"Traktowali mnie jak psa". Zostawiły rodziny, by pracować za granicą

"Boże, daj mi siły, by potrafić się obronić" – to nie modlitwa zawodnika MMA a młodej kobiety, która ma wyjechać za granicę i pracować jako sprzątaczka, niańka. Służąca. Choć częściej zdarza się, że niewolnik, co pokazuje film "Overseas".

"Overseas" pokazywany jest na festiwalu EnergaCamerimage
"Overseas" pokazywany jest na festiwalu EnergaCamerimage
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Magdalena Drozdek

Według ostatnich publikowanych w mediach danych ponad milion Filipinek pracuje za granicą. Zostawiają dzieci, rodziny i swoje życie, by pracować jako sprzątaczki w domach w Dubaju, Singapurze czy Hongkongu. Wyobraźcie sobie milion Polek, które nie mają innego wyjścia, jak tylko spakować walizki i na dwa lata ruszyć pracować za granicą u ludzi, którzy mogą potraktować je łagodnie, jak pracowników. A mogą (i w przypadku Filipinek ogromnie często się tak zdarza) potraktować jak niewolnika, z którym można robić to, co tylko się chce.

Temat na warsztat wzięła Sung-A Yoon, reżyserka filmów dokumentalnych. Nakręciła przejmujący "Overseas". Weszła z kamerą do ośrodka, w którym Filipinki są przygotowywane do tego, co czeka je za granicą. Można powiedzieć, że to taki ośrodek szkoleniowy, w którym uczą się serwowania posiłków swoim szefom, ścielenia łóżek, zmywania naczyń czy opieki nad noworodkami. Ale to drobnostki.

Przygotowanie do pracy obejmuje też… uczenie się tego, jak znosić nieustanne poniżanie, jak reagować, gdy szef będzie je molestował, gdy ktoś będzie próbował je zgwałcić, albo gdy odetnie im dostęp do jedzenia. A najbardziej przejmujące jest to, że jest bardziej niż pewne, że z tej wiedzy będą musiały skorzystać.

Jest taka scena w filmie, gdy dziewczyny opowiadają o swoich doświadczeniach za granicą i co chwilę któraś ociera łzy. – Traktują cię jak robota, a ty nie masz gdzie uciec – opowiada jedna z nich.

Obraz
© Materiały prasowe

Wela pracowała w Arabii Saudyjskiej i wspomina: - Nie masz pokoju. Śpisz w kuchni. Każą ci wstawać o 5 rano. Gdy ciężko pracujesz, dokładają ci coraz to nowe zadania. Nawet gdy jesz, to ci przerywają. Czasami szłam spać o 2, 3 w nocy. Czasami nie spałam w ogóle.

Inna opowiada: - Traktowali mnie jak psa. Byłam molestowana. Modliłam się każdej nocy o to, by kontrakt się skończył. Brat szefowej próbował mnie zgwałcić w toalecie. Powtarzałam sobie cały czas, że przeżyję to. Dla rodziny. Wróciłam i okazało się, że moje dziecko, które zostawiłam z ciocią, nie miało nawet ubrań. Pieniądze, które zarobiłam, przepadły. To wszystko było po nic.

Obraz
© Materiały prasowe

Uczestniczki "kursu" odgrywają scenki, w których wcielają się w rolę służących i ich chlebodawców. Wykorzystują swoje doświadczenia. Zachowują się tak, jak je traktowano. Poniżają koleżanki, by te były przygotowane na to, co się stanie, gdy np. po dwóch latach pracy będą chciały poprosić swoją szefową o to, by pozwoliła im wrócić na chwilę do rodzinnego domu.

Żadne wojskowe szkolenie nie może się równać z tym, co przechodzą te dziewczyny. To szkolenie nie sprawia, że rosną mięśnie. To szkolenie ma sprawić, że będą przygotowane na upodlenie.

Reżyserka podeszła do tych kobiet z olbrzymim szacunkiem. Można się wściekać i kompletnie nie rozumieć, dlaczego tak właściwie one muszą się uczyć, że będą poniżane. Ale zdecydowanie gorzej wyglądałaby ich sytuacja, gdyby jechały za granicę kompletnie nieświadome tego, co może je czekać.

I część z tych kobiet, które mają już swoje doświadczenia, opowiada śmiało o tym, że je traktowano dobrze. Tylko że to loteria i żadna z nich nie wie, na kogo trafi następnym razem. Instruktorki punktują, co mają zrobić, jeśli ktoś będzie chciał je skrzywdzić – do kogo mają się zgłosić w pierwszej kolejności. Uczą te dziewczyny, co jest złe i czego nie mogą nigdy akceptować.

Obraz
© Materiały prasowe

To pewnie jeszcze pozostaje pytanie, po co w ogóle jeżdżą za granicę?

Odpowiedź ma jedna z nauczycielek, która nie bawi się w dyplomację:

- Nawet mając tu łatwe życie nigdy nie zarobicie na Filipinach tyle, co za czyszczenie kibli za granicą – mówi.

Woli je przygotować niż snuć bajki o tym, że w kraju znajdą pracę. Tej dla kobiet praktycznie nie ma. Prezydent Rodrigo Duterte mówi o pracujących za granicą Filipińczykach: "bohaterzy". Wcale nie dlatego, że docenia ich poświęcenie.

Dziewczyny w filmie wyjaśniają: pracownicy zagraniczni dostarczają do kraju nieprzerwany strumień dolarów. Generują 10 proc. filipińskiego PKB. Podaje się, że zarabiają ponad 30 miliardów dolarów rocznie. To na liczby zwraca się uwagę. Na te kobiety uwagi nie zwraca nikt.

Film "Overseas" pokazywany jest w sekcji Pokazy Specjalne Filmów Dokumentalnych na trwającym festiwalu EnergaCamerimage.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (34)