Recenzje''Nie ma mowy!'': komedia romantyczna nie tylko dla hipsterów [RECENZJA]

''Nie ma mowy!'': komedia romantyczna nie tylko dla hipsterów [RECENZJA]

''Nie ma mowy!'': komedia romantyczna nie tylko dla hipsterów [RECENZJA]
Źródło zdjęć: © mat. dystrybutora

Pierwsze zaskoczenie? Akcja filmu rozgrywa się nie w mieście, ale na amerykańskiej prowincji w stanie Maine, gdzie mieszka Hanna (Rebecca Hall). Dziewczyna próbuje ułożyć sobie życie na nowo po śmierci męża, znanego muzyka folkowego. Nie jest to łatwe, bo o byłym ukochanym co jakiś czas przypominają jego fani. Jednym z nich jest Andrew, “miastowy” z Nowego Jorku (Jason Sudeikis), który chce napisać o nim książkę. Hanna go zbywa, ale przyciśnięta do muru, zgadza się napisać współnie z nim biografię o muzyku. Ci dwoje od początku drą koty ze sobą, ale podczas pracy nad książką, uświadamiają sobie, jak wiele ich łączy.

Brzmi konwencjonalnie? Fabuła nie jest skomplikowana, ale twórcy przekuli prosty scenariusz w atut. Poznajemy dobrze głównych bohaterów i ich najbliższych. W przeciwieństwie do wielu komedii romantycznych, “Nie ma mowy!” pozytywnie zaskakuje brakiem przesłodzenia, film raczej wnika w reguły “docierania” się współczesnych związków niż ekscytuje ideą miłości od pierwszego wejrzenia.

Dużym plusem są aktorzy. Rebecca Hall stanęła na rzęsach, żeby scen nie skradły jej dwa psy, odgrywające ważną rolę w romantycznej intrydze. Z tym trudnym aktorskim zadaniem poradziła sobie bardzo dobrze. Podobnie zresztą jak partnerujący jej Sudeikis, który doskonale odnalazł się w roli wystylizowanego pisarza ze skrupulatnie przystrzyżoną brodą. To typ miejskiego “drwala”, lansowanego przez modne magazyny dla mężczyzn. Nie jeden to zresztą brodaty mężczyzna w tym filmie. “Nie ma mowy!” wpisuje się w modną estetykę folkowo-hipsterską, ale nie ma w tym marketingowego wyrachowania. Film łączy stare z nowym i bardzo dobrze na tym wychodzi.

Łukasz Knap

rebecca hallrecenzjanie ma mowy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)