"Najbardziej niegrzeczna komedia PRL‑u" ma 32 lata. Wspominamy "Och, Karol"
21.10.2017 | aktual.: 21.10.2017 10:44
21 października 1985 r. do polskich kin weszła komedia, która szybko dorobiła się etykietki "najbardziej niegrzecznego filmu PRL-u".
Premiera "Och, Karol" Romana Załuskiego wywołała lawinę kontrowersji – głównie ze względu na fabułę, frywolne sceny i zastępy urodziwych, a przy tym nieskromnie odzianych pań. A malo osób wie, że napisanie scenariusza była dla autorki - Ilony Łepkowskiej - swoistą terapią.
Karol Górski (w tej roli Jan Piechociński) stał się obiektem zazdrości mężczyzn, "królem życia", facetem, któremu nie jest w stanie odmówić żadna kobieta i który chętnie tę dogodną sytuację wykorzystuje.
Niewiele osób wie, że właśnie od tego filmu zaczęła się też długoletnia współpraca Załuskiego z "królową polskich seriali", Iloną Łepkowską – chociaż ich pierwsze spotkanie było wyjątkowo nieprzyjemne. Jak zaczęła się ta znajomość i jak powstawała kultor polska komedia? Zobaczcie.
Pierwszy wybór
Załuski nie miał wątpliwości, kto powinien zagrać tytułową rolę - widział już kilka filmów z Piechocińskim, podziwiał jego talent i charyzmę, dlatego też nie urządzał nawet żadnych przesłuchań, po prostu zaprosił aktora na rozmowę i, bez większych trudności, przekonał go, by przyjął angaż.
- Kreśląc postać Karola Górskiego, od początku wiedzieliśmy, że nie będzie to typowy Don Juan. To miał być ktoś, kto nie potrafi odmówić kobiecie. Nie miałem żadnych wątpliwości - mówił w "Tele Tygodniu" Piechociński.
Najbardziej pożądane Polki
Z pewnością Piechocińskiego do zagrania przekonał również fakt, że wystąpi w towarzystwie ponętnych polskich aktorek.
- Byłem pełen uznania dla reżysera Romana Załuskiego, który stworzył znakomitą obsadę. Zagrały w nim najpiękniejsze, najbardziej pożądane Polki tamtych czasów – zachwycał się aktor w "Tele Tygodniu". Obok niego na ekranie pojawiły się Danuta Kowalska, Dorota Kamińska (na zdjęciu), Elżbieta Panas, Jolanta Nowak czy Marta Klubowicz.
I choć zapewniał, że sam z bohaterem miał niewiele wspólnego, okazało się, że postać Karola zainspirowana została prawdziwym mężczyzną, z którym spotykała się Ilona Łepkowska. Była szczęśliwa i zakochana, dopóki nie dowiedziała się, że jej wybranek umawia się w tym samym czasie z innymi kobietami. Scenariusz "Och, Karol" miał być dla niej swoistą terapią po nieudanym związku.
"Czy to miała być komedia?"
W wywiadzie dla "Tygodnika Przegląd" Łepkowska (na zdjęciu) wspominała jednak, że chociaż ceniła sobie współpracę z Załuskim, początki ich znajomości były bardzo burzliwe. Należała do Studium Scenariuszowego i któregoś dnia Załuski pokazał im swój film "Wyjście awaryjne".
- Po projekcji wszyscy stwierdziliśmy, że jest to wyjątkowe gówno, i rozmowa z reżyserem odbyła się mniej więcej w tym tonie. Nie powiem, przodowałam w złośliwych uwagach wobec reżysera. Moje pierwsze pytanie brzmiało nawet: "Przepraszam, czy to miała być komedia?". Załuski zapytał mnie: "Pani się nie śmiała?". Odpowiedziałam mu: "Chyba że z zażenowania…". On na to: "Proszę pani, na projekcji w wytwórni we Wrocławiu jeden facet tak się śmiał, że urwał oparcie od kinowego fotela". "To widocznie fotel był kiepskiej jakości, jak i pana film" – ja na to – wspominała.
Drugie spotkanie
Po tym spotkaniu Łepkowska była przekonana, że z Załuskim nie będzie mieć nigdy nic wspólnego. Jakiś czas później scenarzystka ubiegała się o pracę w Zespole Filmowym "Oko" prowadzonym przez Tadeusza Chmielewskiego - w teczce z jej pracami znalazł się między innym scenariusz do filmu "Och, Karol".
- Dzwonią do mnie z zespołu i Chmielewski mówi: "Pani Ilono, dałem pani prace do przeczytania Załuskiemu…", a ja sobie myślę: "Jezus Maria! Załuski?!" - opowiadała w "Tygodniku Przegląd". - Tymczasem Chmielewski mówi, że on chce to robić natychmiast, że są na to pieniądze… Szłam na spotkanie z reżyserem lekko przerażona. Myślę sobie: "Zobaczy mnie, pozna i to będzie koniec rozmowy". A on rozmawia ze mną jak gdyby nigdy nic, coś tam tylko napomyka o niewielkich poprawkach.
"Coś chyba źle pamiętasz"
Załuski nie okazał się człowiekiem pamiętliwym - podjął się realizacji filmu ze scenariuszem Łepkowskiej, a później razem zaczęli pracować nad komedią "Kogel-mogel". Łepkowskiej jednak nie dawał spokoju dawny konflikt.
- Zapytałam: "Roman, a ty pamiętasz, jak żeśmy się poznali?". "Oczywiście – wtedy, gdy rozmawialiśmy o poprawkach do 'Och, Karol'". Ja mówię: "Nie, poznaliśmy się na pokazie twojego filmu 'Wyjście awaryjne' dla studentów Studium Scenariuszowego"… "Ano tak! Pokazywałem tam ten film", on na to. I wtedy przypomniałam mu, że strasznie go zjechaliśmy, a ja byłam przywódcą tej akcji. "No co ty? Coś chyba źle pamiętasz. Przecież ten film się tam wszystkim spodobał…" - wspominała w "Tygodniku Przegląd". - Roman ma po prostu taki charakter, że w ogóle nie pamięta wydarzeń złych, nieprzyjemnych. Nie dopuszczał do siebie żadnych negatywnych, krytycznych uwag. I tak się zaczęła moja długoletnia współpraca z Romanem Załuskim.
Dalsze losy
Jak zaś potoczyły się losy obsady?
Danuta Kowalska na jakiś czas wycofała się z zawodu i zaczęła pracę w reklamie i marketingu; kiedy jednak zaproponowano jej powrót na ekran, nie odmówiła. Dorota Kamińska wciąż jest aktywną aktorką; najchętniej grywa w teatrze, u boku brata Emiliana. Elżbieta Panas na ekranie pojawiał się sporadycznie, czasem przewinie się gościnnie w jakimś serialu. Jolanta Nowak wycofała się z show-biznesu i wyjechała do Niemiec. Marta Klubowicz, oprócz aktorstwa, zajmuje się pisaniem scenariuszy, poezją, reżyserią, fotografią i tłumaczeniami.
A Jan Piechociński? Przyznawał, że po "Och, Karol" został na wiele lat zaszufladkowany i miał problem z interesującymi angażami. Obecnie grywa niewiele; ostatnio wcielił się w księdza w filmie "Och, Karol 2".