Dariusz Siatkowski – aktor, którego śmierć pozostaje jedną z największych zagadek polskiego show-biznesu
Dla wielu zawsze będzie przede wszystkim Pawłem Zawadą z kultowej komedii "Kogel-mogel". Przystojny, utalentowany, nie do końca wykorzystany aktor zmarł w tajemniczych okolicznościach w wieku 48 lat. Jego nagła śmierć do dziś budzi pytania i kontrowersje. 11 października mija kolejna rocznica jego odejścia.
Dariusz Siatkowski urodził się 31 lipca 1960 roku w Koszalinie. Nic nie wskazywało na to, że zostanie aktorem – jako nastolatek wybrał całkiem inną ścieżkę. W latach 1975-1980 uczęszczał do Technikum Drogowego w rodzinnym mieście. Jego dziedziną miała być budowa dróg i mostów.
Kultura WPełni: Juliusz Machulski o filmach swojego życia i Polsce
W wieku 20 lat podjął odważną, niekoniecznie oczywistą decyzję – przeniósł się do Krakowa i zdał egzaminy na Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego. W 1984 roku, za rolę Gromotrubowa w przedstawieniu dyplomowym "Płaszcz" Nikołaja Gogola w reżyserii Jerzego Treli, otrzymał nagrodę na II Ogólnopolskim Przeglądzie Sztuk Dyplomowych Szkół Teatralnych w Łodzi.
Po ukończeniu studiów związał się z łódzką sceną – Teatrem im. Stefana Jaracza, który stał się jego artystycznym domem na wiele lat. Bogdan Hussakowski, dyrektor teatru, wspominał później, że już podczas dyplomowego spektaklu dostrzegł wielki potencjał młodego aktora.
"Kogel-mogel" – błogosławieństwo czy przekleństwo?
W 1985 roku Siatkowski zadebiutował na ekranie w dramacie sensacyjnym "Tanie pieniądze" w reżyserii Tomasza Lengrena. Prawdziwy przełom nastąpił trzy lata później. 28-letni aktor otrzymał propozycję zagrania w komedii Romana Załuskiego "Kogel-mogel".
Został członkiem doborowej obsady. U boku Grażyny Błęckiej-Kolskiej, Katarzyny Łaniewskiej, Jerzego Turka, Ewy Kasprzyk i Zdzisława Wardejna zagrał Pawła Zawadę, atrakcyjnego absolwenta SGGW, któremu wpada w oko Kasia Solska, grana przez Błęcką-Kolską. Film był tak wielkim hitem, że rok później nakręcono sequel, "Galimatias, czyli kogel-mogel II", w którym Kasia i Paweł byli już małżeństwem. I choć dziś niektórzy patrzą na tę parę nieco inaczej i przez mniej romantyczny pryzmat, "Kogel-mogel" (zwłaszcza pierwsza część) jest jedną z najbardziej lubianych polskich komedii.
Jednak dla Dariusza Siatkowskiego rola w filmach Załuskiego okazała się być jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem.
"Reżyserzy trochę boją się mnie obsadzać, bo ciągle kojarzę się wszystkim z Pawłem. Nie wiem, czy kiedykolwiek się od niego uwolnię" – wyznał z pewnym rozżaleniem w rozmowie z miesięcznikiem "Film". Aktor stał się zakładnikiem jednej roli. W latach 90. grywał epizody, role drugoplanowe – między innymi w filmach Władysława Pasikowskiego ("Kroll", "Słodko-gorzki"), Kazimierza Kutza ("Śmierć jak kromka chleba"). Szansą na przełamanie nienajlepszej passy była rola w serialu "Życie jak poker", ale produkcja nie odniosła sukcesu, na jaki liczono. I nigdy już nie udało się Dariuszowi Siatkowskiemu stworzyć kreacji, która pozwoliłaby mu uwolnić się od "Kogla-mogla".
Na domiar złego, latem 2008 roku – kilka miesięcy przed śmiercią aktora – polskie stacje telewizyjne niemal jednocześnie wyemitowały "Kogel-mogel" z okazji 20. rocznicy premiery. W wywiadach Siatkowski był znów pytany o tę jedną rolę. Zamknięte koło.
Może przed kamerą nie miał zbyt wiele szczęścia, ale w teatrze szło mu znacznie lepiej. Za rolę tytułową w "Królu Edypie" Sofoklesa zdobył w 1999 roku Złotą Maskę za najlepszą rolę męską. Postać Johna Proctora w "Czarownicach z Salem" Arthura Millera przyniosła mu nagrodę na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych w 2001 roku. Za Astrowa w "Wujaszku Wani" Antoniego Czechowa otrzymał drugą Złotą Maskę za sezon 2000/01. W 2005 roku zadebiutował jako reżyser, wystawiając sztukę "Klaustrofobia".
W 2007 roku dostał szansę na powrót przed kamery w większej roli – detektywa w serialu "Fala zbrodni".
11 października 2008
11 października 2008 roku media podały smutną wiadomość - Dariusz Siatkowski został znaleziony martwy w pokoju jednego z hoteli pod Łodzią, gdzie przebywał podczas zdjęć do serialu "Fala zbrodni". Nagła śmierć zdrowego mężczyzny wywołała lawinę pytań i spekulacji.
"Odszedł niespodziewanie w wieku 48 lat, w wieku najlepszym i dla aktora, i dla mężczyzny. Ciągle mamy w pamięci jego wyraziste role. Docenialiśmy je pospołu z publicznością i krytykami. Aktorzy o warunkach, jakimi był obdarzony, nie rodzą się na kamieniu. Zostawił po sobie w teatrze puste miejsce" – pisano w oświadczeniu Dyrekcji i Zespołu Teatru im. Jaracza w Łodzi.
Okoliczności śmierci od początku budziły wątpliwości. Drzwi pokoju hotelowego były zamknięte od środka. Kluczami dysponowała jedynie ekipa sprzątająca – to właśnie jedna z pokojówek znalazła ciało aktora.
Teorie i spekulacje
Rodzina aktora nigdy nie skomentowała tej sprawy, co tylko podsyciło domysły i teorie.
Najczęściej pojawiająca się teoria głosi, że aktor zmarł w wyniku przedawkowania leków na przeziębienie. Koledzy zeznali, że tuż przed śmiercią Siatkowski uskarżał się na infekcję górnych dróg oddechowych. Przyjmował leki przeciwgorączkowe i przeciwbólowe – prawdopodobnie jedne z tych popularnych, dostępnych bez recepty. Według tej wersji, zbyt duża dawka leków mogła spowodować nagłe zatrzymanie krążenia.
Badania toksykologiczne miały wykazać podwyższony poziom leków przeciwgorączkowych w organizmie oraz ślady alkoholu w krwi – jednak nie w ilości zagrażającej życiu. Ekspertyza medyczna potwierdziła zaawansowany stan zapalenia górnych dróg oddechowych.
Na początku śledztwa pojawiła się bardzo medialna i przyciągająca uwagę teoria o morderstwie. Znajomi aktora mieli to przekonanie podzielać, jednak prokuratura szybko wykluczyła tę możliwość. Przeciwko niej przemawiał fakt zamkniętych od środka drzwi. Zabezpieczony monitoring hotelowy potwierdził, że nikt nie wchodził do pokoju Siatkowskiego w noc jego śmierci.
To nie koniec domysłów. Plotkowano o rzekomym uzależnieniu aktora od alkoholu i narkotyków, o depresji, o samotności. Mówiono, że Siatkowski mieszał alkohol z lekami, a nawet z narkotykami.
"To bzdura! Darek nigdy nie pojawił się w teatrze nietrzeźwy, nigdy nie zawalił żadnej próby, żadnego przedstawienia" – grzmiał na łamach "Expressu Ilustrowanego" Bogdan Hussakowski. Według niego i innych współpracowników, Siatkowski był profesjonalistą do końca. Wspomniane już badania toksykologiczne miały nie wykazać obecności narkotyków ani innych niedozwolonych substancji w organizmie.
Przeprowadzono sekcję zwłok, przesłuchano świadków, zabezpieczono dowody. Ale do dziś nikt nie wie, co stało się z aktami sprawy. Tylko one zawierały szczegółowe informacje i mogły dać pełny obraz ostatnich godzin życia aktora.
"Coś tu nie gra i nigdy nie grało" – stwierdziła swego czasu Katarzyna Łaniewska. Jej słowa oddają frustrację wielu osób ze środowiska artystycznego.
Czy Dariusz Siatkowski po prostu popełnił tragiczny błąd, przyjmując zbyt dużą dawkę leków? Czy może w grę wchodziło coś więcej? Milczenie rodziny może wynikać z chęci ochrony prywatności, ale może też sugerować, że prawda jest zbyt bolesna. W każdym razie okoliczności śmierci Dariusza Siatkowskiego to jedna z największych zagadek w historii polskiego show-biznesu.
16 października 2008 roku Dariusz Siatkowski spoczął na cmentarzu przy ulicy Gnieźnieńskiej w Koszalinie. Ustanowiono nagrodę jego imienia dla młodych artystów. Teatry organizowały wieczory wspomnieniowe. No i zawsze można obejrzeć "Kogel-mogel".
Dariusz Siatkowski miał dopiero 48 lat. Przed nim był jeszcze kawał życia i kariery. Pytanie "co by było, gdyby..." pozostanie bez odpowiedzi.