Trwa ładowanie...
d2oln1r
recenzja
13-04-2013 11:10

Plastikowe żołnierzyki

Podczas seansu nowego „G.I. Joe”, przypomina się scena z zakurzonej amerykańskiej komedii „Skarbonka”.

d2oln1r
d2oln1r

Wezwany do podupadłej willi hydraulik opuszcza ją rozgniewany. „Nawet nie spojrzał pan na rury!” – krzyczy za nim Tom Hanks, na co poirytowany majster odparowuje: „Sprawdzałem je parę lat temu. Przecież nie odrosły!”. Podobnie ma się sprawa z filmem Jona M. Chu – od czasu oryginału z 2009, serii nie udało się wykształcić pełnokrwistych bohaterów, ciekawej intrygi czy nawet przyzwoitego humoru.

Trudno się dziwić – „G.I. Joe”, podobnie jak „Transformers”, to marka, której korzenie sięgają serii militarnych zabawek firmy Hasbro. Dopiero z czasem obrotny koncern przypuścił za ich pomocą atak na popkulturę – powstały w ten sposób niezliczone komiksy, gry i animacje. Zawarta w nich mało wyrafinowana, pretekstowa rozrywka przez lata promowała chodliwy produkt, aż w końcu stała się odnośnikiem samym w sobie.

Nie dziwi, że gdy na ekrany kin wchodziła część pierwsza, o zabawkach nikt już nie pamiętał – w głowie majaczyły przede wszystkim pamiętane z telewizji lub komputera pseudonimy postaci. Także poziom filmu nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem – dział reklamy rzadko pisze dobre scenariusze.

Pewnym zaskoczeniem jest więc to, że sequel okazuje się (nieznacznie, ale jednak) lepszy od poprzednika.

d2oln1r

Zmianę widać gołym okiem: fabuła, choć nadal licha i złożona z klisz, po raz pierwszy usiłuje czymś zaskoczyć. Scenarzyści bawią się komiksowym wszechświatem, wykręcając go na wszelkie możliwe strony – jednych bohaterów uśmiercają, innych wskrzeszają, a wszystkich bez wyjątku wrzucają w wir intrygi, która stara się mieć, choćby prowizoryczny, ciężar.

Stawką, jak to zwykle bywa, są tu losy świata, ale tematem przewodnim filmu jest zemsta. Pragną jej pokonani uprzednio agenci terrorystycznej Cobry, chcą jej także członkowie G.I. Joe, których szeregi przetrzebia niespodziewany zamach.

Twórcy sequela wciąż popełniają stare błędy – rzucają czerstwymi dowcipami, za bardzo ufają wygenerowanej w komputerze młócce i nie potrafią sprawić, by miała ona sensowny ciąg przyczynowo-skutkowy. Ale jednocześnie mydlą nam oczy atrakcjami: obecność Bruce’a Willisa i Dwayne’a Johnsona rekompensować ma ubytki w obsadzie, a zwroty akcji – ogólną anemię.

Nadal jednak jest to tylko prowizorka. Wystarczy podrapać tu i ówdzie, by spod świeżej farby wyjrzała stara rdza.

d2oln1r
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2oln1r

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj