"Nic się nie stało": miało być obnażenie celebrytów, a nie przedstawiono żadnych dowodów

Film Sylwestra Latkowskiego miał obnażyć ukrywanie pedofilii w kręgu celebrytów. Tymczasem skupiono się na znanej sprawie Krystiana W., nie wskazując dowodów na to, że znane osoby wiedziały o wykorzystywaniu seksualnym nastolatek w sopockich klubach.

"Nic się nie stało": miało być obnażenie celebrytów, a nie przedstawiono żadnych dowodów
Źródło zdjęć: © PAP

20.05.2020 | aktual.: 21.05.2020 12:54

Autor dokumentu już w 2005 r. zajmował się tematem pedofilii. Po 15 latach od filmu "Pedofile" ponownie postanowił udowodnić, że "bogaci i wpływowi pozostają bezkarni". Na cel obrał sobie właścicieli oraz gości sopockiego klubu Zatoka Sztuki.

W filmie "Nic się nie stało" pojawiły się rozmowy reżysera z matką skrzywdzonej 14-letniej Anaid, Joanną Skibą oraz ciotką ofiary Izabelą Leśniewską. Dziewczyna miała być wykorzystywana seksualnie przez Krystiana W. znanego pod pseudonimem Krystek. Nastolatka popełniła samobójstwo w 2015 r. Głosem lektorki odtworzono jej wersję wydarzeń: została zgwałcona i nagrana.

Przedstawiono też historie innych dziewczyn, które przez internet poznawały Krystka. Mężczyzna chętnie zapraszał nowo poznane, nieletnie koleżanki do sopockich klubów. Znał się z ochroniarzami w Dream Clubie, Kongo Barze zwanym też dawniej Mahahiki oraz Zatoce Sztuki. Kolegował się z Marcinem T., zwanym Turkiem, który współpracował z właścicielami wymienionych lokali.

Według bohaterek "Nic się nie stało" Krystek przymuszał dziewczyny do seksu z nim oraz jego kolegami. Miał też podawać im drinki z tabletkami gwałtu. Ich stosunki seksualne miał nagrywać i szantażować nimi nastolatki. Oferował też 13-,14-,15-latkom pracę w klubach polegającą na tańczeniu na rurze.

Reżyser odwiedził też rodzinną miejscowość Krystka. Dziewczyny miały być zwożone na kilka dni do Pucka do lokalu wynajmowanego przez Marcina T. Sąsiadka wypowiadająca się w filmie twierdzi, że policja nie reagowała na wezwania. Z kolei mężczyzna, który wynajmował im lokal, przed kamerami zapewnił, że nie wiedział i nie interesował się tym, co działo się w budynku.

Według informatorów reżysera powiązanych z Zatoką Sztuki lokal miał posiadać specjalne pomieszczenie, w którym Marcin T. uprawiał seks z nieletnimi dziewczynami. Mimo że mężczyzna w rozmowie z Latkowskim zapewniał, że od kilku lat nie odwiedza Sopotu, pracownik klubu twierdzi, że regularnie w 2018 r. przebywał w klubie, kontynuując swoje praktyki.

W "Nic się nie stało" wypowiedział się również prezydent Sopotu Jacek Karnowski, który w 2019 r. wypowiedział umowę najmu właścicielom Zatoki Sztuki. Mimo to nie chcieli opuścić lokalu, a sprawa trafiła do sądu. Włodarz Sopotu po obejrzeniu sugestywnego filmiku promocyjnego lokalu nazwał go "kurwidołkiem", za co właściciele go pozwali.

W obronie przed zamknięciem lokalu publicznie wypowiadali się m.in. Michał Koterski, Andrzej Chyra, Magdalena Cielecka, Marcin Perchuć, Wiktor Zborowski, Grupa Vox. Jak zauważa twórca filmu, prawdopodobnie nie wiedzieli, że Zatoka Sztuki miała mało wspólnego ze sztuką.

W produkcji TVP pojawiły się zdjęcia znanych osób, które bywały w Zatoce Sztuki. Jako gości klubu wskazano Borysa Szyca, Kubę Wojewódzkiego, Renatę Kaczoruk, Adama "Nergala" Darskiego, Krzysztofa Skibę, Piotra "Liroya" Marca, Tomasza Iwana, Natalię Siwiec oraz Blankę Lipińską (ta ostatnia była menadżerką sąsiedniego klubu). Z kolei w otoczeniu Marcina T. bywali Szyc oraz Jarosław Bieniuk. Nie przedstawiono żadnych dowodów na to, że znane osoby miały posiadać wiedzę o działaniach Marcina T. i Krystiana W.

Sylwester Latkowski piętnuje opieszałość prokuratury w Gdańsku, Gdyni, Kartuzach, Pucku oraz Wejherowie. To tam miały być zgłaszane przypadki przemocy seksualnej oraz sutenerstwa. Reżyser wysnuwa tezę, że za Krystianem W. stały inne, wpływowe osoby, które zapewniły mu bezpieczeństwo wobec działań organów ścigania. Zaznacza, że śledztwo nabrało rozpędu, gdy sprawą zainteresował się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i zmieniono prokuratora w Gdańsku.

W czerwcu 2018 r. Krystkowi postawiono 65 zarzutów, głównie o charakterze seksualnym. Mimo to zdjęto nad nim areszt, jak i nad Marcinem T. Proces wciąż trwa.

Nie da się ukryć, że "Nic się nie stało" jest mało pogłębionym dokumentem. Poza bliskimi zmarłej 14-latki oraz prezydentem Sopotu żadna z osób wypowiadających się w filmie nie wystąpiła pod swoim imieniem i nazwiskiem. Zakryto ich twarze oraz zmieniono głosy.

Reżyser sporo czasu antenowego poświęcił sobie. Pokazuje się przed kamerą, gdy rozmawia z informatorami. Twierdzi, że od lat jest szantażowany, aby nie pisać o zjawisku pedofilii wśród wpływowych osób. Nie widać jednak, aby próbował rozmawiać z celebrytami, których zdjęcia dołączył do filmu. Jeśli jednak Sylwester Latkowski posiada dowody na ich zaniechani, dlaczego nie przedstawił ich w produkcji i nie zgłasza ich na prokuraturę?

Premiera "Nic się nie stało" 4 dni po ukazaniu się dokumentu braci Sekielskich "Zabawa w chowanego" daje do myślenia. W produkcji o pedofilii w Kościele padają konkretne nazwiska, nagrania, dokumenty, które bezsprzecznie wskazują winnych. W przypadku toczącej się sprawy Krystiana W. trudno wskazać takie elementy, skoro dostęp do nich posiada tylko prokuratura.

Bezapelacyjnie temat wykorzystywania seksualnego nieletnich jest ważny i powinno się o nim mówić głośno w mediach. Historie ofiar potwierdzają jeden mechanizm, według którego działali sprawcy, oraz zmowę milczenia zebranych wokół podejrzanych sopockich klubów. Niemniej, "Nic się nie stało" miał piętnować pedofilię w środowisku artystycznym, a tak się nie stało. Wciąż według prawa wykorzystywanie seksualne dzieci a przymykanie oka na takie czyny to zupełnie dwie różne sprawy. Bez twardych dowodów nie powinno się rzucać oskarżeń. Warto, aby Sylwester Latkowski i widzowie jego filmu mieli to na uwadze.

Wybrane dla Ciebie