Nie nowy Bond, a nowy agent 007. Craiga też bojkotowali, ale nikt już o tym nie pamięta
Mówi się, że nad 25. filmem o Jamesie Bondzie ciąży klątwa. Zmiana reżysera, obsady, scenariusza, pożar na planie, kontuzja Craiga. Ultrasi wśród fanów agenta 007 mają ciężki żywot. A teraz trolle płaczą podwójnie, bo pojawiła się informacja o kobiecie w roli nowego Bonda. Ktoś płacze, a my bijemy brawo.
Są takie dziwy na świecie, które nie śniły się filozofom. Przynajmniej do tej pory. Pierwsze filmy o superbohaterkach, które ratują świat? Czarnoskóry superbohater, który do kina przyciągnął gigantyczne tłumy na całym świecie? Czarnoskóra Arielka? Bond kobietą? Żyłka pękła części internautów, gdy przeczytali o tej ostatniej informacji.
Lashana Lynch, czarnoskóra aktorka o jamajskich korzeniach, którą znacie z "Kapitan Marvel", ma być nowym agentem 007. I jest to, proszę państwa, moment, na który długo czekaliśmy.
Echo rozżalonych fanów blond agenta
Gruchnęła wieść, że Lynch ma być nowym Bondem. Nie jest to do końca tak. Lashana, jak donosi "Daily Mail", ma po prostu przejąć numer Jamesa Bonda, który udaje się na emeryturę. Nowy film nie ma jeszcze oficjalnego tytułu, więc przedstawiany jest jako "Bond 25". Ważnym wątkiem jest właśnie emerytura Bonda na Jamajce, z której musi zrezygnować, by kolejny raz pracować w szeregach MI6.
Jak czytamy: "jest bardzo ważna scena już na początku filmu, gdy M mówi: ‘wejdź, 007’, po czym do pomieszczenia wychodzi Lashana, która jest czarnoskórą, piękną kobietą. To moment, w którym popcorn wypada z rąk. Bond wciąż jest Bondem, ale jako agent 007 został zastąpiony przez kobietę".
Informator "Daily Mail" dodaje jeszcze: "To jest postać na miarę naszych czasów, która adresowana jest do młodszego pokolenia, a zarazem będzie wierna najważniejszym elementom z filmów o Bondzie. Są spektakularne pościgi, walki. Bond to Bond, ale musi odnaleźć się w świecie #metoo".
O szczegółach dotyczących roli Lashany nie wiadomo wiele więcej. Zagraniczne media podają, że postać grana przez Daniela Craiga ma próbować ją uwodzić. Tyle że agentka 007 ma być niewzruszona na próby flirtu ze strony emerytowanego kolegi.
Nie wiadomo też tak do końca, czy Lashana rzeczywiście przejmie tę rolę na dłużej i czy w kolejnych filmach o 007 to właśnie ona będzie grać pierwsze skrzypce. Z tego, co czytamy, wydaje się to bardzo prawdopodobne. Bo po co przedstawiać nowego agenta (co jest prawdziwą rewolucją), by potem znów wymienić go na białego aktora?
Jak świat długi i szeroki informacje o czarnoskórej agentce 007 odbijają się głośnym echem w sieci. Gdy jedni klaszczą, drudzy ocierają łzy. Bo do białego Bonda przyzwyczaiło się kilka pokoleń. Ale wydaje się, że solą w oku ultra-fanów serii nie jest kolor skóry nowego agenta, a płeć. Wystarczy przypomnieć plotki na temat tego, że w agenta jej królewskiej mości miał się wcielić Idris Elba. W internecie huczało. Sam aktor w kilku wywiadach podsycał tylko zainteresowanie fanów, sugerując, że być może to naprawdę on przejmie rolę po Craigu. Ostatecznie jednak przyznał, że nie wcieli się w tę postać. Łezki się zakręciły w niejednym oku.
Różnorodność i święte oburzenie
James Bond to dinozaur. Postać ze starej ery, w której bicie kobiet, zmuszanie do intymności, seksistowskie, rasistowskie żarty były na porządku dziennym, bo taki był klimat. W sieci nie brakuje filmów zestawiających sceny, na które dziś przykro w ogóle patrzeć.
Np. klip opublikowany na YouTubie przez FunWithGuru w 2016 r. pt. "Inappropriate Moments in James Bond Movies" ("Nieodpowiednie momenty w filmach o Jamesie Bondzie" - przyp red.). Odtworzono go ponad 9 milionów razy! Powtarzają się sceny, w których Bond wymusza pocałunki na opierających się mu kobietach, albo jak w "Skyfall" Bond uwodzi jedną z bohaterek, która była niewolnicą seksualną. Wymieniać można długo.
Wygląda na to, że producenci idą z nową falą normalności w kinie. Sięgają po różnorodność. I pod względem obsadzania w różnych rolach etnicznych mniejszości, i pod względem dbania o to, by i kobiety były w kinie bardziej widoczne. Absurdalne jest tylko to, że trzeba było czekać aż do 2019 roku.
Można wysnuć wniosek, że stawianie na różnorodność się po prostu opłaca. Pierwszy czarnoskóry superbohater, czyli Czarna Pantera, przyciągnął do kin tak potężny tłum, że film o nim zarobił ponad 1,3 miliarda (!!) dolarów na świecie. "Kapitan Marvel" niewiele mniej, bo 1,1 mld dolarów. Ciekawie prezentował się w światowym box office też wynik finansowy filmu "Bajecznie bogaci Azjaci" – 238 mln dolarów.
Portal "Variety" podaje też, że film "The Farewell" z raperką Awkwafiną (o chińskich i południowo-koreańskich korzeniach) przebił rekord ustanowiony przez ostatnich "Avengersów", jeśli chodzi o liczbę widzów w największych amerykańskich kinach w dniu premiery.
Różnorodność w kinie się opłaca i należy nam wszystkim. Producenci i aktorzy muszą się tylko zmierzyć ze ścianą hejtu.
Przebić się przez nią pewnie tak łatwo nie będzie, o czym przekonamy się po premierze choćby tego najnowszego filmu o Bondzie. Ale czy wiecie, że o Daniela Craiga w roli Bonda też była wielka afera? Dziś fani 007 tego pewnie nie pamiętają, ale internet za to nie zapomina. Magazyn "People" (to tylko jeden z przykładów) donosił w 2006 roku o rozwścieczonych fanach, którzy bojkotują Craiga.
EON Productions obrzucono obelgami za to, że Pierce Brosnan porzucił rolę agenta, przekazując pałeczkę Craigowi, który "jest niski, jest blondynem i wygląda dziwnie jak na agenta". Dalej można wejść na stronę internetową, którą wściekli fani zrobili w tamtym czasie. Nazwa jakże wdzięczna, bo "Daniel Craig is not Bond". Autorzy próbowali namówić fanów serii, by ci nie poszli do kina. Przewidywano, ile studio może stracić dolarów na bojkocie. Na słowach się skończyło.