Niedoceniona aktorka jednej roli. Dopiero "Klan" przyniósł jej sławę
Przyszła na świat 25 kwietnia 1930 roku w Wilnie. Największą popularność przyniosła jej rola Marii Lubicz w telenoweli "Klan" - i choć Halina Dobrowolska cieszyła się z wyrazów ogromnej sympatii, którą darzyli ją widzowie, równocześnie żałowała, że serial całkowicie przesłonił wszystkie jej wcześniejsze zawodowe dokonania.
A wykreowała wiele cenionych teatralnych ról; lecz choć krytycy zachwycali się jej talentem, ambicją i pracowitością, nigdy nie zdołała wybić się na pierwszy plan.
Ze smutkiem kwitowała, że oczekiwana sława i uznanie przyszły dopiero wtedy, kiedy chciała przejść na emeryturę i na dobre zrezygnować z aktorstwa.
Potrzeba serca
W młodości chciała być primabaleriną i chętnie uczęszczała na zajęcia w szkole baletowej, ale z czasem uznała, że znacznie bardziej od tańca fascynuje ją aktorstwo.
Po maturze zdecydowała się kontynuować edukację w krakowskiej PWST; ukończyła ją w 1955 roku i zaraz potem trafiła na scenę wrocławskiego Teatru Dramatycznego. Wielokrotnie podkreślała, że granie było nie tylko jej pracą, ale i największą pasją.
- Aktorką zostałam z potrzeby serca – mówiła.
Teatr jest najważniejszy
Kino traktowała po macoszemu - rzadko pojawiała się na ekranie, a filmowcy dopiero po latach poznali się na jej talencie.
Zadebiutowała epizodem w "Godzinach nadziei" (1955), rok później wcieliła się w córkę Kunickiego w komedii "Nikodem Dyzma" - i na tym właściwie zakończyła się jej przygoda z filmem. Ale zupełnie się tym nie przejmowała, zawsze powtarzała, że to teatr był jej całym światem i to na scenie czuła się najlepiej.
Nieograna twarz
Nic dziwnego, że Dobrowolska (na zdjęciu po prawej stronie), początkowo wcale nie zamierzała zjawiać się na przesłuchaniu do "Klanu" - od jakiegoś czasu była na emeryturze i z radością oddawała się swojemu drugiemu hobby, tłumaczeniu i pisaniu sztuk. Uległa jednak impulsowi i udała się na casting, gdzie z miejsca oczarowała całą ekipę filmową.
- Szukaliśmy aktorki w zaawansowanym już wieku, ale takiej, która miałaby "nieograną" twarz, nieznaną bardzo szerokiej publiczności. Gdy na casting przyszła pani Halina, niemal od razu było dla nas jasne, że ona właśnie, osoba z klasą, najlepiej zagra telewizyjną Marię - mówił Wojciech Niżyński, scenarzysta i współproducent telenoweli TVP.
Dobrowolska ucieszyła się też na wieść, że jej serialowym mężem zostanie Zygmunt Kęstowicz, z którym występowała przed laty w Teatrze Dramatycznym.
Zbyt późna sława
"Klan" przyniósł Dobrowolskiej ogromną popularność i uznanie ludzi z branży. Współpracownicy nie szczędzili jej komplementów, zachwycając się jej perfekcjonizmem, pracowitością i podejściem do aktorstwa. Nagle, po wielu latach, zaczęła być też rozpoznawalna na ulicy - co aktorka komentowała ze smutkiem; było jej przykro, że praktycznie nikt nie kojarzy jej z ról teatralnych, a widzowie rozpoznają ją wyłącznie dzięki postaci Marii Lubicz.
- Życie składa się z paradoksów. Bo czyż nie jest paradoksem, że zaczęto o mnie pisać, mówić, prosić o wywiady, autografy, spotkania nie wtedy, kiedy grałam wielkie role w teatrze i otrzymywałam świetne recenzje, lecz teraz, gdy jestem na emeryturze, najlepsze lata mam poza sobą i gram w serialu "Klan" - mówiła w "Rzeczpospolitej".
Przerwane zdjęcia
Niestety, jej przygoda z serialem nie trwała długo - wkrótce Dobrowolska zaczęła podupadać na zdrowiu. Początkowo ukrywała swój stan przed widzami, ale z czasem czuła się coraz gorzej; wreszcie choroba uniemożliwiła jej dalszą pracę na planie.
Z żalem przyjęła decyzję producentów o uśmierceniu Marii Lubicz - ale nie protestowała, zajęta walką o własne zdrowie.
Odeszła 13 października 1999 roku, w wieku 69 lat.