Plastikowe żołnierzyki

Podczas seansu nowego „G.I. Joe”, przypomina się scena z zakurzonej amerykańskiej komedii „Skarbonka”.

Wezwany do podupadłej willi hydraulik opuszcza ją rozgniewany. „Nawet nie spojrzał pan na rury!” – krzyczy za nim Tom Hanks, na co poirytowany majster odparowuje: „Sprawdzałem je parę lat temu. Przecież nie odrosły!”. Podobnie ma się sprawa z filmem Jona M. Chu – od czasu oryginału z 2009, serii nie udało się wykształcić pełnokrwistych bohaterów, ciekawej intrygi czy nawet przyzwoitego humoru.

Trudno się dziwić – „G.I. Joe”, podobnie jak „Transformers”, to marka, której korzenie sięgają serii militarnych zabawek firmy Hasbro. Dopiero z czasem obrotny koncern przypuścił za ich pomocą atak na popkulturę – powstały w ten sposób niezliczone komiksy, gry i animacje. Zawarta w nich mało wyrafinowana, pretekstowa rozrywka przez lata promowała chodliwy produkt, aż w końcu stała się odnośnikiem samym w sobie.

Nie dziwi, że gdy na ekrany kin wchodziła część pierwsza, o zabawkach nikt już nie pamiętał – w głowie majaczyły przede wszystkim pamiętane z telewizji lub komputera pseudonimy postaci. Także poziom filmu nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem – dział reklamy rzadko pisze dobre scenariusze.

Pewnym zaskoczeniem jest więc to, że sequel okazuje się (nieznacznie, ale jednak) lepszy od poprzednika.

Zmianę widać gołym okiem: fabuła, choć nadal licha i złożona z klisz, po raz pierwszy usiłuje czymś zaskoczyć. Scenarzyści bawią się komiksowym wszechświatem, wykręcając go na wszelkie możliwe strony – jednych bohaterów uśmiercają, innych wskrzeszają, a wszystkich bez wyjątku wrzucają w wir intrygi, która stara się mieć, choćby prowizoryczny, ciężar.

Stawką, jak to zwykle bywa, są tu losy świata, ale tematem przewodnim filmu jest zemsta. Pragną jej pokonani uprzednio agenci terrorystycznej Cobry, chcą jej także członkowie G.I. Joe, których szeregi przetrzebia niespodziewany zamach.

Twórcy sequela wciąż popełniają stare błędy – rzucają czerstwymi dowcipami, za bardzo ufają wygenerowanej w komputerze młócce i nie potrafią sprawić, by miała ona sensowny ciąg przyczynowo-skutkowy. Ale jednocześnie mydlą nam oczy atrakcjami: obecność Bruce’a Willisa i Dwayne’a Johnsona rekompensować ma ubytki w obsadzie, a zwroty akcji – ogólną anemię.

Nadal jednak jest to tylko prowizorka. Wystarczy podrapać tu i ówdzie, by spod świeżej farby wyjrzała stara rdza.

Wybrane dla Ciebie
Oddaje swój miecz świetlny. Legendarny aktor odchodzi z sagi
Oddaje swój miecz świetlny. Legendarny aktor odchodzi z sagi
"Nie ma szans". Jednym słowem zgasił nadzieje fanów
"Nie ma szans". Jednym słowem zgasił nadzieje fanów
Nie nazywa się Martin Sheen. Dziś głęboko żałuje zmiany nazwiska
Nie nazywa się Martin Sheen. Dziś głęboko żałuje zmiany nazwiska
"Żadnych sporów". Sapkowski na planie megahitu Netfliksa
"Żadnych sporów". Sapkowski na planie megahitu Netfliksa
Transformacja Brada Pitta. Nadchodzą zmiany
Transformacja Brada Pitta. Nadchodzą zmiany
Oddaje nerkę obcej osobie. Takie dawstwo jest w Polsce zakazane
Oddaje nerkę obcej osobie. Takie dawstwo jest w Polsce zakazane
"Zawstydzony". Tak Tom Cruise zareagował na jej zaawansowaną ciążę
"Zawstydzony". Tak Tom Cruise zareagował na jej zaawansowaną ciążę
Rekordowy start. Trzeci największy hit HBO
Rekordowy start. Trzeci największy hit HBO
Aktorka martwi się o córkę. Tak wygląda codzienność Chelsea w więzieniu
Aktorka martwi się o córkę. Tak wygląda codzienność Chelsea w więzieniu
Wspominamy gwiazdy kina i teatru, które odeszły przez ostatni rok
Wspominamy gwiazdy kina i teatru, które odeszły przez ostatni rok
Nowe informacje. Costner wciąż zaprzecza oskarżeniom
Nowe informacje. Costner wciąż zaprzecza oskarżeniom
Władze PRL wycofały go z kin. "Liczne negatywne głosy krytyki"
Władze PRL wycofały go z kin. "Liczne negatywne głosy krytyki"