Smutna tajemnica Krystyny Sienkiewicz. Trauma z dzieciństwa nie dała o sobie zapomnieć
12.02.2018 12:45
Piękna, inteligentna, zabawna i bogata, jeździła po świecie, w kieszeni miała dolary, a panowie tracili dla niej głowy. Życie Krystyny Sienkiewicz przypominało bajkę, choć w rzeczywistości były to tylko pozory i nie wszystko układało się po jej myśli.
Popularna aktorka kryła w sobie wielką tajemnicę. Trauma z dziecieństwa odcisnęła na niej piętno i sprawiła, że Sienkiewicz nie chciała myśleć o macierzyństwie. Do czasu, kiedy na jej drodze pojawiła się chora, porzucona dziewczynka.
W pierwszą rocznicę śmierci Krystyny Sienkiewicz przybliżamy jej burzliwe losy, które przez lata utrzymywała w tajemnicy. Zawsze uśmiechnięta i radosna gwiazda teatru, kina i telewizji, była mocno doświadczona przez los. I kiedy wreszcie miała szansę założyć rodzinę i zostać matką, kolejny mężczyzna okazał się niegodnym jej uczuć.
''Brat chciał mnie zabić''
Urodziła się 14 lutego 1935 r. w Ostrowi Mazowieckiej, gdzie jej mama zatrudniła się jako nauczycielka, ojciec zaś otrzymał posadę sekretarza gminy.
Jak przyznawała, z dzieciństwa pamięta niewiele, ale po latach dowiedziała się, że niewiele brakowało, a zginęłaby z ręki... własnego brata.
- Z opowiadań wiem, że Rysiu, mój starszy brat, chciał mnie zabić – opowiadała w "Super Expressie".
- Gdy byłam malutka, stanął nade mną z ogromnym polanem i krzyknął: "Smerda, won z mojej luli". Pewnie chciał powiedzieć: "Smarkula, won z mojego łóżeczka", ale mu nie wyszło. Na szczęście mama to zobaczyła i go powstrzymała. Inaczej byłabym okaleczona albo bym nawet po prostu nie żyła.
Pomógł jej dyrektor sierocińca
Rodziców straciła wcześnie. Wiele razy się przeprowadzali, szukając jakiegoś bezpiecznego i spokojnego miejsca do życia, ale, niestety, los im nie sprzyjał. Ojca Sienkiewicz aresztowało SS; trafił do obozu i tam został zabity. Matka zaczęła ciężko chorować. Pomoc nie przyszła na czas i kobieta zmarła. Mała Krystyna i jej brat Ryszard zostali zupełnie sami.
To ciotka zaoferowała swoją pomoc, przyjmując do siebie dziewczynkę. Ale chłopcem nie zdołała się już zaopiekować.
- Rysia nie mogła zabrać, bo miała już 2-letniego synka, jej mąż zginął w Powstaniu Warszawskim. Nie dałaby więc sama rady z trójką dzieci. Rysio trafił więc do domu dziecka przy ul. Krypskiej w Warszawie, a ja z nią pojechałam do Szczytna – opowiadała aktorka w "Super Expressie".
To właśnie dyrektor domu dziecka odkrył jej talent plastyczny, kiedy przyjechał z wizytą, by poznać siostrę Rysia.
- Chyba uznał, że jakiś potencjał mam. Ciotka chciała, bym była przedszkolanką, ale on powiedział: "Po moim trupie! Nie będzie żadną przedszkolanką, skończy wyższą uczelnię". I zabrał mnie na rok do sierocińca, a potem zapisał do liceum plastycznego w Łodzi.
Zaczęło się od grypy
Od tej pory sytuacja Sienkiewicz znacznie się poprawiła. Bez problemu dostała się na warszawską ASP, a potem nawiązała współpracę ze Studenckim Teatrem Satyrycznym, robiąc dla nich kostiumy i scenografię. Choć była tak blisko sceny, nie myślała jednak wcale o graniu. Aktorką została właściwie przez przypadek, dzięki... grypie.
- Wczesną wiosną wybuchła epidemia grypy i koleżanka Ola, która grała w STS-ie, pochorowała się. Zrobiłam zastępstwo – opowiadała w "Super Expressie". - Latem nie występowałam. A jesienią znowu zaczęły się grypy, Ola znów zachorowała...
Koledzy namawiali ją, by nie rezygnowała z występów. Mieli rację, bo już wkrótce Sienkiewicz zaczęła otrzymywać kolejne, bardzo intratne propozycje zawodowe.
- Nie skończyłam szkoły aktorskiej, bo kręciłam już filmy, robiłam reklamy. Wydaje mi się, że STS dał mi wszystko, co trzeba do aktorskiego majątku – twierdziła.
Nieznani wielbiciele
Mężczyźni za nią szaleli, ale o swoich podbojach miłosnych mówiła niewiele, a nazwiska swoich wielbicieli trzymała w tajemnicy.
Wiadomo na pewno tylko o dwóch, tych, którym udało się wcisnąć na palec aktorki obrączkę. Pierwszym z nich był Włodzimierz Rylski, piosenkarz. Rozstali się, gdy Rylski postanowił przeprowadzić się do Niemiec, a Sienkiewicz, zadowolona z przebiegu swojej kariery, stwierdziła, że nie zamierza opuszczać Polski.
Drugim zaś został kolega z STS-u, Andrzej Przyłubskim. Ten związek miał jednak wyjątkowo przykre zakończenie.
Ślub z rozsądku
Jeszcze zanim Sienkiewicz po raz drugi wypowiedziała słowa przysięgi małżeńskiej, poruszona losem porzuconej w szpitalu małej Julki, postanowiła dziewczynkę adoptować, choć wcześniej zarzekała się, że nie będzie miała dzieci.
- Kiedyś powiedziałam bratu stryjecznemu, że nie będę rodzić dzieci. Przez moje bachorstwo! Uznałam, że nie rodzi się sierot. Przecież nie wiemy, co się z nami stani - pisała w książce "Cacko".
Mała Julka zmieniła jednak nastawienie Sienkiewicz do macierzyństwa.
- Julka urodziła się chora, nikt jej nie chciał. Wzięłam ją ze szpitala, kiedy miała trzy i pół roku. Nauka z trudem jej przychodziła – wspominała aktorka na łamach "Dobrego tygodnia". Aby dziewczynka miała pełną rodzinę, Sienkiewicz po raz drugi wyszła za mąż, czego wkrótce bardzo pożałowała.
Nie zrobiła intercyzy
Związek z Przyłubskim skończył się rozwodem, w którym Sienkiewicz straciła część majątku, ponieważ nie podpisała intercyzy. Mimo tego aktorka przyjęła go pod swój dach, kiedy okazało się, że jest śmiertelnie chory.
- Nasze życie nie było łóżkowe, było takim paktem niepodpisanym, bo tak było dobrze dla Julki – wspominała w "Cacku", nie kryjąc, że jako osoba samotna mogła zapomnieć o adopcji dziecka.
Do końca zachowywała optymizm
Aktorka od dłuższego czasu narzekała na problemy ze zdrowiem, mimo to pozostawała aktywna zawodowo. I, tak jak zapowiadała, trzymała się z dala od seriali telewizyjnych.
- Serialom na stałe mówię nie, bo nie muszę się w to bawić, skoro mam teatr i ważniejsze aktywności – podkreślała stanowczo w "Fakcie".
- W wolnych chwilach maluję obrazy, piszę książki – dodawała. - Dużo podróżuję. Powiem z czystym sercem, że będę pracowała, dopóki nogi mi posłuszeństwa nie odmówią!
Pytana przez "Dziennik Bałtycki", skąd brała na to wszystko siłę, odpowiadała:
Krystyna Sienkiewicz zmarła 12 lutego 2017 r., dwa dni przed 82. urodzinami.