Tak powinno się traktować Stephena Kinga. "Gra Geralda" to przerażająca laurka dla mistrza grozy

Podczas gdy jeszcze wielu zachwyca się nową wersją ekranizacji znakomitej powieści "To", doczekaliśmy się kolejnej produkcji, która wyciąga z prozy Kinga to, co najlepsze. "Gra Geralda" to prawdziwa gra o życie.

Carla Gugino jako Jessie w "Grze Geralda"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Urszula Korąkiewicz

"Gra Geralda" ma wszystko, co powinien mieć dobry thriller, ba, co powinien mieć dobry horror balansujący na granicy snu i jawy czy na granicy trzeźwego myślenia i obłędu. Wśród wielu opinii w sieci jedna brzmiała "właśnie tak wygląda "50 twarzy Greya", które wymknęło się spod kontroli". I coś w tym jest, ale niech nie zmyli was ta sugestia. Tu wcale nie chodzi o erotyczne zabawy podszyte odrobiną niebezpieczeństwa, ale o to, co dzieje się później.

Zaczyna się całkiem zwyczajnie. Ot, para w średnim wieku, nieco znudzona sobą nawzajem, wybiera się do domku na odludziu, żeby spróbować na nowo rozpalić płomień namiętności. Brzmi romantycznie, ale gdy zdać sobie sprawę, że to dom pośrodku lasu, oddalony o kilka kilometrów od innych zabudowań, trudno się dziwić, że Jessie, główna bohaterka wzdryga się przy każdym niepokojącym dźwięku. Mimo wszystko ma być pięknie z dreszczykiem emocji. Gorzej, kiedy na światło dzienne wychodzą wszystkie małżeńskie brudy i żale, a brutalny atak Geralda, mający być wstępem do pikantnej gry, kończy się jego śmiercią. A to dopiero początek.

W ocenach "Gry Geralda" wszyscy możemy być zgodni. To film jednej aktorki. Carla Gugino ma tu pełne pole do popisu. W niecałych dwóch godzinach potrafiła zmieścić całą paletę emocji: pokazać zmysłową, stanowczą, śmiertelnie przerażoną, walczącą z demonami przeszłości, a przede wszystkim walczącą o przetrwanie Jessie. Żeby przeżyć, zrobi dosłownie wszystko, a jej próby ucieczki są dedykowane tylko dla widzów o mocnych nerwach. Świetnym dopełnieniem jest grający jej męża Bruce Greenwood. Niech nie zwiedzie was, że gra właściwie drugoplanową rolę, jest świetnym prowokatorem skrajnych reakcji głównej bohaterki.

Kilka momentów w filmie jest na tyle brutalnych, że pewnie nieraz odwrócicie wzrok. Z drugiej, tak wciągający, że nie będziecie mogli się oprzeć, żeby znów spojrzeć na ekran i z zapartym tchem śledzić, co się wydarzy. Co więcej, znajdzie się i gratka dla miłośników horrorów. Uważny widz wyłapie bohaterów znanych z najbardziej koszmarnych opowieści, w tym jednego dobrze już kojarzonego z Kingiem. Ich pojawienie się gwarantuje, tak samo jak u Jessie, szybsze bicie serca.
Po seansie trzeba przyznać jedno. King w tym przypadku został potraktowany z należytym szacunkiem. Choć pewnie znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że opowiadanie "Gra Geralda" w całej jego twórczości nie jest najwyższych lotów. Ale w końcu sztuka nie w tym, żeby ze znakomitej powieści grozy zrobić dobry film, ale w tym, żeby w intrygującą ekranizację zmienić coś, co nie wzbudza większych emocji.

Obraz
© Materiały prasowe

Duża w tym zasługa Mike’a Flanagana, który podszedł do materiału z prawdziwą pieczołowitością. Zachował wszystko, co tak cenimy w prozie Kinga: narastający niepokój, kryjącą mroczne tajemnice psychikę bohaterów i subtelne chwyty, które składają się w przerażającą całość. Bo chyba nikt nie zaprzeczy, że King jest mistrzem przedstawiania oklepanych motywów w sposób, który za każdym razem przyprawi o dreszcz na plecach. Flanagan wykorzystał wszystko, atmosferę gęstniejącego mroku, poczucie osamotnienia i wizje, które produkuje mózg doprowadzony do ostateczności. I to wszystko oparte właściwie na akcji w jednym pomieszczeniu, na jednej bohaterce przykutej do łóżka. Jednak to, że "Gra Geralda" się udała, specjalnie nie dziwi. Flanagan stworzył ostatnio bardzo udane horrory, takie jak "Oculus" czy "Zanim się obudzę". Po nim można było się spodziewać tylko dobrej dawki grozy na ekranie. Netflix ma kolejny powód do dumy.

Seans "Gry Geralda" to po prostu czysta przyjemność, pod warunkiem, że naprawdę lubicie się bać. I jeszcze jedno, być może, choć tego jednego wieczora po seansie, dwa razy zastanowicie się, czy zgasić światło. Psychika potrafi spłatać figla.

Ocena: 8,5/10

Wybrane dla Ciebie

"LARP. Miłość, trolle i inne questy" zaskoczeniem festiwalu. Śmiali się wszyscy
"LARP. Miłość, trolle i inne questy" zaskoczeniem festiwalu. Śmiali się wszyscy
Smarzowski o nowym filmie: "Zrobiłem kilka scen, których się wstydziłem"
Smarzowski o nowym filmie: "Zrobiłem kilka scen, których się wstydziłem"
Skrzywdził jego siostrę. To skończyło przyjaźń aktorów
Skrzywdził jego siostrę. To skończyło przyjaźń aktorów
Numer jeden w Polsce. Tak dużego hitu dla dorosłych w tym roku nie było
Numer jeden w Polsce. Tak dużego hitu dla dorosłych w tym roku nie było
Rekord za rekordem. Powraca hit, który rozłożył na łopatki "Gladiatora"
Rekord za rekordem. Powraca hit, który rozłożył na łopatki "Gladiatora"
3 mln widzów premiery. Polscy widzowie kochają ten gatunek
3 mln widzów premiery. Polscy widzowie kochają ten gatunek
To miał być przebój roku. Wysoka oglądalność, ale skrajne opinie
To miał być przebój roku. Wysoka oglądalność, ale skrajne opinie
"Zbyt etniczne" nazwisko. Tak miał się nazywać gwiazdor kina
"Zbyt etniczne" nazwisko. Tak miał się nazywać gwiazdor kina
"Uwodziciel i erotoman". Krążyły o nim legendy. Miał mnóstwo kochanek
"Uwodziciel i erotoman". Krążyły o nim legendy. Miał mnóstwo kochanek
Dla niej wiek to tylko liczba. Modelka po 50. w szortach i kabaretkach
Dla niej wiek to tylko liczba. Modelka po 50. w szortach i kabaretkach
50 mln widzów w ciągu 10 dni. "Przełomowy, rekordowy, fenomenalny"
50 mln widzów w ciągu 10 dni. "Przełomowy, rekordowy, fenomenalny"
"Mi zrujnowano życie". Oskarża stację o podwójne standardy
"Mi zrujnowano życie". Oskarża stację o podwójne standardy