Trwa ładowanie...

"Porady na zdrady": Porady na banały [RECENZJA]

„Porady na zdrady” ogląda się bez większego bólu i niecierpliwego przebierania nogami w oczekiwaniu na koniec seansu. Kiedy on wreszcie nadejdzie okaże się jednak niestety, że nie ma większego znaczenia, co właśnie zobaczyliśmy. To największa przykrość. I nachalny product placement.

"Porady na zdrady": Porady na banały [RECENZJA]Źródło: Materiały prasowe
d1w39w6
d1w39w6

Kalinę (Magdalena Lamparska)
zdradził narzeczony. Sytuacja niefortunna tym bardziej, że o niewierności ukochanego dowiedziała się na kilka godzin przed ślubem. Fretka (Anna Dereszowska)
z kolei nie dotarła ze swoim wybrankiem przed ołtarz, a już okazało się, że nic z tego nie będzie. Zdradzone dziewczyny postanawiają przygotować własną wersję zemsty i założyć biuro testerek wierności. Kuszą i mamią swoimi wdziękami na zlecenie podejrzliwych żon, a te mają później koronne dowody, aby swym mężom już nigdy nie zaufać. Sytuacja się oczywiście komplikuje, kiedy jedna z klientek (Weronika Rosati) chce za pomocą podstępu pozbyć się swojej sympatycznej, poczciwej drugiej połówki (Mikołaj Roznerski)
, by mieć wolną drogę (i pieniądze), a potem wyjechać na Kubę ze swym temperamentnym kochankiem. To oczywiście nie koniec zagmatwanych perypetii bohaterów, którzy z równą pasją się w sobie kochają, co podejrzewają o najgorsze.

Finał tej historii jest jednak wszystkim znany, i to bez pudła. Oglądamy wszak znowu piękną, letnią Warszawę, wystylizowane knajpki i mieszkania, wegańskie posiłki, holenderskie rowery i „coachów” jak z bajki. Nikogo tu też nie dziwi, że dziewczynę, która nie ma właściwie stałej pracy i dorabia sobie dietetycznymi kateringami po warszawskich Mordorach stać na dwupiętrowe mieszkanie gdzieś w okolicach Starówki. Przekaz podprogowy jasny: w takiej scenerii nikomu nie stanie się na dłuższą metę krzywda, a już z pewnością nie wydarzy nic, czego nie ukoi koktajl z selera naciowego i jarmużu.

Żeby to zawsze było takie proste jak w filmach Ryszarda Zatorskiego obdarzonych często tytułami z wykrzyknikiem. W Porady na zdrady nie ma przecież wiele nowego w porównaniu do „Nigdy w życiu!”, „Dlaczego nie!” czy „Dzień dobry, kocham cię!”. Zmienia się natomiast widz, który obserwuje, jak dynamicznie rozwija się w ostatnim dziesięcioleciu polskie kino. Już nie jesteśmy spragnieni widoków podświetlonego mostu Świętokrzyskiego w deszczu. Nie fascynuje nas egzotyczna kiedyś roszponka i rattanowe meble ogrodowe na Saskiej Kępie. Wyrośliśmy już z przaśnego product placementu butów. To wszystko, za przeproszeniem, już passé. Tylko naiwni mogą sądzić, że wystarczy dobrać parę sympatycznych głównych bohaterów (tego Lamparskiej i Roznerskiemu odmówić nie można), okrasić zabawnym drugim planem (Czeczot, Karolak, Koterski, Sławomir) i przepis na kinowy hit gotowy. Taki scenariusz mógł się sprawdzić jeszcze w dwa, trzy lata po premierze „Nigdy w życiu!”, ale nie teraz, kiedy wiemy, że potrafimy więcej!

d1w39w6

Ostatecznie z „Porad na zdrady” mógłby wyjść całkiem niezły odcinek telewizyjnej telenoweli, ale film kinowy to chwilami spore nadużycie. Mdły i banalny niestety, którego nie ratują szablonowo napisane, jednowymiarowe postaci. Zatorski nie próbuje nawet bawić się konwencją, rozchybotać kiepsko kojarzonego w Polsce gatunku, pieczołowicie zbudować głębi opowiadanej historii i sprawić, aby widzowi zależało na dalszych losach bohaterów. Nic z tych rzeczy, jego najnowszy film jest po prostu przezroczysty.

Autor: Magdalena Maksimiuk
Ocena: 4/10

d1w39w6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1w39w6