Polski erotyk hitem. W walentynki kina przeżyły prawdziwie oblężenie
Na rynku kinowym, przez kilka ostatnich lat, pierwsze miesiące roku zawsze należały do polskich produkcji. W tym roku żaden z rodzimych filmów nie potrafił jednak porwać widowni. Do momentu premiery erotyka "Heaven in Hell", który okazał się hitem walentynek.
Kolejnym stałym elementem związanym z rynkiem filmowym w Polsce jest niesamowita frekwencja podczas walentynek. W tym roku ten wyjątkowy dzień wypadał we wtorek, ale już podczas weekendu można było odczuć w kinach wzmożoną aktywność widzów. W tych dniach największą popularnością cieszą się oczywiście "walentynkowe" tytuły: na ogół są to rodzime komedie romantyczne lub filmy o zabarwieniu erotycznym.
W tym roku tytułem, który idealnie wpisał się w walentynkowy okres, stał się "Heaven in Hell". Obraz został zrealizowany przez twórców "365 dni", co gwarantowało dwie rzeczy. Po pierwsze, że w filmie nie zabraknie odważnych scen erotycznych. Po drugie, że będzie się on cieszył w kinach dużą popularnością. Tak też się stało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Heaven in Hell" stał się pierwszym polskim filmem tego roku, który podczas pierwszych trzech dni wyświetlania zgromadził w kinach ponad 100 tys. osób (dokładnie 109,2 tys. widzów). W tym przypadku weekendowy wynik był jedynie "rozgrzewką" przed świętem kina (ale także innych atrakcji kulturalnych i gastronomicznych), jakim od lat są walentynki. 14 lutego "Heaven in Hell" na pewno stał się filmem pierwszego wyboru.
Krytycy o filmie Tomasza Mandesa nie mają dobrego zdania. Szczególnie ostro skrytykowała go Karolina Korwin-Piotrowska. Na Instagramie napisała: "Dwie godziny gniota mijają w męczarniach, a można było z tego zrobić kino a nie zaangażowane i pseudo romantyczne soft porno (…). Ten film jest zwyczajnie nudny; takie rzeczy tylko w Polandzie: nudny erotyk".
Nudny czy nie, ale w kinach stał się pierwszą polską produkcją, która w tym roku rzuciła wyzwania zagranicznym filmom. Przez półtora miesiąca rynek kinowy należał do drugiej części "Avatara i "Kota w butach". Mimo że premierę miało pięć dużych polskich produkcji: "Na twoim miejscu" – 69,9 tys. widzów podczas premierowego weekendu, "Ślub doskonały" – 60,6 tys. widzów, godnie polecenia "Niebezpieczni dżentelmeni" – 53,1 tys. widzów, "Pokusa" – 46,9 tys. widzów, "Masz ci los!" – 59 tys. widzów.
Warto też dodać, że z okazji walentynek do kin powrócił słynny film Jamesa Camerona "Titanic". Zremasterowana wersja przygotowana na 25. rocznicę premiery przegrała z polską produkcją, choć osiągnęła bardzo przyzwoity wynik, jak na tak dobrze znany i często wyświetlany w telewizji tytuł - 59,6 tys. sprzedanych biletów.
Piotrowska kończy swój wpis dość zaskakującą konkluzją: "W dyskontach pojawiły się ostatnio w dobrej cenie masażery, które mogą pełnić funkcje wibratora. Lepiej to kupić zamiast biletu do kina. Przynajmniej efekt gwarantowany, bo nie ma nic gorszego niż nuda i smuta w łóżku".
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o masakrowaniu "Znachora", najgorszych filmach na walentynki i polskich erotykach, które podbijają świat (a nie powinny) . Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.