"Solid Gold": afera ciekawsza niż sam film [RECENZJA]
Pokazy "Solid Gold" Jacka Bromskiego zostały zablokowane przez koproducenta filmu. Jednak reżyser przedpremierowo pokazał swoje dzieło w sierpniu podczas spotkania Klubu Filmowego w Gdyni. Nie wiemy, czy była to ta sama wersja filmu, która została zakwalifikowana do Konkursu Głównego 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Oto wrażenia uczestnika sierpniowego pokazu.
Od początku mieliśmy przeczucie, że film sensacyjny, nawiązujący tytułem do skompromitowanego parabanku, może nie należeć do najlepszych. Postanowiliśmy odłożyć uprzedzenia na bok. W końcu na plakacie promocyjnym obecni są Andrzej Seweryn z Olgierdem Łukaszewiczem, a reżyser ma na koncie znane i lubiane produkcje. Jednak gdy zobaczyliśmy pierwszy kadr z tytułem "Solid Gold" napisanym tandetną czcionką, przypominającą te, które można było zobaczyć w grach na PlayStation 2, już wiedzieliśmy, że przeczucie było przepowiednią.
"Solid Gold" było współfinansowane przez miasto Gdynia, a co za tym idzie, stało się ono głównym miejscem akcji. I są to dobrze zainwestowane pieniądze.
Fabuła "Solid Gold" - o czym to jest?
Film zaczyna się intensywnie. W ciągu pierwszych 20 minut pokazano na szybko koordynowaną akcję policyjną, scenę mściwego gwałtu, eliminację kilku bandytów i na koniec ostre pijaństwo pod prysznicem.
Potem akcja przenosi się 8 lat do przodu i rozpoczyna się "film właściwy". Czyli do akcji wkracza tajna komórka CBŚ, założyciel Solid Gold jako mafijny boss, rosyjscy gangsterzy, skorumpowani politycy i nieudolna policja. Całą polską sceną polityczno-biznesową trzęsie emerytowany generał (Olgierd Łukaszewicz).
W teorii fabuła nawet się klei i ogląda się to bez zażenowania, ale nie wystarcza to na wartościowy seans. W "Solid Gold" jest pełno niepotrzebnych wątków, nużących rozmów i pozbawionych ikry scen. Jacek Bromski w trakcie sierpniowego spotkania z widownią gdyńskiego Klubu Filmowego pozwolił sobie nazwać swoje dzieło "thrillerem psychologicznym". Tyle że ani napięcia, ani psychologicznej gry podczas seansu się nie uświadczy.
Filmowe rozczarowanie
Teoretyczna "gra umysłów" rozgrywająca się pomiędzy przełożonym głównej bohaterki, policjantki (Marta Nieradkiewicz), a właścicielem tytułowego przedsiębiorstwa (Andrzej Seweryn) nie daje o sobie znać, a na pewno nie do tego stopnia, by miało się ochotę zwracać na to uwagę.
Produkcja trwa niemalże 2,5 godziny, a nie potrafi w tym czasie zaintrygować na dłużej jakimkolwiek podejmowanym wątkiem. Szczególnym rozczarowaniem jest zakończenie, które przychodzi nagle, bez wcześniejszego zbudowania napięcia. Swoją bylejakością wywołuje tylko frustrację. Sami sobie nie dowierzaliśmy, że to już. Chcieliśmy, żeby seans potrwał jeszcze chociaż kilka minut i dał jakieś sensowne podsumowanie.
Nie zawodzą tylko aktorzy
Najbardziej szkoda nam plejady aktorów, która stworzyła tu kilka naprawdę dobrych kreacji. Relacja policjanta i gangstera stworzona przez Janusza Gajosa i Andrzeja Seweryna zdaje się przywoływać namiastkę klimatu "Psów". Wtedy jednak pojawia się Marta Nieradkiewicz, która reprezentuje sobą wszystko to, czym nie był Bogusław Linda, gdy wprowadzał polskie kino w nową erę. Bliżej jej do gry aktorskiej Joanny Czechowskiej, która wynosiła serial "W11" do rangi memu. Rola Nieradkiewicz skutecznie osłabia film Jacka Bromskiego i jest murowanym kandydatem do antynagród filmowych.
Nieźle poradzili sobie także bohaterowie drugiego planu. Piotr Stramowski zaskakująco naturalnie łączy w sobie twardego gangstera i zestresowanego podwładnego. Andrzej Konopka już w "Córkach dancingu" pokazał, że świetnie wypada w rolach szemranych postaci, wykorzystujących młode kobiety w branży rozrywkowej. Zaś Artur Żmijewski pojawia się tylko na kilka minut, ale przejmuje scenę na własność. A Maciej Maleńczuk gra Maćka Maleńczuka.
O pomstę do nieba wołają zdjęcia, które momentami są zadymione tak bardzo, że u obecnego na sali strażaka wywoływały zawodowe zaniepokojenie.
Koniec końców całe zamieszanie, które wynikło w związku z premierą "Solid Gold" jest znacznie ciekawsze niż sam film.