"Polskie drogi" mają 40 lat. Jak powstawał kultowy serial?
20.10.2017 | aktual.: 20.10.2017 17:02
40 lat temu Telewizja Polska wyemitowała pierwszy odcinek serialu, który do dziś cieszy się ogromnym uznaniem krytyki. "Polskie drogi" chwalono zarówno za scenariusz, doskonałą realizację, jak i grę aktorską.
Reżyser, Janusz Morgenstern, przyznawał, że serial zajmuje ważne miejsce w jego dorobku, a tematyka wojenna jest mu niezwykle bliska. Dlatego kiedy zwrócono się do niego z propozycją nakręcenia "Polskich dróg", nie odmówił.
- "Zrobił pan serial o AK, a my chcielibyśmy zaznaczyć też trochę udział Armii Ludowej". Zgodziłem się, bo chciałem kręcić jak najwięcej. Praca na planie była moją pasją - opowiadał w "Gazecie Wyborczej" o swoich motywacjach.
Wątki biograficzne
"Polskie drogi" składają się z dziesięciu 1,5-godzinnych i jednego 2-godzinnego odcinka.
- Jerzy Janicki pisał scenariusze w trakcie kręcenia. Aktorzy nie wiedzieli, co stanie się z postaciami, które grają - opowiadał reżyser w "Gazecie Wyborczej".
Przyznawał też, że w serialu chętnie umieszczał wątki zaczerpnięte ze swojego życia.
- W pierwszym odcinku, o wrześniu 1939 r., dzięki własnym doświadczeniom udało mi się odtworzyć niezwykłą ówczesną atmosferę. W scenariuszu nie było np. sceny z żołnierzami czyszczącymi broń przed bitwą i śpiewającymi "Rozkwitały pąki białych róż". To kojarzyło mi się z obozem przysposobienia wojskowego, na który pojechałem tuż przed wojną – wspominał.
Wyzwanie dla Strasburgera
Dla Morgensterna niezwykle ważne było zebranie doskonałej ekipy aktorskiej, która poradziłaby sobie z wyzwaniami na planie. Jako Władysława Niwińskiego widział młodego, nieznanego wówczas aktora - Karola Strasburgera. Strasburger nie krył, że chociaż czuł się wyróżniony, nie potrafił też opanować przerażenia.
- Gdy dostałem propozycję zagrania podchorążego Władysława Niwińskiego, z jednej strony ucieszyłem się, a z drugiej poczułem strach. Byłem na początku drogi zawodowej i obawiałem się bardziej doświadczonych kolegów oraz długiej nieobecności w domu - opowiadał w programie "Polskie drogi - jak powstawał serial". - Wówczas nad jednym odcinkiem pracowało się niemal miesiąc, a zdjęcia plenerowe kręcono w całej Polsce.
Wygrana Kaczora
W Leona Kurasia wcielił się Kazimierz Kaczor. Aktor był przekonany, że roli nie otrzyma, bowiem spotkał się już kiedyś z Morgensternem na planie filmowym i reżyser nie był zachwycony jego umiejętnościami. Najwyraźniej jednak od tamtego czasu wiele się zmieniło, bo Kaczor wygrał przesłuchanie.
Karol Strasburger opowiadał, że trochę zazdrościł koledze angażu i uważał że rola Kurasia jest znacznie ciekawsza.
– Ja byłem bardziej jednostajny w swoich poglądach i działaniu, natomiast Kazik grał postać wielonastrojową. Miał oblicze dobre i trochę gorsze – mówił.
Butelka wódki za każdy upadek
Tymczasem Kaczor przyznawał, że postać Kurasia była dla niego niemałym wyzwaniem. Zwłaszcza kiedy dowiedział się, że musi nauczyć się jeździć konno.
- Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z końmi, dlatego przez trzy miesiące ciężko trenowałem - mówił w programie "Polskie drogi - jak powstawał serial". - Mój wymagający i surowy instruktor nie oszczędzał mnie, zaliczyłem więc wiele bolesnych upadków. Za każdy musiałem postawić butelkę wódki.
Ale było warto - rola Kurasia przyniosła mu ogromną popularność. Doskonale też wspominał współpracę z Morgensternem, którego uważał za wybitnego fachowca. Tego samego zdania był Strasburger.
- Miałem to wielkie szczęście, że pracowałem z elitą polskiej kinematografii, z wybitnymi ludźmi, którzy nie szczędzili wysiłku, by powstał jak najlepszy obraz. W pracę wkładali mnóstwo serca, doświadczenia i talent – opowiadał.
"Zapomniałem, że jestem na planie"
Ale krytykę zachwycili nie tylko aktorzy pierwszego planu. Włodzimierz Boruński (na zdjęciu) uważał, że przed kamerami faktycznie dał z siebie wszystko. Nawet po latach ze wzruszeniem wspominał najbardziej emocjonalną scenę ze swoim udziałem, kiedy grany przez niego bohater, Sommer, próbuje uratować wnuczkę.
- Jak grałem tę scenę sprzedawania wnuczki, to nagle zupełnie zapomniałem, że jestem na planie filmowym, że pracuje kamera – po prostu straciłem świadomość i płakałem autentycznymi łzami. Kiedy ujęcie skończono, ocknąłem się i zapytałem reżysera, czy będziemy je powtarzać? Odpowiedział: Nie trzeba. Ja tę scenę wyrzuciłem z siebie! - opowiadał.
To właśnie za tę rolę dostał Nagrodę Przewodniczącego Komitetu do Spraw Radia i Telewizji I stopnia.
Ostatni taniec
U Morgensterna zabłysnął też Zdzisław Maklakiewicz, który pojawił się w 7. odcinku jako profesor Fabiankiewicz. W ostatniej scenie, zmuszony przez gestapowca do tańca, umiera na parkiecie na zawał serca. Wielu uważało, że to prawdziwy popis umiejętności aktorskich Maklaka.
- Najlepszą rolę, stworzył chyba w "Polskich drogach", jedną z ostatnich, takiego mistrza tańca z Beatą Tyszkiewicz. Wstrząsająca kreacja. Tą kreacją bije na łeb tych wszystkich tak zwanych gwiazdorów - mówił Janusz Kondratiuk w dokumencie "Zdzisław Maklakiewicz".
Niestety, aktor nie mógł zobaczyć się na ekranie. Zmarł tydzień przed premierą pierwszego odcinka, w tajemniczych, do dziś budzących kontrowersje okolicznościach.