Służące, współczesne niewolnice. Toaleta to jedyne miejsce, gdzie nie są obserwowane
Każdego roku ponad 200 tys. Filipinek wyjeżdża za kraju, by pracować za granicą jako sprzątaczki, niańki, pomoc domowa. Do tego mają przygotować je specjalne szkolenia. O tym, jak one wyglądają, opowiada Sung-A Yoon, autorka wstrząsającego filmu dokumentalnego "Overseas".
Magda Drozdek: Kiedy w twoim życiu pojawił się pomysł na ten film?
Sung-A Yoon: Gdy studiowałam w Brukseli, przyglądałam się w komunikacji miejskiej Filipinkom odwożącym dzieci swoich pracodawców. Zastanawiałam się, kim są te kobiety. Dla nas są przeważnie niewidzialne. Nic o nich nie wiemy. Trafiłam na książkę filipińskiej socjolożki, która zbadała temat swoich rodaczek, które jadą za granicę, by zarabiać. To była poruszająca książka. Spotkałam się z tą badaczką i dowiedziałam się wtedy, że filipiński rząd zinstytucjonalizował pracę za granicą i kontroluje legalnie działające agencje, które wysyłają te kobiety do pracy.
Jak działają takie agencje?
Proces wysyłania kobiet jest rozciągnięty w czasie. Oglądając mój film można odnieść wrażenie, że wszystko dzieje się w ciągu kilku dni, w jednym miejscu. Prawda jest taka, że ten proces może trwać nawet kilka miesięcy. Najpierw kobieta zgłasza się do agencji rekrutacyjnej. Wypełnia dokumenty, opisuje siebie. Potem agencja wybiera, do jakiego pracodawcy będzie pasować dana kandydatka. Następnie odbywają się szkolenia.
Jedno z nich obserwowałaś z kamerą.
To, które można obejrzeć w filmie, trwa w sumie 160 godzin i dotyczy przede wszystkim umiejętności praktycznych, które przydadzą się na miejscu. Są jeszcze seminaria z nauki języka, seminaria poświęcone różnicom kulturowym… Szkolenie pracownicy trwa kilka miesięcy.
Kobiety przez ten czas mieszkają razem w ośrodku, w jednym domu. Są odseparowane od swoich rodzin. Konfiskuje się im telefon. W ten sposób przygotowują się już na to, co je czeka.
Wiedziałaś o tym wszystkim zanim pojechałaś na Filipiny z kamerą?
Opowiadał mi o tym jeszcze inny naukowiec, który opisuje w swojej pracy tamtejszy system imigracyjny. Dokumentowałam historie Filipinek, a na miejscu odwiedziłam około 15 ośrodków szkoleniowych zanim wybrałam jeden, w którym kręciłam film. Chciałam doświadczyć tego, co te kobiety.
Chciały mówić o tym, co przeżywają?
To mnie zaskoczyło, bo była w nich potrzeba mówienia o tym, w jakiej są sytuacji. Na każdym etapie kręcenia filmu miały prawo powiedzieć, że nie chcą brać udziału w nagraniach. Ale miały motywację, by dzielić się swoimi historiami.
Jaką?
Chcą, żeby ludzie je zrozumieli. Żeby mieli o nich lepsze zdanie.
W wielu przypadkach Filipinki pracujące jako służba są traktowane gorzej niż zwierzęta. Tymczasem prezydent Filipin nazywa je… bohaterkami.
Prezydent Rodrigo Duterte nazwał pracowników zagranicznych "bohaterami ekonomii", ale nie jest jedynym politykiem na Filipinach, który stawia sprawę w takim świetle. Kobiety w moim filmie wyjaśniają, że nie są żadnymi bohaterkami. Próbują zrobić coś, żeby ich rodziny mogły jakoś żyć.
Trudno mówić o bohaterstwie, kiedy widzi się pierwszą scenę "Overseas". Dziewczyna na kolanach myje toaletę. I gdy tak szoruje szmatą, zaczyna płakać.
To pierwsze ujęcie jest dla mnie naprawdę ważne. Jest to niemalże definicja tego, czym jest praca pomocy domowej. Wykonujesz brudną robotę. Czyścisz czyjąś toaletę. Kobiety opowiadały mi, że często bywa tak, że w domu swoich pracodawców nie mają swojego pokoju, w którym mogłyby się wypłakać. Płaczą więc w toalecie. W domach, gdzie zainstalowane jest pełno kamer, toaleta to jedyne miejsce, gdzie nie są obserwowane.
Jaki element tych szkoleń najbardziej cię zaskoczył?
Myślałam, że instruktorki to będą te złe postaci; że będą ukrywały prawdę o pracy służby. Na miejscu okazało się, że instruktorki nie ukrywają absolutnie niczego. Kojarzy mi się to ze szkoleniem wojskowych – nikt nie ukrywa, że mogą zginąć za granicą. Zaskoczyło mnie też to, że instruktorki same mają za sobą pracę pomocy domowej dla zagranicznych pracodawców. Szczerze dzielą się tym, co same przeszły. Jedna z nich opowiada dziewczynom o tym, że była głodzona, poniżana, szefowa liczyła pojedyncze winogrona, żeby mieć pewność, że jej służąca nic nie zjadła. Tego sobie nie wyobrażałam.
Inna kobieta opowiada w twoim filmie, że już doświadczyła molestowania seksualnego ze strony pracodawcy. Mimo to wybiera się za granicę kolejny raz.
Opowiadała, że brat pracodawczyni dotykał jej piersi, jej waginy. Raz cudem uniknęła gwałtu. Słyszałam znacznie więcej takich historii. Gdy przygotowałam dokumentację do filmu i rozmawiałam z byłymi pracownicami zagranicznymi. Dwie opowiedziały mi o tym, że ich pracodawca próbował je zabić. Podawał im leki, które je wykańczały.
Instruktorki uczą kobiety, jak mają się zachować, gdy będzie im grozić gwałt lub gdy pracodawca będzie je głodził. W ten sposób starają się je chronić. A jaki jest wkład rządu? Jaką oni opiekę zapewniają?
Istnieje program repatriacji, więc jeśli jakaś kobieta zgłosi, że dzieje jej się za granicą krzywda, powinna bez problemów zostać sprowadzona z powrotem do kraju. A pracodawca powinien trafić na czarną listę danej legalnie działającej agencji. Jeśli pracownik umrze za granicą, zapewnia mu się pochówek. Ochrona ze strony rządu jakaś jest, ale niewystarczająca. W innych sprawach pomóc mogą już tylko pracownicy NGO-sów.
Ile jest na Filipinach agencji, które zatrudniają pracowników zagranicznych?
Ponad 3 tysiące. Ośrodków szkoleniowych jest około 400. Mówimy o tych legalnie działających i zatwierdzonych przez administrację państwową.
Ile kobiet wyjedzie za granicę?
Każdego roku 200 tysięcy Filipinek jedzie za granicę, by pracować jako pomoc domowa. Jak wiele wyjedzie nielegalnie?
Po tym, co zobaczyłaś, jakie jest twoje zdanie o ośrodkach szkoleniowych i całym tym systemie?
Z jednej strony te szkolenia wydają się okrutne. Kobiety na pewnym etapie odgrywają scenki, podczas których same wcielają się w role służącej i pracodawcy. Przygotowują się na to, co je czeka, bo tematy tych scenek są żywcem wyciągnięte z doświadczeń ich koleżanek. Jedna z kobiet, które tam poznałam, nie zdecydowała się wyjechać. To właśnie ta, która w pierwszej scenie filmu płacze w toalecie. Nie była w stanie się przełamać. Skontaktowałam się z nią kilka miesięcy po moim wyjeździe i powiedziała mi, że ona się do tego nie nadaje.
To szokujące, że wysyła się te kobiety do pracy za granicą, choć wszyscy wiedzą, że mogą tam być poniżane i maltretowane. Z drugiej strony plusem takich szkoleń jest to, że kobiety poznają prawdziwą rzeczywistość. Te, które myślały, że praca dla bogaczy za granicą będzie łatwa i przyjemna, uświadamiają sobie, że tak wcale może nie być. Że może je czekać koszmar. Jeśli mam wskazać jakiś plus istnienia tych ośrodków szkoleniowych, to właśnie taki.
"Overseas" pokazywany był na festiwalu w Locarno, Warszawskim Festiwalu Filmowym (zdobył główną nagrodę Konkursu Dokumentalnego) i na EnergaCamerimage 2020.