Była królową drugiego planu. Dziś wybrała życiowy spokój

Jest jedną z ulubienic polskich widzów. Rozpoznawalność przyniosły jej przede wszystkim popularne seriale: "Na dobre i na złe", "Magda M." czy "Lekarze", ale Katarzyna Bujakiewicz pozostaje również oddana filmom i scenie. Na przestrzeni lat współpracowała z Teatrem Współczesnym w Szczecinie czy poznańskim Teatrem Polskim.

Karierę aktorską rozpoczęła już jako siedmiolatka w Teatrze Młodego Widza. Po latach przerwy (przez wzgląd na szkolną naukę) nie straciła miłości do profesji. W 1995 roku ukończyła Wydział Aktorski we Wrocławiu. W kinie jej specjalnością stał się zaś drugi plan, który kradła charyzmą i dystansem do własnej osoby.

"Poranek kojota" (2001), "Zróbmy sobie wnuka" (2003), "Nigdy w życiu!" (2004), "Nie kłam kochanie" (2008) oraz "Listy do M. 2" (2015) uczyniły z niej twarz polskich komedii, często uderzających w romantyczne tony. Jej wizerunek obejmował kreację tzw. dziewczyny z sąsiedztwa, czyli bohaterki z krwi i kości, przeżywającej codzienne rozterki, z którą mogło utożsamiać się wiele widzek.

Katarzyna Bujakiewicz to artystka kompletna – wielokrotnie dowiodła zdolności tanecznych i wokalnych. Te ostatnie omal nie uczyniły z niej "niemieckiej Britney Spears", jak wyjawiła w rozmowie z TVN. "Po 'Kochaj i rób, co chcesz' dostałam propozycję z Niemiec, bo tam akurat szukali kogoś w stylu amerykańskim. (…) Zdążyłam nagrać kilka utworów – jeden trafił nawet na składankę 'Summer hits', ale pod pseudonimem, a ja nie dostałam za to grosza". Sukcesem aktorki okazał się ponadto wspólny kawałek z Verbą "Chłodny deszcz", w którym wystąpiła w refrenie.

Katarzyna Bujakiewicz zdobyła sympatię publiczności nie tylko swym wszechstronnym talentem, ale przede wszystkim życiową postawą. W przeciwieństwie do wielu gwiazd z wyraźnym parciem na szkło aktorka dystansowała się od świata show-biznesu, pojawiając się wyłącznie na premierach własnych produkcji.

Trudno szukać skandalu wokół jej nazwiska. Artystka inspiruje natomiast w kwestiach życiowej równowagi, zdrowego podejścia do wykonywanego zawodu, a także pozytywnego nastawienia do świata.

Pani Katarzyna konsekwentnie strzeże życia prywatnego. A gdy uchyla rąbka tajemnicy, robi to w budującym celu, by wspomóc inne kobiety. Tak, jak w przypadku podzielenia się trudnymi doświadczeniami body shamingu sprzed lat. Przed laty aktorka musiała bowiem mierzyć się z krzywdzącymi komentarzami dotyczącymi jej wagi. Presja filmowców i środowiska telewizyjnego uznającego jej rozmiary za zbyt "duże" na standardy branży miały zmusić ją do odchudzania.

Na długie lata przed niebezpieczną modą na lek Ozempic, miała nawet sięgnąć po środek farmakologiczny hamujący łaknienie i przyczyniający się do szybkiej utraty wagi. Gdy wraca pamięcią do tamtych dni, opowiada o przykrych komentarzach na temat wyglądu i o reakcji bliskich, pełnej niepokoju. "Pamiętam, jak Arek z ekipą z Teatru Współczesnego w Szczecinie posadzili mnie i powiedzieli, że mam przestać, bo tracę warunki, źle wyglądam" – opowiadała.

W ostatnich latach Katarzyna Bujakiewicz przezwyciężyła toksyczne mechanizmy gwiazdorskiego systemu. Dziś ceni sobie przede wszystkim spokój i niespieszne tempo życia skupione na relacjach z rodziną i bliskości natury, poza metropolią. Wraz z mężem Piotrem Maruszewskim i córką Aleksandrą osiedli na Lubelszczyźnie.

Aktorka podkreśla, że jej aktualne radości wiążą się z podróżami po urokliwych zakątkach Polski, spacerami i… domowymi obowiązkami. "Uwielbiam tzw. triathlon domowy, czyli pranie, sprzątanie i gotowanie. Cieszę się na każdy poranny spacer z psem po lesie. Nic wielkiego. Kiedyś powiedziałabym pewnie, że uwielbiam imprezy i tańce" – mówiła w rozmowie z "Na żywo" w kontekście codziennych przyjemności.

Katarzyna Bujakiewicz wciąż jest też aktywna zawodowo. Jedne z jej ostatnich produkcji to zdobywające pozytywne oceny seriale "Edukacja XD" oraz "Idź przodem, bracie".