Nie tak wyglądało polskie ''jumanie'' w Niemczech w latach 90.
Bez przebaczenia
Najbardziej w „Yumie” Piotra Mularuka irytuje mnie nonszalancja, z jaką twórcy traktują tzw. realia. Chociaż może to nie nonszalancja, a brak staranności albo ignorancja?
Film "Yuma" przywraca popularnej polszczyźnie pojęcie „jumania” - czyli zakrojonemu na niewielką skalę zjawisku szabrowania po zachodniej stronie granicy, z czego w latach dziewięćdziesiątych "zasłynęło" wielu naszych rodaków.
Większość z nas pamięta te czasy doskonale. Pamięta je również nasz felietonista **, który nie może się nadziwić temu, jak twórcy "Yumy" zaniedbali dochowania realiów tamtych barwnych czasów w swoim filmie.
Najbardziej w „Yumie” *Piotra Mularuka irytuje mnie nonszalancja, z jaką twórcy traktują tzw. realia. Chociaż może to nie nonszalancja, a brak staranności albo ignorancja? Jak zwał, tak zwał, w każdym razie podczas seansu co chwila zgrzytałem zębami, zwłaszcza, że film rozgrywa się w nie tak znowu odległych historycznie czasach, które ja dobrze pamiętam, a i reżyser (rocznik’ 66) powinien.*