Tadeusz Łomnicki: Jego serce rozpadło się na kawałki, rozdarło, pękło na pół
Kochany i nienawidzony
Jedni nazywali go królem sceny, inni zaś „genialnym potworem”. Podobno sam Jack Nicholson przyjeżdżał do Polski tylko po to, by zobaczyć go na scenie i czegoś się nauczyć. Andrzej Wajda nazywał go profesjonalistą, który „dał mu szansę na uzupełnienie wykształcenia”. Erwin Axer zachwycał się jego talentem, Piotr Fronczewski nazywał zaś „aktorem wybitnym”. Studenci ze szkoły teatralnej albo kochali go za niezwykłą, nietuzinkową osobowość i określali mianem geniusza, albo, przeciwnie, nazywali tyranem, a zajęcia z nim były dla nich prawdziwą katorgą.
Jedni nazywali go królem sceny, inni zaś „genialnym potworem”. Podobno sam Jack Nicholson przyjeżdżał do Polski tylko po to, by zobaczyć go na scenie i czegoś się nauczyć. Andrzej Wajda nazywał go profesjonalistą, który „dał mu szansę na uzupełnienie wykształcenia”. Erwin Axer zachwycał się jego talentem, Piotr Fronczewski nazywał zaś „aktorem wybitnym”. Studenci ze szkoły teatralnej albo kochali go za niezwykłą, nietuzinkową osobowość i określali mianem geniusza, albo, przeciwnie, nazywali tyranem, a zajęcia z nim były dla nich prawdziwą katorgą.
Był perfekcjonistą. Nie znosił lenistwa, gardził ludźmi nierzetelnymi, którzy nie wywiązywali się ze swoich obowiązków. Nikomu nie pobłażał, prawdę mówił zawsze prosto w oczy.
- Więc jakieś życie świta przede mną! Dalej! Łapmy je, pędźmy za nim! Biegiem, biegiem! - brzmiały jego ostatnie słowa. Potem upadł na scenę. Odszedł tak, jak chciał – w teatrze.