Nowy hit Netfliksa. Polacy pokochali ten film. Czy słusznie?

"Niewybaczalne" to kolejny obraz Netfliksa z Sandrą Bullock, który chwilę po premierze na platformie stał się hitem. Czy rzeczywiście warto zawiesić na nim oko? Jeśli ktoś lubi akurat drzemać podczas seansu, to na pewno tak.

Bullock wystąpiła w swoim drugim filmie od Netfliksa z rzędu
Bullock wystąpiła w swoim drugim filmie od Netfliksa z rzędu
Źródło zdjęć: © fot. screen z YouTube'a
Kamil Dachnij

Jakoś tak wyszło w życiu Sandry Bullock, że dwa ostatnie filmy, w których wystąpiła, to produkcje Netfliksa. Pierwsza współpraca aktorki z serwisem okazała się pod kątem komercyjnym strzałem w dziesiątkę. Apokaliptyczny thriller "Nie otwieraj oczu" z 2018 r. nie tylko był przez długi czas najpopularniejszym filmem oryginalnym platformy, ale także sprowokował niebezpieczny trend w sieci, gdy ludzie na wzór ekranowych bohaterów wrzucali wideo, na którym robili różne rzeczy z zasłoniętymi oczami (prowadząc m.in. samochód).

Choć nowy film Netfliksa z Bullock "Niewybaczalne" już cieszy się sporą popularnością, bo zarówno w Polsce, jak i w USA jest na pierwszym miejscu najchętniej oglądanych produkcji w serwisie, to na pewno nie okaże się podobnym fenomenem popkulturowym co wcześniejszy film. W jego fabule nie znajdziemy niczego, co mogłoby zainspirować ludzi do podobnych pomysłów. Jedynym wyzwaniem może być za to wytrzymanie do samego końca.

Zobacz: zwiastun "Niewybaczalne"

"Niewybaczalne" opowiada historię Ruth Slater, która wychodzi z więzienia po 20 latach po odbyciu kary za zabicie szeryfa. Jej powrót do społeczeństwa nie jest usłany różami, bo nikt nie zamierza wybaczyć jej zbrodni. Mimo przeciwności losu, bohaterka próbuje odnaleźć młodszą siostrę, którą jej odebrano.

Ruth rzecz jasna nie może się kontaktować z rodzeństwem, ale nie byłoby filmu, gdyby bohaterka zachowywała się zgodnie z nakazem sądu. Tym samym oglądamy przez większość czasu kolejną historię o odkupieniu winy za czyny z przeszłości.

Owszem, w dziele wyreżyserowanym przez Norę Fingscheidt poruszane są trudne zagadnienia jak trauma czy zemsta, ale w bardzo powierzchowny sposób. To po prostu standardowy film Netfliksa, który nieudolnie próbuje udawać głęboki i poruszający dramat. Nie oferuje niczego, czego nie widzieliśmy już w lepszych konfiguracjach w innych obrazach.

Materiał oparto na brytyjskim miniserialu "Demony przeszłości", ale śmiem zakładać, że oryginał nie jest tak drętwy, nużący i rozchwiany w tonacji jak film z Bullock. Choć "Niewybaczalne" jest zaledwie 21 minut krótszy od serialu, to jednak ma się wrażenie, jakby trwał przynajmniej z pięć godzin. Narracja snuje się niemiłosiernie, jest niezrozumiale rozciągnięta.

Oglądamy, jak biedna Ruth kręci się głównie w kółko i od czasu do czasu doświadcza różnych upokorzeń. Co chwilę wraca także do wspomnień z feralnego dnia. Gdy na samym końcu w końcu dowiadujemy się, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło, to trudno zareagować na to w żywy sposób, bo byliśmy skutecznie usypiani przez dobre 100 minut.

Być może jakoś dałoby się to wszystko przeżyć, gdyby sama Bullock była lepsza w roli Ruth. Choć generalnie utożsamia się ją albo z rolami "dziewczyny z sąsiedztwa", albo filmami gatunkowymi (pojawiła się m.in. w znakomitych "Speed: niebezpieczna prędkość" i "Grawitacji"), to w "Niewybaczalnym" aktorka gra z tak zbolałą i posępną minę, że zahacza momentami wręcz o karykaturę.

Znaleźli się co niektórzy, którzy pochwalili ją za wrażliwość i oszczędną paletę emocji, ale Bullock to nie Meryl Streep czy Julianne Moore – rzadko kiedy jest w stanie odpowiednio oddać wiarygodnie to, co czuje jej postać. Choć trzeba docenić jej próbę wyjścia poza strefę komfortu, to mimo wszystko rzucanie w przypływie wściekłości przekleństwami albo przesadne wycofanie emocjonalne to trochę za mało. Ale kto wie –być może na nominację do Oscara wystarczy.

Szkoda też obsady filmu. Oprócz Bullock wystąpili w nim m.in. Jon Bernthal, Vincent D’Onofrio i Viola Davis. Co ciekawe, Bernthal tym razem nie gra twardziela, a spokojnego w usposobieniu mężczyznę, który próbuje nawiązać głębszą relację z Ruth. W przypadku D’Onofrio i Davis widać było, że twórcy nie dali im zbyt wiele do roboty – chodziło tylko i wyłącznie o przyciągnięcie znanych nazwisk do produkcji.

Mogę jedynie na koniec napisać, że jeśli uda wam się dotrzeć do mazgajowatego i źle zmontowanego finału "Niewybaczalnego", to znaczy, że jesteście wyjątkowo cierpliwi. Film nie działa nawet jako niezobowiązująca rozrywka na wieczór, bo dzieje się w nim niewiele. A po seansie i tak zaraz o nim zapomnicie. To już serio lepiej włączyć "Czerwoną notę".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (421)