali obrońcy Jacksona. Ich "pogoń za prawdą" również pozostawia wiele do życzenia.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
"Michael Jackson: Chase the Truth" (z ang. w pogoni za prawdą) to najnowszy dokument Jordana Hilla, który w zeszłym roku zabierał głos w sprawie afery Weinsteina ("Beyond Boundaries: The Harvey Weinstein Scandal"), życiorysu Freddiego Mercury'ego ("Freddie Mercury: The King of Queen"), a nawet udokumentował ślub brytyjskiej pary książęcej ("Harry and Meghan: A Windsor Wedding"). Pomysł na ostatni film zrodził się po marcowej premierze kontrowersyjnej produkcji HBO "Leaving Neverland". Dokumentu o rzekomym molestowaniu kilkuletniego Wade'a Robsona i Jamesa Safechucka przez Michaela Jacksona.
Robson i Safechuck opowiedzieli ze szczegółami o przerażających praktykach seksualnych, których król popu miał się dopuszczać na przełomie lat 80. i 90. Przypomnijmy, że pierwsze oskarżenia pod jego adresem pojawiły się w 1993 r., ale ani wtedy, ani przy kolejnej rozprawie w 2005 r. nikt nie przedstawił wiarygodnych dowodów świadczących o winie Jacksona. Robson i Safechuck nie wystąpili wtedy przeciwko artyście, a Robson wręcz bronił go w sądzie. Dopiero w 2013 r., cztery lata po śmierci Jacksona, Wade Robson opowiedział o rzekomym molestowaniu.
"Leaving Neverland" wywołało burzę. Jedni stanęli po stronie ofiar (niektóre stacje radiowe zapowiedziały, że nie będą już grać piosenek Michaela), inni podważali wiarygodność relacji mężczyzn, którzy mieli przed laty wiele okazji do powiedzenia prawdy i skonfrontowania się z dawnym idolem.
Miesiąc przed premierą filmu rodzina Jacksona złożyła 100-milionowy pozew przeciwko HBO. Obrońcy nawołują do odrzucenia zarzutów, powołując się na pierwszą poprawkę do Konstytucji USA. Odnosi się ona m.in. do wolności prasy i słowa, która nie może być ograniczana.
- Nie można z pewnością orzec, że Michael Jackson nie molestował Safechucka i Robsona. Nigdy nie wiadomo. Nie mogę tu siedzieć i mówić, że Michael Jackson był niewinny. Ale mogę powiedzieć, że w "Leaving Neverland" jest co najmniej pół tuzina niespójnych kwestii – podkreślił Mike Smallcombe w "Michael Jackson: Chase the Truth".
Biograf Jacksona w filmowej odpowiedzi na "Leaving Neverland" skupił się na przedstawieniu faktów, w świetle których Wade Robson i James Safechuck to kłamcy żądni wysokich odszkodowań. A ich oszczerstwa, odnoszące się do konkretnych miejsc i czasu molestowania, można łatwo obalić.
Przykładem jest historia z 1992 r., gdy Jackson miał molestować 10-letniego Wade'a w swojej posiadłości, podczas gdy rodzina chłopca spędzała wakacje w Wielkim Kanionie. Nieścisłość wytknięta przez Smallcombe'a odnosi się do zeznań matki Wade'a. Kobieta przysięgała bowiem przed sądem, że chłopiec nie został wtedy sam na sam z Jacksonem, gdyż także pojechał na rodzinne wakacje.
James Safechuck mówił w "Leaving Neverland", że król popu molestował go w latach 1988-1992. A jednym z miejsc, w którym miało dojść do gwałtu, było niewielkie pomieszczenie na stacji kolejowej w Kalifornii. Co na to Smallcombe? Budynek rzeczonej stacji nie istniał przed 1994 r., a w 1992 r. nie było jeszcze nawet pozwolenia na budowę.
W filmie "Michael Jackson: Chase the Truth" głos zabrali także Mark Lester, wieloletni przyjaciel Jacksona, jego córka Lucy Lester i ochroniarz Matt Fiddes. Wszyscy oni stanęli murem za nieżyjącym artystą, bo byli oburzeni wizją przedstawioną przez twórców "Leaving Neverland".
- Nie potrzebujemy czterech godzin edytowanego materiału, by pokazać prawdę o Michaelu Jacksonie i kłamstw na jego temat. Mam dość tego nonsensu – mówił Fiddes. Nie da się jednak ukryć, że tytułowa pogoń za prawdą to w rzeczywistości niewiele wnosząca laurka, która może jedynie zaostrzyć antagonizmy. Kogo przekonały wyznania Robsona i Safechucka, ten raczej nie zmieni zdania po wysłuchaniu osobistych wspomnień Lesterów czy Fiddesa.
Zarówno twórca "Leaving Neverland" jak i "Michael Jackson: Chase the Truth" kręcił swój dokument pod przygotowaną tezę. Czy ich celem był dążenie do prawdy, czy jednak dotarcie do konkretnego odbiorcy i zarobek? Obrońcy Jacksona z "Chase the Truth" wyraźnie zarzucają bohaterom dokumentu HBO, że oczernili nieżyjącego artystę wyłącznie dla pieniędzy (Robson kilka lat przed premierą filmu przegrał sprawę cywilną wytoczoną spadkobiercom Michaela). Ale przecież ich odpowiedź również nie jest projektem non-profit. "Chase the Truth" trafiło m.in. na płatną platformę streamingową Amazon Prime UK, Google Play i na YouTube Movies, gdzie za emisję trzeba zapłacić ok. 40 zł.
Jedno jest pewne. Nawet jeśli prawda leży po środku, to jej depozytariuszami są dziś Wade Robson i James Safechuck. Bo tylko oni wiedzą, co przeżyli u boku Michaela Jacksona.
Obejrzyj: Ogrodnik o "Leaving Neverland": "To kapitalny dokument. Pracował we mnie 3 dni"
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.