"Planeta Singli 2". Kiedy Amerykanie przejmują polską komedię
Sukces "Planety Singli" zaskoczył wielu, a najbardziej jej twórców. Film, który nie miał prawa się udać, nie tylko podbił serca widowni, ale spodobał się też krytykom. Nie wiem, jak będzie z "dwójką". Bo chociaż z uśmiechem patrzyłam na scenę końcową i może trochę się nawet wzruszyłam, to czegoś mi zabrakło.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Kiedy "Planeta Singli" wchodziła do kin na Walentynki 2016, istniały poważne obawy, że okaże się pomyłką. Na palcach jednej ręki można policzyć udane komedie romantyczne "made in Poland". Z drugiej strony, skoro za reżyserię kolejnej wziął się Mitja Okorn, nadzieja przed premierą nie umierała. I jeśli ktoś nie przekonał się widząc zwiastun, to kiedy już wybrał się do kina albo odpalił film w domowym zaciszu, zapewne nie żałował. "Planeta Singli" okazała się naprawdę zabawnym i wzruszającym obrazem, ze świetnie napisanymi rolami i doskonale dobraną do nich obsadą. Nie przegadanym, niegłupim, dającym to, od czego są komedie romantyczne: oderwanie od codzienności, pobujanie w obłokach i myśl, że "hej, miłość jest fajna".
Druga część opiera się na podobnym schemacie. Wita nas spektakularna panorama Warszawy bez smogu i słowa, że "dzisiaj nikt nie musi być samotny". Oczywiście za sprawą aplikacji, która połączyła nieśmiałą Anię i pewnego siebie Tomka, choć teraz… się rozstają. A to zaskoczenie! Amerykańscy scenarzyści wywinęli numer, a przynajmniej tak im się wydawało. Ona chce stabilizacji, on ostrego seksu. Jest wielka awantura z przekleństwami, trzaskanie drzwiami i już można myśleć, że po czymś takim będzie tylko ciekawiej. Tymczasem trochę wieje nudą. Przez niemal godzinę trudno połapać się w jakim celu powstał i o czym do końca jest ten film. Czy o tym, jak się dotrzeć w związku? A może mówi, że najpierw trzeba stworzyć relację z samym sobą?
Amerykańscy scenarzyści wrzucają wszystko do jednego worka. Główną osią ma być konflikt między ulubionymi bohaterami, zmuszonymi do współpracy. Trafiają na plan świątecznej produkcji i na jej potrzeby muszą udawać szczęśliwie zakochanych. Żeby było jeszcze trudniej, na ich drodze pojawią się ci "trzeci". Szkoda, że Ania na nowego adoratora trafi pod automatem z batonami pewnej firmy (i sponsora filmu). Ta scena jest z rodzaju tych, których wstydzi się widz, a powinni twórcy. Product placement został zaliczony. Chodźmy dalej.
Wątków pobocznych jest tyle, że momentami traci się z oczu relację Ani i Tomka. Co prawda, nie znikają na długo z ekranu, ale trochę się o nich zapomina. Gdy do akcji wkracza przyjaciel głównej pary poznający zniewieściałego jogina (!) albo inny okaże się zostawionym przez matkę, romans gdzieś umyka. Zabawy jest w tym też tyle, co kot napłakał. Częściej słychać gimnazjalne, chwilami niestety prostackie żarty niż inteligentny dowcip, którym iskrzyła "jedynka". Razi też brak chemii między główną bohaterką a jej nowym partnerem - tak bardzo nieudana jest ta znajomość, że ani przez chwilę się w nią nie wierzy i jej nie kibicuje. Zwłaszcza podczas kuriozalnej randki w okularach Google'a.
Po pierwszej połowie filmu twórcy wracają na właściwe tory. I bardzo dobrze! Pomyłką jest już tylko romans Danuty Stenki, reszta zaczyna "grać". Amerykanie powoli odnajdują się w polskich realiach i nawet puszczają oko w stronę widzów nieprzepadających za TVP. Bohaterów nachodzą też refleksje, jak na komedię romantyczną przystało, w najmniej odpowiedniej chwili. Udaje się wtedy to, co mogło się nie udać: emocjonujące, podnoszące ciśnienie zakończenie… rodem z Hollywood. Takiego finału z wątkiem terrorystycznym (jest okrzyk "Allahu Akbar!") jeszcze u nas nie było.
"Planeta Singli 2" na pewno osiągnie sukces komercyjny, ale nie przebije "jedynki". Twórcy mieli twardy orzech do zgryzienia, choć trzeba oddać im to, że się starali. Chwilami może za bardzo, ale ostatecznie klapy nie ma. Głównie za sprawą aktorów. Agnieszka Więdłocha w roli Ani przechodzi samą siebie. Bardzo przypomina Meg Ryan za jej najlepszych czasów – jest w niej mnóstwo wdzięku, naturalności, ale i zadziorności. A Maciej Stuhr robi z Tomka faceta, któremu chce się wybaczyć największe świństwa. Jego wspólne sceny z Więdłochą pokazują, że jest coś takiego jak ekranowa wzajemna fascynacja. Ogromny plus to również angaż Izabeli Miko – jej rola to majstersztyk, a scena w której śpiewa "Pójdźmy wszyscy do stajenki" będzie absolutnym hitem YouTube'a.
"Planetę Singli 2" można ocenić na 4 z plusem, co w zalewie komedii romantycznych, do jakich nas przyzwyczajono, jest naprawdę czymś.
Film wchodzi do kin 9 listopada.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.