"Nic się nie stało". Dziennikarze miażdżą dokument Sylwestra Latkowskiego. "Koszmarnie zły film"
Miała być bomba na miarę "Zabawy w chowanego", jest odgrzewany kotlet, zero dowodów i niczym niepoparte oskarżenia. Tak jednym zdaniem można streścić reakcje dziennikarzy na "Nic się nie stało" - nowy dokument Sylwestra Latkowskiego
Po premierze "Nic się nie stało" na Twitterze wrze. Jeszcze kilka miesięcy temu Sylwester Latkowski zapowiadał, że jego dokument wywoła trzęsienie ziemi. Jednak zdaniem komentatorów film, który miał ujawnić pedofilię wśród celebrytów, okazał się kiepsko zrobionym reportażem o sprawie Krystiana W. i sopockich klubów wałkowanej już kilka lat temu. W dodatku miotającym oskarżenia bez jakichkolwiek dowodów.
W sieci dominuje też przekonanie, że to, co nie znalazło się w filmie, Latkowski podał dopiero w debacie zorganizowanej pod emisji filmu w TVP. Znów nie przedstawiając żadnych twardych dowodów.
"Historia znana. Wielokrotnie (dużo lepiej) opowiedziana. Wierzę, że żadne środowisko nie jest wolne od pedofilii. Także celebryckie. Tyle, że tu nie ma na to cienia dowodu. Koszmarnie zły film" - pisze Igor Sokołowski z TVN24.
Wtóruje mu dziennikarz sportowy Marcin Malawko, który zauważa, że Latkowski nie przedstawił żadnych dowodów obciążających celebrytów, którzy migają w "Nic się nie stało".
"Jaka była wina Tomasza Iwana, Borysa Szyca, Liroya, Nergala, Skiby, Wojewódzkiego? Byli na imprezach w tym lokalu. Coś więcej?" - pisze na Twitterze Malawko.
Podobnego zdania jest Marcin Makowski z WP i "Do Rzeczy", który przy okazji pisze, że "Nic się nie stało" od strony technicznej "nie jest jednak najlepszy".
"Za dużo inscenizacji, nierówna narracja, odczytywań zeznań. Szkoda" - pisze Makowski, który jak większość twitterowiczów zauważa, że debata po filmie okazała się o wiele ciekawsza.
"Latkowski w emocjonalnym wejściu na żywo oskarża aktorów i celebrytów o krycie afery pedofilskiej w "Zatoce Sztuki". Mówi, że prosił o to wejście "prezesa Kurskiego". Niestety - choć rozumiem emocje - oskarża ludzi z nazwisk bez podania dowodów. A tutaj powinny się pojawić".
Do głosów mówiących o niedostatkach formalnych "Nic się nie stało" dołączył swoim twittem dziennikarz Wojciech Wybranowski z "Do Rzeczy".
"Smutny ten film, ale moim skromnym zdaniem - mógł być lepiej zrobiony. Porusza bardzo poważny problem - przemocy seksualnej i wykorzystywania nieletnich dziewcząt - który jednak gdzieś się rozmywa w tle filmu. Artykuły na ten temat Majewskiego i Latkowskiego były mocniejsze" - pisze Wybranowski.
Zwraca on też uwagę na niedostatki reporterskie Latkowskiego.
"Mam wrażenie, że cały mechanizm tworzenia uzależniania tych młodych dziewcząt przez Krystka był nieczytelnie pokazany. I zupełnie zabrakło ukazania tej bierności państwa: policji i prokuratury".
Maciej Naskręt z Radia Gdańsk idzie nawet dalej, mówiąc, że "Nic się nie stało" to "film promujący Sylwestra Latkowskiego z całą do niego sympatią". Dziennikarz dodaje:
"Pozostają tylko sugestie, czy ci "celebryci" faktycznie mają coś wspólnego z pedofilią. Dużo mocniejszy komentarz po filmie".
Konrad Wernicki zajmujący się marketingiem w "Tygodniku Solidarność" też jest zdania, że celebryci z filmu Latkowskiego nie odgrywają w nim w zasadzie żadnej roli.
"Miał być film o celebrytach-pedofilach, a przedstawiono sprawę, która jest ogólnie znana w Trójmieście. Dobrze, że takich drani, jak Krystek się piętnuje, ale doklejenie do tego tematu celebrytów jest niepoważne i zrobione na siłę".
Z kolei dziennikarz Marcin Tulicki z TVP też jest zdania, że dopiero debata po filmie ukazała sedno problemu.
"To, co powiedział Latkowski po filmie, poraża. Na mnie zrobiło jeszcze większe wrażenie niż film" – pisze Tulicki.
Na problem braku dowodów pod adresem Kuby Wojewódzkiego czy Nergala, których zdjęcia pojawiają się na chwilę w dokumencie, zwraca też uwagę reporterka Ewa Zajączkowska-Hernik z portalu Wsensie.pl, pytając, czy TVP nie zaleje fala pozwów.
"Gwałt należy potępić - to oczywiste. Sprawca powinien ponieść konsekwencje - to oczywiste. Film "Nic się nie stało" pokazuje również drugą stronę medalu - młode dziewczyny same narażały się na niebezpieczeństwo. Poza tym solidne oskarżenia wobec celebrytów niepodparte dowodami - będą pozwy?" - pisze dziennikarka.
Dziennikarz Niedziela.pl Artur Stelmasiak niedostatki scenariuszowo-formalne filmu tłumaczy kalibrem tematu, sugerując nawet, że być może Latkowski uległ bliżej nieokreślonym naciskom.
"Po 'Nic się nie stało' spodziewałem się więcej na wzór tego, co pokazywał Sekielski. Ale rozumiem, że tu mamy mafię, która dla kasy i swoich "nałogów/chorób" potrafi szantażować, mordować ludzi i zmuszać do samobójstwa. W temacie Sekielskiego jest łatwiej i zupełnie bezpiecznie" - pisze na Twitterze dziennikarz.
Do debaty po filmie odniósł się też Jacek Harłukowicz z "Gazety Wyborczej", pisząc, że "to, co robi po filmie Latkowski, to jednak mocne przekroczenie granic" i dodając:
"Kręcąc film Latkowski miał pecha. Gdzie nie poszedł, tam albo nikogo nie było, albo było już zamknięte. Temat jest oczywiście ważny, wszystko to dawno już zostało opisane przez media. Również przez Latkowskiego. Anonimowe wypowiedzi z offu i zdjęcia celebrytów z FB nie zrobią filmu".