Przez ostatnie 4 lata Alina Janowska nie wychodziła z domu. Aktorka nie rozpoznawała swoich bliskich
W wieku 94 lata odeszła uwielbiana przez widzów Alina Janowska. Aktorka znana choćby z "Wojny Domowej" czy "Zakazanych piosenek"od lat zmagała się z chorobą Alzheimera, która położyła się cieniem także na życiu jej najbliższych.
Janowska od ponad 4 lat nie opuszczała domu, gdzie miała zapewnioną troskliwą opiekę męża. Wojciech Zabłocki, którego poślubiła w 1963 r., od dawna zajmował się aktorką i dbał, aby miała jak najlepsze warunki. Rodzice mogli również liczyć na wsparcie ze strony dzieci, choć kontakt z nimi był dość utrudniony. Jak pisał magazyn "Dobry Tydzień", dwie córki Janowskiej i Zabłockiego mieszkają za granicą, zaś syn w Krakowie.
16 czerwca tego roku do księgarń trafił tomik poetycki pt. "Janowska". Data premiery była nieprzypadkowa, bowiem tego dnia wypadały imieniny aktorki. Jego autorem jest syn aktorki Michał Zabłocki, poeta i autor piosenek, który w ten sposób chciał zrobić prezent matce. Znajdujące się w nim wiersze zostały zainspirowane ważnymi momentami w zawodowym i prywatnym życiu aktorki. Autor nie unika przy tym bardzo bolesnego tematu choroby Alzheimera, która wywróciła życie rodziny do góry nogami.
- Ludzie chorzy na alzheimera nie rozpoznają bliskich, więc tego chyba nie muszę nikomu szerzej tłumaczyć. Kto ja jestem? Syn? Mąż? Kolega? A mama na to: Ty jesteś Witek, kolega z powstania, ale na drugie masz Michał. Michał to mój mąż. Najpierw byłeś kolegą, a dopiero potem mężem – czytamy w "Janowskiej".
- Oboje rodzice są bardzo mocnymi osobowościami. I to nauczyło mnie stanowczości – mówił Zabłocki, który mimo przeprowadzki z rodzinnej Warszawy do Krakowa czuł się bardzo mocno związany z rodzicami. Nic więc dziwnego, że jego córeczka, która przyszła na świat 23 grudnia zeszłego roku, nosi imię Alina.
Mąż Aliny Janowskiej nie ukrywał, że choroba żony całkowicie zmieniła ich życie, ale nie zamierzał się poddawać.
*- Robię wszystko, by trzymać chorobę na tym samym poziomie. To najważniejsze, bo o wyleczeniu nie ma już mowy *– mówił na łamach "Faktu", dodając: *– Nigdy nie oddam Aliny do domu opieki. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Nie mógłbym tego znieść i chyba bym wtedy sam umarł. To dla mnie radość nie do opisania, że mogę na nią popatrzeć, nawet jeśli ona przesypia całe dnie. Gdy żona śpi, a ja za nią zatęsknię i chcę ją zobaczyć z czasów świetności, oglądam jej filmy. Mamy je wszystkie na kasetach. To niezwykła pamiątka. *