Potwór o twarzy dziecka. Nazywali go Aniołem Śmierci
Na stołku reżyserskim widział Tarantino, a w głównej roli DiCaprio. Słynny seryjny morderca w końcu doczekał się filmu o sobie. Ale nie jest do końca zadowolony.
01.02.2019 | aktual.: 04.02.2019 10:27
Proces Carlosa Eduardo Robledo Pucha był w Argentynie sensacją. Nic dziwnego. Na ławie oskarżonych zasiadł niespotykanej urody chłopak. Który w zaledwie kilka miesięcy dopuścił się serii brutalnych przestępstw. Morderstw, gwałtów, porwań i kradzieży.
Prasa szybko nadała mu przydomek Ángel de la Muerte. Anioł Śmierci.
Bonnie i Clyde
Urodził się w zwykłej rodzinie robotniczej. Był nieśmiałym, cichym dzieckiem. Jak później zeznają przed sądem biegli psychiatrzy, w domu nie brakowało ani miłości, ani pieniędzy. Nie stwierdzono absolutnie żadnych przesłanek, które popchnęłyby nastolatka na drogę przestępstwa.
Jorge Antonio Ibañeza poznał w szkole. Pierwszego przestępstwa dokonali 15 marca 1971 r. Włamali się do dyskoteki Enamor i ukradli 350 tys. pesos. Zanim uciekli, Carlos z zimną krwią zastrzelił śpiących na zapleczu właściciela i nocnego stróża.
Miał wtedy 19 lat, choć zupełnie nie wyglądał na swój wiek. Blond włosy i androgeniczna uroda sugerowały co najwyżej 16-latka.
Przez następne miesiące Carlos i Jorge byli jak Bonnie i Clyde. Z każdym kolejnym skokiem stawali się coraz bardziej bezwzględni i zuchwali.
Bez litości
Podczas procesu wychodziło na jaw coraz więcej szczegółów bestialskiego procederu. Niektóre mroziły krew w żyłach.
9 maja tego samego roku włamali się do sklepu z częściami samochodowymi. W jednym z pomieszczeń znaleźli śpiącą parę i niemowlę. Carlos oddał najpierw dwa strzały: mężczyzna zginął na miejscu. Kobieta przeżyła. W sądzie później zeznała, że Ibañez próbował ją zgwałcić, a Puch na odchodne strzelił do kołyski. Bogu dzięki spudłował.
13 kwietnia 1971 r. Ibañez zgwałcił 16-latkę na tylnym siedzeniu skradzionego auta. Po wszystkim jego kompan bez litości wpakował w nią 5 kulek. Kilka dni później powtórzyli ten sam scenariusz, który też zakończył się egzekucją. Z ciała 23-letniej ofiary patolog wyjął tym razem siedem pocisków.
W sierpniu para miała wypadek samochodowy. Jorge zginął na miejscu. Carlos, który wyszedł bez szwanku, zbiegł z miejsca zdarzenia. W listopadzie miał już nowego partnera, Hectora Somozę. To z nim dokonał ostatniego skoku, po którym został w końcu ujęty.
Wpadka
1 lutego 1972 r. włamali się do sklepu z narzędziami. Zabili stróża, przy którym znaleźli klucz do sejfu.
Z niejasnych do dzisiaj przyczyn Carlos, najprawdopodobniej czymś wystraszony, strzelił do kompana. Aby utrudnić identyfikację zwłok, spalił mu twarz znalezioną na miejscu lutownicą. Potem otworzył sejf i zbiegł z łupem.
Został aresztowany trzy dni później. W kieszeni spodni Hectora Somozy policja znalazła jego dowód osobisty. Rozpoczął się najgłośniejszy proces w historii argentyńskiego wymiaru sprawiedliwości.
Gwiazda
To była sensacja. Temat psychopatycznego mordercy-narcyza o twarzy dziecka nie schodził z czołówek gazet przez wiele miesięcy. Prasa nadała mu wymowne pseudonimy - Anioł Śmierci i Czarny Anioł. W jednej chwili Carlos Robledo Puch zyskał sławę gwiazdy filmowej i stał się celebrytą.
Pewność siebie i buta nie opuszczały go do końca. Ostatnie słowa, jakie wypowiedział przed ogłoszeniem wyroku, brzmiały:
- To była farsa. Osądziliście i skazaliście mnie już na starcie.
W sumie udowodniono mu 11 morderstw, 17 rabunków, gwałt i usiłowanie, wykorzystanie seksualne, dwa porwania i kradzieże. Wyrok mógł być tylko jeden: dożywocie. Carlos Eduardo Robledo Puch trafił za kratki w 1973 r. Tym samym jest on najdłużej odsiadującym karę więźniem w historii Argentyny.
W 2000 r. mógł ubiegać się o zwolnienie warunkowe, ale z niego nie skorzystał. W 2013 r. wniósł o rewizję wyroku, domagał się też dla siebie kary śmierci. Obie prośby zostały odrzucone.
"Spałem z wieloma dziewczynami"
Gdyby opisywane wydarzenia miały miejsce w USA, Robledo Puch doczekałby się filmu już dawno temu.
Sam zresztą, zza krat, sugerował, kto mógłby go nakręcić. Na stołku reżyserskim widział Quentina Tarantino, zaś w roli głównej Leonardo DiCaprio. Pewnie nigdy się nie dowiemy, jak wyglądałaby ta wersja. Ale nic straconego.
ZOBACZ TEŻ: zwiastun filmu "Anioł"
1 lutego na ekrany polskich kin wszedł "Anioł" w reżyserii Luisa Ortegi. To barwna, świetnie zrealizowana opowieść inspirowana życiem i zbrodniami "mordercy o twarzy dziecka", która została zaprezentowana po raz pierwszy na zeszłorocznym festiwalu Cannes.
Produkcją zajął się duet odpowiedzialny za niebywały sukces "Dzikich historii" - bracia Agustín i Pedro Almodóvar. "Anioł" był też argentyńskim kandydatem do Oscara, choć ostatecznie nie znalazł się na skróconej liście ogłoszonej 22 stycznia (więcej tutaj).
Film Luisa Ortegi zbiera za oceanem pozytywne recenzje. Krytycy chwalą odtwórcę głównej roli Lorenzo Ferro, "almodovarowski klimat" oraz "słoneczne zdjęcia" Juliána Apezteguí. Recenzenci zwracają też uwagę na silny wątek LGBT, który sugeruje biseksualne skłonności głównego bohatera. Nie uszło to też uwadze osadzonego, który wysłał list do reżysera filmu.
Robledo Puch zarzucił Ortedze, że przeinacza fakty. "Nie jestem gejem i spałem z wieloma dziewczynami" - pisał Carlos. Jednak nie jest tajemnicą, że na początku odsiadki trafił do więzienia w Sierra Chica, zakładu karnego o zaostrzonym rygorze, gdzie przebywa do tej pory w sektorze przeznaczonym dla homoseksualistów.