"Najbardziej roznegliżowany polski film". Podczas kręcenia "Porno" Koterski aż trzy razy lądował w szpitalu
13.02.2017 | aktual.: 19.04.2019 20:43
27 lat temu swoją premierę miał film "Porno" w reżyserii Marka Koterskiego, dziś uchodzący za najbardziej "wyzwolony" w jego karierze. Produkcja, przeznaczona tylko dla widzów dorosłych, okrzyknięta została "najbardziej roznegliżowanym polskim filmem".
Spragniona "mocnych scen" publiczność szturmowała kina. Wiele osób skupiało się wyłącznie na warstwie erotycznej. Tymczasem reżyser podkreślał, że jego film nie miał być wcale skandalizującym pornosem, a opowieścią o "rozmienianiu uczuć wyższych na drobne i stanięciu w obliczu pustki".
Wyznawał też, że praca na planie nie należała do najłatwiejszych. Miał nieustannie problemy z obsadą, nie radził sobie ze stresem i kilka razy trafił do szpitala.
Skrajna trauma
Koterski słynie z tego, że ma doskonałe oko do aktorów. A ci lubią z nim pracować, choć on sam twierdzi, że kręcenie filmu to dla całej ekipy droga przez mękę.
- Praca u mnie to jest skrajna trauma, trzeba dać z siebie wszystko *- twierdził w "Gazecie Wyborczej". *- Należy zapisać rolę potem, krwią, żółcią, bezwstydem, strachem, złością, buntem przeciw ekshibicji. Na nic innego nie można u mnie liczyć. Jak ktoś chce się, jak to mówią kolarze, "ujechać", niech dzwoni do mnie. To jest pewny adres.
To jednak nikogo nie zraża. Na ekranie w epizodach zobaczyć można mnóstwo znanych gwiazd - Marię Probosz, Iwonę Katarzynę Pawlak, Ewę Skibińską, Henryka Bistę, Annę Milewską, Katarzynę Figurę czy Bogusława Lindę. W głównego bohatera, Michała, wcielił się Zbigniew Rola.
Zmiana koncepcji
Koterski wyznawał, że pomysł na film nieustannie ewoluował. Początkowo całość miała się opierać na scenach erotycznych. W pierwszej wersji scenariusza było ich około 60.
- Pomysł polegał na tym, że bohater przed snem liczy i wspomina kobiety swojego życia - opowiadał na łamach "Wyborczej". - W końcu zostało 17, czyli 17 rozbieranych historii i 17 bohaterek.
Dodawał także, że na planie czuł się mocno nieswojo, gdyż prywatnie jest człowiekiem bardzo nieśmiałym i wstydliwym.
- Żenują mnie - poza nielicznymi wyjątkami - sceny rozbierane w filmie, nie lubię nawet oglądać całowania - twierdził.
Zazdrośni narzeczeni
Wspominał też, jak wielkie miał problemy ze zgromadzeniem obsady. Zwłaszcza dziewcząt, które prezentowałyby swoje wdzięki na ekranie.
- Przyjeżdżały amatorki, które zatajały np., że nie mają 18 lat, albo przywoziły podrobioną zgodę rodziców. Kiedy się to okazywało, musieliśmy rezygnować z obsadzonej postaci - irytował się.
Ale nawet kiedy umowy były już podpisane, zdarzały się inne nieprzewidziane wypadki. Koterski opowiadał, że dziewczyny często "pojawiały się już po pierwszych zdjęciach obite przez narzeczonych".
- Trzeba było zrobić podwójną obsadę, czyli znaleźć 34 osoby! - dodawał.
Męki reżysera
Przyznawał, że na planie wiele razy zaczynał wątpić w swoją pracę. Dla Koterskiego był to najprawdopodobniej najtrudniejszy film w całej karierze.
*- Ten film to dobry przykład na zobrazowanie mąk reżysera, bo tam doszły one do szczytu *- mówił w "Gazecie Wyborczej".
Do szału doprowadzały go również nieprofesjonalność i niesubordynacja niektórych członków ekipy.
*- Reżyserowanie to jest dla mnie tortura, szczególnie, jeśli zdarzy mi się podnieść głos, być nieprzyjemnym. To praca w warunkach stanu wyjątkowego, przegięte są w niej wszystkie reguły równowagi. Nie ma miejsca na porządny relaks, na sport *– tłumaczył Koterski.
„Pana zabija stres”
Nic dziwnego, że Koterski nie potrafił znieść stresu i ciążącej na nim presji. Wyznał po latach, że nie mógł spać, budził się o świcie i "trząsł do siódmej rano". Podczas kręcenia "Porno" aż trzy razy wylądował w szpitalu.
- Codziennie postanawiałem, że nie pojadę na plan. W końcu dostałem zapaści. Trzy razy. Skończyło się na tym, że leżałem pod kroplówką na OIOM-ie w szpitalu u znajomego lekarza. Rano przyjeżdżali po mnie z filmu, dostawałem przepustkę i zabierali mnie na plan z wenflonem w żyle. Wieczorem wracałem – tłumaczył.
Zapaści dostał również na planie "Dnia świra". Wtedy do szpitala zawiózł go Marek Kondrat. Po szczegółowych badaniach lekarze orzekli:
- Pana zabija stres.
Fantastyczny towar
Pytany, dlaczego nakręcił film "wbrew sobie", do którego miał tyle zastrzeżeń i który sprawiał mu takie kłopoty, Koterski odpowiadał:
- Przychodzi do mnie pomysł w postaci przemożnej potrzeby i koniec. Nie mam wyjścia. Muszę. Najpierw napisać, ale to nie wystarcza, potem wyreżyserować - mówił w "Gazecie Wyborczej".
"Porno" okazało się hitem i zarobiło krocie. Koterski przyznawał, że stworzył "fantastyczny towar", ale nie chciał powtarzać tego doświadczenia.
Dodawał też, że właśnie po "Porno" został dostrzeżony przez ludzi z innych branży. Proponowano mu prowadzenie kawiarni czy firmowanie przedsiębiorstwa transportowego. On jednak propozycji nie przyjął, by zająć się odrzucaną wcześniej przez wszystkie teatry sztuką "Nienawidzę".
*- Było dla mnie oczywiste, że mam większą potrzebę zrobienia "Nienawidzę" za pięć złotych niż stanie się restauratorem czy właścicielem prowadzącym kawiarnię, nawet artystyczną. Uzmysłowiłem sobie jasno, że właściwie nie mam wyboru. Nie jest tak, że mogę robić to, co robię, albo tego nie robić i zabrać się do czegoś innego *- kwitował.