Skromny inżynier i legenda kabaretu. "Jan Kaczmarek cierpiał, gdy odchodził"
Był współtwórcą jednego z najbardziej lubianych polskich kabaretów, obdarzonym niezwykłym poczuciem humoru satyrykiem, twórcą popularnych piosenek – między innymi "Bilans musi wyjść na zero", "Warto było czekać" czy "Czego ty się boisz głupia?" – i utalentowanym aktorem. Jan Kaczmarek zmarł 10 lat temu, 14 listopada 2007 r., po ciężkiej chorobie.
Urodził się w Lwówku Wielkopolskim, jako najstarszy z trójki rodzeństwa, w kochającej, choć niezbyt zamożnej rodzinie. Ojciec pracował jako ślusarz, mama zajmowała się domem i opiekowała się dziećmi; to właśnie ona zaraziła je miłością do sztuki i literatury, namówiła też syna, by po szkole chodził na lekcje gry na skrzypcach
- Był bardzo rozmownym chłopcem, nad wyraz mądrym, ale raczej typem samotnika. Lubił się uczyć, był obowiązkowy. Prymus – wspominała go w rozmowie z Jolantą Paczkowską ciotka Maria, dodając że wyróżniał się na tle rówieśników.
"Mężczyzna powinien mieć fach w ręku"
- O drzemiących w nim talentach muzyczno-satyrycznych mogło świadczyć również to, że miał niebywałą łatwość wymyślania na poczekaniu różnych przyśpiewek, które potem chętnie wykonywał –mówiła jego dawna koleżanka, Henryka Krzysztofowicz.
W liceum świetnie radził sobie na przedmiotach ścisłych, ale nauczyciele chwalili również jego talent literacki; już wtedy dał się poznać jako przenikliwy obserwator otaczającej go rzeczywistości.
- Jeśli zainteresował go temat, potrafił napisać najlepsze wypracowanie w klasie. Szczególnie łatwo przychodziło mu pisanie tekstów satyrycznych, gdzie zgrabnie podsumowywał otaczającą go rzeczywistość – opowiadał Jolancie Paczkowskiej kolega Kaczmarka, Andrzej Mroczkiewicz.
Mimo to Kaczmarek nie od razu zdecydował się na karierę artystyczną – powtarzał, że mężczyzna powinien mieć fach w ręku, by móc utrzymywać rodzinę, dlatego po maturze zdecydował się kontynuować naukę na Politechnice Wrocławskiej i został elektronikiem.
Elita
Na studiach poznał też kobietę swojego życia, Katarzynę, którą niedługo potem poślubił. Uchodzili za niezwykle dobraną parę, świetnie się rozumieli. Kiedy na świat przyszedł ich syn Jacek, nie posiadali się ze szczęścia.
Na Politechnice zawarł też znajomości, które zupełnie zmieniły jego życie. Wraz z Tadeuszem Drozdą, Jerzym Skoczylasem i Romanem Gerczakiem założył Kabaret Politechniki Wrocławskiej Elita.
- Chcieliśmy bawić kolegów, a przy okazji sami się nieźle bawić. Nie sądziliśmy, że zaczynamy robić rzeczy, które przejdą do historii – opowiadał w "Super Expressie" Tadeusz Drozda.
Początkowo myśleli, że będzie to tylko studencka zabawa, ale kiedy z piosenką "Kurna chata" (napisaną przez Kaczmarka) trafili na Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu, gdzie zdobyli nagrodę Prezesa Radiokomitetu, uznali, że nie powinni zaprzepaścić takiej szansy.
- Około 1970 r. napisałem piosenkę "Kurna chata" i ku mojemu zdziwieniu została ona zakwalifikowana na Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Pojechaliśmy, zaśpiewaliśmy i wygraliśmy – wspominał w "Polskiej Gazecie Wrocławskiej" Kaczmarek.
"Cenzura nie radziła sobie z jego tekstami"
Wkrótce o kabarecie Elita zrobiło się głośno w całym kraju.
- Kaczmarek chciał być zwykłym inżynierem. Pech chciał, że pisał świetne dowcipne piosenki i miał poczucie humoru najwyższych lotów – śmiał się Drozda.
Kaczmarek stworzył ponad 200 piosenek ("One przychodziły do mnie znienacka. Siadałem i pisałem. Ot i wszystko. Na początku niestety nie zdawałem sobie sprawy, że będę musiał je śpiewać", śmiał się w "Polskiej Gazecie Wrocławskiej"), był autorem opowiadań, pracował w Polskim Radiu Wrocław, gdzie brał między innymi udział w popularnej serii "Z pamiętnika młodej lekarki". Chętnie występował na scenie, pojawił się też w telewizyjnym filmie "Jak się pozbyć czarnego kota?" wraz z Gabrielą Kownacką i Janem Piechocińskim.
- Kabarety Tey, Salon Niezależnych, Pod Egidą i Elita chciały zmieniać Polskę, a Janek swymi inteligentnymi tekstami, z którymi nie radziła sobie cenzura, na pewno to robił – mówił w "Super Expressie" Jan Pietrzak.
"Janek wiedział, że odchodzi"
Jego prężnie rozwijającą się karierę przerwała choroba Parkinsona. Ze względu na stale pogarszający się stan zdrowia Kaczmarek, ku swojej rozpaczy, musiał zrezygnować z występowania. Ponieważ zawsze żył skromnie i nigdy nie zależało mu na pieniądzach, jego sytuacja finansowa nie była zbyt wesoła; przyjaciele zaczęli organizować zbiórki i koncerty charytatywne, by wesprzeć jego leczenie.
Ostatnie dni spędził we wrocławskim szpitalu, odwiedzany przez zaniepokojonych znajomych.
- Janek wiedział, że odchodzi. Nie robił z tego afery i do nikogo nie miał pretensji. Swoje umieranie znosił godnie. Podczas naszych ostatnich spotkań rozmawialiśmy o kabarecie. Żył nim do końca. Wiedział, że życia nie zmarnował i może odejść do nieba - mówił "Super Expressowi" Zenon Laskowik. - Bardzo cierpiał i choć Bóg wykazał miłosierdzie, to po ludzku wciąż nie wierzę, że Janka już z nami, tu na ziemi, nie ma.