TOP 10: Słynni aktorzy, którzy stanęli po drugiej stronie kamery

TOP 10: Słynni aktorzy, którzy stanęli po drugiej stronie kamery
Źródło zdjęć: © East

16.03.2015 | aktual.: 22.03.2017 12:56

Podobno piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami i złymi filmami, a tych, gdzie jak gdzie, ale hen daleko za oceanem, po drugiej stronie amerykańskiego kontynentu, za wzgórzami Hollywood nie brakuje. Znużeni błazeńskimi wygłupami przed kamerą, wielomiesięcznymi przygotowaniami do ról ludzi złamanych kołem życia, kaskaderskimi wyczynami, wkuwaniem kwestii, negocjowaniem wielomilionowych kontaktów i pozowaniem na ściankach, gwiazdorzy z okładek i pierwszych stron gazet zapragnęli coś w swoim życiu zmienić. I stanęli po drugiej stronie kamery.

Podobno piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami i złymi filmami. A tych, hen daleko za oceanem, za wzgórzami Hollywood nie brakuje. Znużeni błazeńskimi wygłupami przed kamerą, wielomiesięcznymi przygotowaniami do ról ludzi złamanych kołem życia, kaskaderskimi wyczynami, wkuwaniem kwestii, negocjowaniem wielomilionowych kontaktów i pozowaniem na ściankach, gwiazdorzy z pierwszych stron gazet zapragnęli coś w swoim życiu zmienić. I stanęli po drugiej stronie kamery.

Nie, nie jest to nic nowego. A i też nie zawsze aktorom nie wychodziło tak spektakularnie jak Madonnie, Angelinie Jolie i Ryanowi Goslingowi. Dowodem tego są chociażby wspaniałe kariery Clinta Eastwooda, Warrena Beatty'ego i Roberta Redforda oraz, ograniczając się już do bieżącego stulecia, George'a Clooneya i Bena Afflecka.

Teraz za kamerę złapał Russell Crowe. Zanim jednak przekonamy się, czy "Źródło nadziei" to jedynie fanaberia, czy dzieło godne uwagi, przyjrzyjmy się paru innym filmom wyreżyserowanym przez aktorskie osobistości. Niekoniecznie złym, czasem nawet i bardzo dobrym, choć fakt faktem, że niektórzy o swoich (nie)śmiałych próbach zapewne woleliby zapomnieć.

Przy wyborze kierowaliśmy się pewnym kryterium – postawiliśmy na tych, którzy trudnej sztuki reżyserii spróbowali tylko jeden jedyny raz.


1 / 10

''Noc myśliwego'' (1955)

Obraz
© East News/mat. prasowe

Zacznijmy z grubej rury –* od arcydzieła.*

Mało dzisiaj pamiętany aktor brytyjski Charles Laughton, idol Daniela Day-Lewisa, nakręcił na poły baśniową opowieść z pogranicza grozy, która na zawsze zapisała się – nie tylko za sprawą charakterystycznych tatuaży LOVE i HATE na palcach rąk Roberta Mitchuma – w historii kina.

Pięknie wystylizowany film zachwyca nie tylko starannie skomponowanymi na ekspresjonistyczną modłę kadrami, na których światło tańczy z cieniem, ale i przyprawiającym o dreszcze suspensem.

2 / 10

''Święta w Connecticut'' (1992)

Obraz
© AFP/mat. prasowe

Nie chodzi bynajmniej o romantyczny bożonarodzeniowy klasyk z Barbarą Stanwyck, ale o późniejszy telewizyjny remake, pod którym podpisał się... **Arnold Schwarzenegger.

Aż trudno uwierzyć, że hollywoodzki twardziel wybrał na swój debiut film bez ani jednego rozbitego łba i połamanych kończyn, lecz to nie dobór scenariusza był powodem jego klęski, a reżyserska indolencja.

Arnoldowi nie pomogła nawet pierwszoligowa obsada z Krisem Kristoffersonem i Tonym Curtisem. Austriacki kolos okazał się nie świętym Mikołajem, a Grinchem.

3 / 10

''Na zabójczej ziemi'' (1992)

Obraz
© East

Tego samego roku swoich sił za kamerą spróbował inny zabijaka z dużego ekranu – Steven Seagal.

I choć poszło mu lepiej niż bardziej kasowemu koledze, z dumy raczej nie spuchł. Do legendy przeszedł kilkuminutowy monolog wygłoszony przez Seagala pod koniec filmu, w którym aktor/reżyser podzielił się z publiką swoimi poglądami na temat ochrony środowiska naturalnego.

Ponoć grający jego adwersarza Michael Caine płakał przez całą drogę do banku.

4 / 10

''Odważny'' (1997)

Obraz
© East

Kto bogatemu zabroni? Ma swoją wyspę, ożenił się z piękną kobietą, na scenie partneruje mu Marilyn Manson i jest bodaj najsłynniejszym piratem popkultury. Żadna niespodzianka, że kiedyś zachciało mu się własnego filmu.

Reżyserska próba Johnny'ego Deppa nie jest aż tak zła, jak chcą tego życzliwi, ale druzgocące opinie płynące z Cannes zniechęciły gwiazdora do swego debiutu i aktor, nomen omen mało odważnie, zrezygnował z dystrybucji filmu w Stanach Zjednoczonych.

5 / 10

''Dwa oblicza zemsty'' (1961)

Obraz
© East

Na planie „Odważnego” u boku Deppa wystąpił nieodżałowany Marlon Brando i szkoda, że młodszy kolega nie skorzystał z doświadczenia tej legendy aktorstwa. Bo i Brando ma na swoim koncie wyreżyserowany przez siebie film, rewizjonistyczny western „Dwa oblicza zemsty”.

Mieli go nakręcić Stanley Kubrick i Sam Peckinpah, ale przepychanki na wyższym szczeblu uniemożliwiły ukończenie projektu z pierwotną ekipą.

Trudno dywagować, jak to wszystko się mogło skończyć, ale ostatecznie okazało się, że film trafił w dobre ręce.

6 / 10

''Slipstream'' (2007)

Obraz
© East

Zagrał, wyreżyserował, napisał scenariusz, skomponował muzykę. A mógł zabić. Anthony Hopkins pewnie zrobiłby lepiej, gdyby pozostał przy aktorstwie.

Robert Ebert ocenił film całkiem wysoko, ale reszta krytyki zastanawiała się, o co w nim w ogóle chodzi.

- Nie miałem pojęcia, co chcę nakręcić - powiedział Hopkins, dyskutując z dziennikarzami o scenariuszu. Film zarobił tak mało, że Billowi Gatesowi nie chciałoby się nawet po tę forsę schylić.

7 / 10

''Sonny'' (2002)

Obraz
© East

Konia z rzędem temu, kto jeszcze pamięta o reżyserskim debiucie Nicolasa Cage'a. On sam z pewnością o nim nie zapomniał i do dziś zapija, a raczej zagrywa smutki, przyjmując role w byle czym.

Tytułowy Sonny – młodziutki James Franco – to męski żigolo trudniący się najstarszym zawodem świata w burdeliku swojej matki. Raz idzie mu lepiej, a raz gorzej, ale nigdy aż tak źle, jak filmowi Nicolasa Cage'a. Film zarobił mniej niż chłopak w jedną noc.

8 / 10

''Zakazany owoc'' (2000)

Obraz
© East

Niezbadane są wyroki boskie. Edward Norton, postawiony przed szansą wyreżyserowania swojego pierwszego (i ostatniego) filmu, zdecydował się na mdłą komedyjkę romantyczną.

Nie jest to w żadnym razie kino okropne i niewarte złamanego grosza, ale nieznośnie przeciętne i ulatujące z pamięci zaraz po seansie. Mogło być gorzej, owszem, lecz mogło być też i lepiej.

9 / 10

''Noce Harlemu'' (1989)

Obraz
© East

Że Eddie Murphy jest wybitnym komikiem, nie podlega dyskusji, ale reżyser z niego marny, a tę marność doceniono prestiżową Złotą Maliną.

Żal tym większy, że nie wyszło, bo udało mu się ściągnąć na plan swojego mistrza Richarda Pryora, a muzykę skomponował Herbie Hancock.

Sam Murphy był wówczas u szczytu sławy i możliwości. Z pewnością wynikowi finansowemu – znowuż nie takiemu słabemu – „Nocy Harlemu” nie pomogły też strzelaniny, do których doszło podczas premierowych pokazów filmu w dwóch różnych miastach.

10 / 10

''Łatwy szmal'' (1990)

Obraz
© East

Skończmy jednak akcentem pozytywnym. Nie każdy komik to słaby reżyser, choć akurat Bill Murray miał do pomocy przy „Łatwym szmalu” starego wyjadacza Howarda Franklina.

Mimo że o filmie tym nie mówi się tak często jak o „Pogromcach duchów” czy „Dniu świstaka”, Murray zagrał tam jedną ze swoich najświetniejszych ról.

Bartosz Czartoryski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (17)