Trwa ładowanie...

"Sierota. Narodziny zła". Udana kontynuacja pomysłowego horroru. Idealny film na Halloween

Lada tydzień czeka nas wysyp halloweenowych premier z obszaru kina grozy i przyległych mu okolic, a "Sierota: Narodziny zła" to jego swoista forpoczta, horror rozrywkowy co się zowie. Może i niemądry, ale efektowny, pomagający zachować pewną higienę psychiczną.

Esther Albright wraca w sequelu "Sieroty"Esther Albright wraca w sequelu "Sieroty"Źródło: Materiały prasowe
d194eqr
d194eqr

Uwaga! Jeśli nie oglądaliście "Sieroty" z 2009 r. (film jest nadal dostępny na wyciągnięcie ręki, chociażby na Netfliksie), lepiej nie czytajcie tej recenzji, ani nie biegnijcie do kina na prequel, bo odbierzecie sobie przyjemność wynikającą z zaskoczenia odbiorcy fabularnym twistem nie z tej ziemi. Choć było to kino niewymagające, trochę jakby z minionej epoki, chwilami ślamazarne i z "kasetowym" klimatem, to rzeczony fikołek, starannie przemyślany i faktycznie zdumiewający, wyróżniał tamten tytuł na tle innych propozycji o demonicznych dzieciach.

Prequel, zrealizowany po przeszło dekadzie (odtwórczyni roli głównej, Isabelle Fuhrman, choć z wyglądu ma przypominać 10-latkę, jest już jak najbardziej dorosła; chapeau bas dla charakteryzacji) również stara się wymierzyć podobnie mocny cios z partyzanta. Wyobrażam sobie głowiący się nad scenariuszem zespół, który, pocąc się obficie, duma, jak przebić tamten karkołomny, acz efektywny pomysł.

SIEROTA. NARODZINY ZŁA - oficjalny zwiastun

I poniekąd się to udaje, bo piwot wykonany mniej więcej w drugim akcie wywołuje raczej uśmiech satysfakcji, a nie konsternacji. Choć nadal jest to zagrywka bezczelnie b-klasowa, to przecież "Sierota: Narodziny zła" nie pretenduje do miana kina intelektualnego. Przeciwnie: to horror idealny na przewietrzenie głowy po upalnym lecie.

d194eqr

O ile oryginał starał się tkać atmosferę smoliście gęstej tajemnicy, a każdy mord dokonany przez socjopatyczną i absolutnie pozbawioną jakiejkolwiek empatii Esther miał jednak ciężar i charakter prawdziwie brutalnej zbrodni, to tutaj przyjęto konwencję zabójczej zabawy.

Już od pierwszych scen pozornie tylko niewinna antybohaterka bezceremonialnie kosi wszystkich, którzy mają czelność stanąć jej na drodze. Znamy już, oczywiście, jej mroczny sekret - to żadna sierota, ale bezwzględna morderczyni cierpiąca na rzadką chorobę nadającą jej wygląd małej dziewczynki.

Pozując na zagubione dziecko, jak najbardziej dorosła już Leena podaje się za Esther, podobną do niej, zaginioną przed paroma laty córkę amerykańskich bogaczy -wziętego malarza i filantropki - i po trupach usiłuje ułożyć sobie nowe życie. Znajomość tajemnicy i prawdziwej tożsamości morderczyni wymusza zmianę perspektywy, stąd obserwujemy przede wszystkim starania kobiety o zapobieżenie demaskacji i, chcąc nie chcąc, trzymamy za nią kciuki, co i rusz zastanawiając się, jak tym razem uda jej się przechytrzyć i ludzi, i system.

d194eqr

Nie na darmo próbuje się tutaj nadać Esther ludzki, choć niezmiennie zwichrowany rys, momentami niemalże sentymentalny i tragiczny, abyśmy mogli jej nieśmiało i z niejakim skrępowaniem kibicować. A to nie jest aż tak znowu trudne, bo na swej drodze spotyka ona ludzi jeszcze bardziej niegodziwych.

Szczęśliwie nikt nie chce nas tutaj przekonywać, że Esther to równiacha, nic z tych rzeczy. To nadal pozbawiona ludzkich uczuć (podkreślam: nie serca!) psychopatka, lecz naniesiona na tło absolutnego moralnego zepsucia i egoizmu wydaje się może nie niewinna, bynajmniej, ale chociaż brutalnie szczera w swej niegodziwości. Nie mamy jednak do czynienia z filmem psychologicznym, zadającym trudne pytania o złożoność ludzkiej natury, tylko z prostym, acz zaskakującym horrorem, który wieńczy scena szarpaniny na dachu płonącej posiadłości, jak przystało na kino grozy.

d194eqr

"Sierota: Narodziny zła" nie próbuje przemycać żadnych transgresji i trzyma się kurczowo swojego podstawowego zadania: dostarczyć niezobowiązującą rozrywkę.

I to się filmowi Williama Brenta Bella udaje, nawet śpiewająco. O dziwo, mówi się nawet całkiem śmiało o sequelu i ciekawy jestem, jak wyprowadzona zostanie fabuła, bo finał oryginalnego filmu raczej zamknął furtkę kontynuacji. Nie starczy już fikołek. Będzie tu koniecznie istne salto mortale.

Bartek Czartoryski dla Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" znęcamy się nad "Pierścieniami Władzy""Rodem Smoka", wspominamy seriale z lat 90. oraz śpiewamy hymn ku czci królowej. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d194eqr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d194eqr