Trwa ładowanie...
11-04-2007 17:44

Olga Bończyk: Trzeba marzyć

Olga Bończyk: Trzeba marzyćŹródło: AKPA
dmcczrz
dmcczrz

Domek w Toskanii - słońce, gaj oliwny, cykady, cyprysy, przepiękne widoki, dobre wino i grono oddanych przyjaciół. To jedno z marzeń Olgi Bończyk, która wierzy, że marzenia się spełniają. A marzeń i pasji w życiu Olgi Bończyk nie brakuje! Jest aktorką i wokalistką. Oprócz tego, że gra i śpiewa, także maluje obrazy, wspaniale gotuje i pomaga dzieciom z wadami słuchu. Popularność przyniósł jej serial "Na dobre i na złe" i postać doktor Edyty Kuszyńskiej, anestezjolog na Oddziale Ratownictwa Medycznego w Leśnej Górze. Obecnie z pasją prowadzi w telewizji program kulinarny "SmaczneGo".

**

Urodziłaś się 16 stycznia. Tego samego dnia urodziła się Ewa Demarczyk. Czujesz z nią jakieś pokrewieństwo?**

dmcczrz

Olga Bończyk: Takie, że zawodowo robimy to samo - jesteśmy na scenie, śpiewamy. Przez swoją twórczość chcemy przekazać coś innym. Czasem wzruszyć, innym razem rozśmieszyć. To z pewnością nas łączy. Mam jednak nadzieję, że moje życie nie będzie zbiegało się z jej losami. Z tego co wiem, było to życie bardzo dramatyczne i niełaskawe dla niej.

**

Czujesz się bardziej aktorką, czy piosenkarką?**

Olga Bończyk: Muzykiem jestem od dzieciństwa. Można powiedzieć, że śpiewanie i muzyka są ze mną sklejone. Aktorką rzecz jasna zostałam dużo później. Obie te drogi, oba te zawody, bardzo często się przenikają. Występując w teatrze też śpiewam, śpiewam w musicalach. Obie drogi traktuję bardzo poważnie. Zarówno swój rozwój muzyczny i wokalny, jak i aktorstwo. Bardzo starannie przygotowuję swoje koncerty i recitale. Niezależnie od tego czy gram w spektaklach teatralnych, czy przed kamerą, staram się, żeby to było absolutnie na najwyższym poziomie. Więc żadna z tych dróg nie jest traktowana po macoszemu.

dmcczrz

Jedna lepiej, druga gorzej. W Polsce ciągle pokutuje jeszcze takie przekonanie, że można być albo jednym, albo drugim. Można być albo malarzem, albo piosenkarzem, albo rzeźbiarzem. Nigdy nie można tego scalać. Na świecie jest wiele przykładów, które temu przeczą. Na przykład Barbara Streisand, która jest świetną wokalistką, a jednocześnie aktorką, producentką i reżyserką . Jakoś potrafi to wszystko godzić. Nie chciałabym się porównywać do Barbary Streisand. Myślę, że daleko mi do niej. Chciałabym tylko swoją pracą i profesjonalizmem na scenie, udowodnić, że to jest możliwe - być na najwyższym poziomie bez żadnej straty, dla którejkolwiek z tych dróg.

**

Powiedz coś więcej o recitalu "Trzeba marzyć". Będzie z tego płyta?**

dmcczrz

Olga Bończyk: Bardzo bym chciała, żeby tak się stało. Płyta miała wyjść na wiosnę. Wszystko na to wskazywało. Mieliśmy nawet potencjalnego sponsora...ale zwykle jest tak, że kiedy zaczynam już bardzo optymistycznie o tym mówić, najczęściej coś się dzieje nieprzewidywalnego i plany się krzyżują. W tej chwili zdecydowałam, z pełną desperacją i odpowiedzialnością, że we wrześniu, choćbym nawet miała wyłożyć własne pieniądze, wchodzę do studia z muzykami. Płyta na pewno do końca tego roku wyjdzie.

To płyta z przebojami z lat 60. i 70., a więc moje ukochane piosenki, na których się wychowywałam jako dziecko: Rena Rolska, Irena Santor, Maria Koterbska. Teksty Młynarskiego, Osieckiej. Oczywiście będzie Kofta z piosenką "Trzeba marzyć". Piosenki, które ukochałam sobie kiedyś w dzieciństwie i zawsze marzyłam, żeby je śpiewać. "Trzeba marzyć " to tytuł piosenki, a jednocześnie motto mojego dzisiejszego życia. Ja naprawdę dziś wierzę, że marzenia się spełniają, tylko trzeba je marzyć...

**

Słyszałam, że przygotowujesz jeszcze jeden projekt autorski - specjalnie dla Ciebie pisane teksty i komponowana muzyka. Co to będzie?**

dmcczrz

Olga Bończyk: Tak, rzeczywiście, równolegle robię drugi projekt. Jego finał będzie trochę późniejszy niż "Trzeba marzyć", ponieważ dopiero się tworzy. Piosenki ofiarowali mi, między innymi: Robert Janson, Seweryn Krajewski, Romek Lipko, także ludzie z jego stajni - młodzi, nieprawdopodobnie utalentowani i wewnętrznie piękni muzycznie. Mają niebywale otwarte głowy, są cudownie wrażliwi na muzykę. Tak więc powoli piosenki zbierają mi się do koszyczka. Całego materiału jeszcze nie mam, ale już ten, który jest rokuje, że płyta będzie bardzo ciekawa. Będzie to muzyka, powiedziałabym, trochę łatwiejsza.

Zazwyczaj oscyluję wokół śpiewania swingowego, czy jazzującego, natomiast tą płytą autorską chciałabym zadowolić tych, dla których tamta muzyka i tamto śpiewanie jest troszeczkę za trudne, za elitarne. Nie oznacza to jednak, że odtąd Olga Bończyk będzie upopowioną artystką, która nagle rozsmakowała się w nowym nurcie. To nie tak. Ja po prostu troszeczkę je unowocześnię, ale nadal będę tą samą Olgą, która będzie się trzymała tego samego nurtu i kanonu. Mam nadzieję, że uda mi się zachować swoją własną tożsamość.

**

Podobno świetnie migasz. Skąd ta umiejętność?**

dmcczrz

Olga Bończyk: To umiejętność z czasów mojego dzieciństwa. Moi rodzice nie słyszeli. W związku z tym, by móc się porozumiewać z nimi, a także, żeby niejako wejść w świat ciszy, musieliśmy się razem z bratem nauczyć języka migowego. Oczywiście, nie było lekcji, nie było nauczycieli, nie było nikogo, kto nas uczył. Jako małe dzieci jednocześnie uczyliśmy się mówić i migać. To był przecież rodzaj porozumiewania się z naszymi rodzicami! Chcąc nie chcąc, mimochodem, nauczyliśmy się języka migowego. Nauczenie się tego języka pozostało mi w dłoniach, w sercu, i w głowie. Ciągle jest to jeden z języków, w których się porozumiewam.

**

Przypuszczam, że to jeden z powodów, dla którego zostałaś ambasadorką akcji "Dźwięki Marzeń", pomagającej dzieciom z wadami słuchu. Na czym dokładnie polega ta akcja?**

dmcczrz

O.B:Tak, cisza jest mi bliski. Czasami podchodzą do mnie ludzie niesłyszący na ulicy i - chyba z ciekawości czy rzeczywiście potrafię migać - próbują mnie zaczepiać. Gratulują ról. Często porozmawiamy sobie chwilę. Nie ukrywam, że moje serce zawsze będzie częścią tego świata. Akcja, której jestem ambasadorką, ma na celu wyprowadzenie ze świata ciszy maluszków, w wieku od 1 - 5 lat, z głębokiego niesłyszenia i z wad słuchu. Jest oczywiste, że im szybciej rozpocznie się rehabilitacja, tym szybciej można uratować przynajmniej część tego słuchu i nie pozwolić im wejść do świata ciszy. Znacznie łatwiej jest rehabilitować malutkie dzieci, które nie zdążyły się jeszcze oswoić ze swoim niesłyszeniem.

Dzieci już mocno skrzywdzone, uświadomione w tym, że nie słyszą, wymagają dłuższej rehabilitacji, zarówno słuchowej jak i logopedycznej. Akcja "Dźwięki marzeń" nie pozwala maluszkom pozostać w świecie ciszy. Szybko je z tego świata wyciąga i pozwala edukować się razem z rówieśnikami. Uświadamia im, że mogą normalnie żyć w świecie dźwięków. Cel jest ogromnie słuszny. To nie idea, lecz konkretne działania, które się przekładają na wiele dziesiątek dzieci, które z tego wyszły, czy są w trakcie rehabilitacji. Warto to robić. Zawsze będzie o tych kilku maluchów mniej w tym okrutnym jednak świecie ciszy, który bardzo ogranicza i zamyka.

**

Jesteś kobietą bardzo piękną. Zostałaś twarzą marki "Art Deco". Jesteś z tego zadowolona?**

O.B:Cóż? Ktoś połechtał moją kobiecą próżność. Chyba każda kobieta lubi, kiedy jej się powie, że dzisiaj ładnie wygląda, że jest piękna, że ma niezwykłe oczy, usta, piękne nogi... Kobiety lubią komplementy, ponieważ komplementy są przyjemne! Pod kosmetykami "Art Deco" z przyjemnością się podpisuję. Zanim podpisałam kontrakt sama używałam ich bardzo często i uważałam je za naprawdę godne polecenia. Wiele z tych kosmetyków od dawna było w mojej kosmetyczce, więc tym przyjemniej było mi, że to akurat ta marka zaprosiła mnie do współpracy.

Cieszę się, ponieważ ta współpraca nie jest taka ofensywna, tak bilbordowo - krzykliwa. Są to piękne zdjęcia, w pięknych wywiadach, w bardzo subtelnej wersji, która jest spójna z moją osobą. Cieszę się, że marka wczuła się w klimat mojej osoby, w moją psychikę. Art Deco kojarzy się też ze sztuką. W ogóle epoka Art Deco to okres kobiet, które były wyzwolone, szły naprzód, szukały niezależności i własnych dróg. Chciały pokazać, że też coś znaczą, że są coś warte, że mają swoje zdanie o świecie i sztuce. Myślę, że ta nazwa i wszystko co się z tym wiąże genialnie wpisały się w moją osobę.

**

Słyszałam, że twoją ulubioną książką jest powieść "Pod słońcem Toskanii"? Fascynuje cię Italia?**

O.B:Bardzo. Nawet sobie kiedyś wymyśliłam, że pewnie około sześćdziesiątki - tak sobie planuję - chciałabym kupić domek w Toskanii, albo przynajmniej jakiś niewielki apartament, gdzie mogłabym się przenieść na stare lata i tam na fotelu bujanym siedzieć pod drzewem oliwnym, piec ciasta, wyciskać własną oliwę, piec własny chleb, zapraszać gości z Polski, którzy będą siedzieć przy moim stole. Będziemy biesiadować, pić pyszne włoskie wino. Nie ukrywam, uwielbiam Włochy, zwłaszcza Toskanię, która jest ciepła, a jednocześnie zalana gajami oliwnymi, piękną soczystą zielenią.

**

Czy książki Tessy Caponi- Borawskiej, w których w cudowny sposób Italia łączy się z kuchnią, są ci bliskie?**

O.B:Zdecydowanie tak, ponieważ akurat te książki, łączą w sobie dwie przyjemności, za którymi przepadam - marzenie o Toskanii i przyjemność jedzenia. Jestem smakoszką. Uwielbiam kuchnię i lubię gotować. Kuchnia włoska jest bardzo smaczna, wykorzystuje mnóstwo warzyw. Oprócz tego, dania tej kuchni są szybkie i łatwe do zrobienia . Książki Tessy Caponi są niezwykle smakowite, ciepłe, słoneczne...pełno w nich takiego apetytu na życie. Opisy tam zawarte są smakowitym kąskiem.

W dwójnasób pobudzają moją wyobraźnię, uwrażliwiają na cudowne widoki i niezapomniane smaki. Lektura tych książek działa na zmysły! Bardzo mnie "dosmacza". Oczywiście, takich książek, gdzie w konkretną historię wplata się przepisy kulinarne, jest znacznie więcej. Chyba w tej chwili próbuje się łączyć te dwie rzeczy. Wspomnienia o losach wspomaga się opowieściami kulinarnymi.

**

Czyli nie przypadkowo trafiłaś do programu "SmaczneGo". Było Ci po drodze...**

O.B:Nie spodziewałam się tego zaproszenia. Tak się złożyło, że casting już trwał. Byłam zaproszona chyba jako ostatnia. Ogromnie się ucieszyłam, bo znowu spełniło się jakieś moje marzenie. Już wiele lat temu wymyśliłam sobie, że bardzo chciałabym poprowadzić program kulinarny. Nie po to, żeby w nim gotować, bo nie czuję się na siłach opowiadać komukolwiek, jak przyrządzić pomidorówkę. Zresztą, nie o taki program kulinarny mi chodziło. Miał to być pewien rodzaj przygody z gotowaniem, podróż po smakach, plus fajne rozmowy o podróżach. Tak wyobrażałam sobie swój program kilka lat temu. Nigdy nie doszło do jego realizacji.

Teraz prowadzę program kulinarny "SmaczneGo". To niezwykle aktywny program! Nagrywanie go bywa męczące, ale przynosi mnóstwo satysfakcji. Nie jest programem poradnikowym, co mnie cieszy. To znaczy nie siekam cebulki, nie pokazuję, że teraz wrzucamy to czy tamto. W tym programie bawimy się gotowaniem. Pokazujemy, że w dziesięć czy dwadzieścia minut można przygotować kilka dań.

Oczywiście, robią to absolutni mistrzowie kuchni! Bawimy się i żonglujemy składnikami. Chcemy pokazać, że jedzenie nie musi być gehenną kuchenną. Że wcale nie potrzeba stać parę godzin nad kuchnią, żeby wreszcie, po czterech godzinach, wyjąć z piekarnika jakaś pieczeń, albo i nie, bo się przypaliła. Tutaj pokazujemy rodzaj lekkiego patrzenia na jedzenie. Staramy się, żeby było szybko i smacznie. Myślę, że nie tylko my dobrze bawimy się w tym programie, widzowie również.

**

Kogo zobaczymy w najbliższych odcinkach "SmaczneGo"?**

O.B:W najbliższą sobotę gościem specjalnym będzie ...? Najpierw był Paweł Burczyk, potem Dorota Kamińska...a teraz będzie Przemysław Cypriański. W dalszej kolejności - Emilia Krakowska, Przemysław Saleta, Robert Kudelski, Krzysztof Skiba, Renata Dancewicz, Przemysław Branny, Maciej Miecznikowski.

**

Sama też improwizujesz w kuchni, czy raczej trzymasz się sprawdzonych przepisów?**

O.B:Improwizuję! Już od dawna nie trzymam się przepisów. To mnie męczy. Myślę, że na tyle umiem gotować i znam się na kuchni, że mogę pozwolić sobie na totalną improwizację. Tradycyjne przepisy są bardzo zachowawcze i - jak ja to mówię - "niedosmaczone". Mam swoje ulubione smaki . Lubię, kiedy kuchnia tchnięta jest moją inwencją. Jeśli kupuję książki kulinarne, to tylko po to, żeby się natchnąć pomysłem, składnikami, jakimś rodzajem łączenia. Natomiast nie trzymam się ściśle tych przepisów. Ilekroć próbowałam trzymać się określonych miarek, okazywało się, że są przekłamane. Staram się ufać sobie, swojemu doświadczeniu i wyobraźni.

**

Które danie najbardziej Ci smakuje?**

O.B:Smaki zmieniają mi się w zależności od pory roku. Zimą lubię się ogrzewać. Dania są więc na dużej ilości imbiru - marynowanego, surowego, przysmażanego. Wtedy doskonała jest kuchnia tajska, ponieważ ma dużo ostrych, rozgrzewających, przypraw, jak choćby anyżek gwiaździsty. Latem natomiast stosuję kuchnię bardzo lekką. Prawie w ogóle wtedy nie jem mięsa. Czasem zdarzają się ryby. Głównie są to jednak warzywa: bakłażany, cukinie, pomidory ... prawdziwy festiwal warzyw!

Latem moja wyobraźnia może sobie poszaleć! Mam mnóstwo pomysłów, dotyczących tego, co można z tych warzyw zrobić, jak je zagospodarować i przetworzyć. Kiedy się zaczyna okres cieplejszy, to moja kuchnia po prostu tonie w warzywach i owocach. Uwielbiam to! Mogę je jeść w formie przecierów, zup, smażone, surowe, w formie surówek, sałatek....

**

Zrobiło się tak smacznie, że aż ślinka cieknie. Lubisz czekoladę?**

O.B:Nie jestem słodkożerna, ale czekoladę akurat bardzo lubię. Gdybym już miała zdecydować się na jakąś słodkość, to musiałaby być połączona z czekoladą - oblana czekoladą, albo z czekoladowym nadzieniem. Ciasto? Najlepiej czekoladowe lub kakaowe. Wychowywałam się i dorastałam w czasach, kiedy królowały wyroby czekoladopodobne. Mam więc traumę z dzieciństwa. W związku z tym czekolada jest obecnie obowiązkowym składnikiem każdej słodkości, na którą czasami mam ochotę - cukierka, ciasteczka. Nie jem tego w dużych ilościach, ponieważ szybko się przesładzam. Słodkie lubię jako składnik jedzenia. Na przykład, kiedy coś jest z miodem lub ze słodkawym octem balsamicznym. Owoce mają dużo słodyczy! Wolę ten rodzaj słodyczy, niż słodkość w postaci cukru.

**

Czym jest dla ciebie miłość?**

Miłość? To wielkie uniesienie, dzięki któremu można przenosić góry. Mnie się parę razy w życiu zdarzyła taka miłość. Byłam tak rozkochana, że zapominałam o Bożym świecie! Każdemu bym życzyła takich chwil pełnych uniesień i takich skrzydeł dopiętych do ramion. Zdaję sobie sprawę z tego, że z taką miłością jedni przechodzą przez całe życie, albo wiele lat, innym się to nie zdarza. Zawsze trzeba wierzyć, że kiedyś taka miłość na długie, długie lata, dotknie również nas... że mnie także będzie dane poczuć skrzydła u ramion, że spotkam kogoś w kim się zakocham i będziemy razem aż do śmierci.

Dzisiaj myślę sobie, że gdyby nawet takie uczucie już się nie pojawiło, to te miłości, które już mi się w życiu zdarzyły, były tak piękne i prawdziwe, że zawsze będę mieć cudowne wspomnienia. Chwile te będę wspominać z wielką czułością. Chcę je pamiętać - były piękne!

**

Czekasz wciąż jeszcze na miłość?**

Nie czekam. Może inaczej...nie odcinam się od miłości, nie bronię się przed nią - jeśli przyjdzie to będzie. Natomiast nie pielęgnuję w sobie takiego oczekiwania : Kiedy wreszcie ta miłość przyjdzie! Jestem sama tak długo, to może by się ktoś wreszcie zechciał wokół mnie zakręcić! Nie mam do tego głowy. Nie ukrywam, że praca wypełnia teraz moje życie. Na ten moment jest mi z tym dobrze. W tej chwili pionizuję swoje życie. Myślę o życiowych priorytetach. Samotny czas spędzam na tym, żeby troszeczkę pokosztować wolności. Nie mylić z samotnością! Tego, troszeczkę egoistycznego patrzenia na siebie.

Kiedy wracam do domu, myślę o tym, żeby sobie zafundować małą przyjemność. Na przykład jakąś fajną kąpiel. Jeśli mam ochotę pójść do kina, idę na film, który sama sobie wybiorę. Zdaję sobie sprawę, że to rodzaj dość łatwego egoizmu. No cóż? Łatwo być egoistą, kiedy się jest samemu. Ale być może przez te lata tego mi brakowało. Na dany moment jest mi z tym dobrze. Nie zabiegam jakoś specjalnie o taką sytuację, w której będę musiała ten czas dzielić z kimś. Póki co, nie wypatruję przez okno księcia na rumaku. Jestem sobie żaglem i sterem ....

Ale, jeżeli zjawi się ktoś, w kim się zakocham bezgranicznie, to podejrzewam, że tak jak za dawnych czasów, nie będę się broniła. Jeśli los tak będzie chciał, to popłynę w tę miłość i otworzę się całym sercem.

dmcczrz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dmcczrz