Tyler Henry – medium gwiazd© Getty Images | Donald Kravitz / Contributor

Tyler Henry – medium gwiazd

Artur Zaborski
3 lipca 2019

Jedni uważają go za hochsztaplera, który za swoje oszustwa powinien zgnić w więzieniu. Inni, choćby Joanna Krupa, Rebel Wilson, rodzina Kardashianów czy Megan Fox, mają go za kogoś w rodzaju papieża. Jakakolwiek jest prawda, do Tylera Henry’ego ustawiają się kolejki.

23-letni Henry pomaga skontaktować się gwiazdom ze zmarłymi bliskimi. I to nie tylko z ludźmi, bo młode medium wie także, jak odczytywać wiadomości od zmarłych czworonogów.

Celebryci umawiają się na audiencję u niego z gigantycznym wyprzedzeniem. Rodzice czy jego aktualny chłopak wiedzą, że jedną z konsekwencji jego talentu jest obecność w życiu zmarłych, którzy odzywają się w najmniej oczekiwanym momencie.

- Uwielbiam ten moment, kiedy następuje przemiana sceptyka, który nagle zaczyna płakać, okazuje emocje, z ironii i pobłażania przechodzi w zaskoczenie i wdzięczność – mówi najbardziej rozpoznawalne medium Ameryki.

Artur Zaborski: Mam się obawiać, że zaraz przemówi przez ciebie duch kogoś z bliskich mi zmarłych?

Tyler Henry: Nie. Bardzo rzadko zdarza się, że zmarli kontaktują się z żyjącymi na własne życzenie. Najczęściej to żyjąca osoba przychodzi do mnie i prosi o nawiązanie kontaktu. Nigdy wcześniej nie mogę wiedzieć, kim ta osoba była ani nawet jak się nazywała. To jest zawsze tajemnica. Kiedy siadam naprzeciwko klienta, dostaję pamiątkę po zmarłym. Służy mi do przywołania go. Kiedy to się udaje, zaczynam bazgrolić w notatniku, nad czym bardzo trudno jest mi zapanować. Nie da się tego przerwać.

Dlaczego wyciszenie się jest tak ważne?

Nie mogę wprowadzać do spotkań własnych emocji. One zaburzają odczytywanie tego, co chcą przekazać zmarli.

Nie wierzę, że udaje ci się usiąść z gwiazdami takimi jak Rebel Wilson czy Sofia Vergara i ot tak wyluzować się.

Oczywiście, że mam z tym problem! Jestem onieśmielony. Denerwuję się, a czasem - jeśli jestem fanem danego aktora czy muzyka - ekscytuję się. Poza tym ludzie, którzy do mnie przychodzą, mają swoje oczekiwania, co powoduje, że czuję też duże ciśnienie. Muszę je jednak opanować.

Przy kim najbardziej się denerwowałeś?

Przy Sofii Vergarze. Kiedy usłyszałem, że mam się z nią spotkać, miałem ciary. Uwielbiam ją i jej program! Tak bardzo nie chciałem jej zawieść, że zacząłem powątpiewać, czy sobie poradzę.

Kiedy usiadła naprzeciwko mnie, od razu udało mi się połączyć ją ze zmarłą pół roku wcześniej ciotką. Na początku nie mogłem zrozumieć, kim jest ta kobieta, bo jej relacja z Sofią była bardzo silna.

Myślałem, że chodzi o mamę albo starszą siostrę, ale to nie pasowało w żaden sposób do uczucia, jakim darzyła siostrzenicę. Dopiero kiedy odczułem, że przyczyną śmierci były komplikacje pooperacyjne, Sofia powiedziała, że to bardzo bliska jej ciotka.

Jak bliskie muszą być więzi, żebyś mógł się połączyć?

Czasami wystarczy nić przyjaźni. Kiedy program odwiedził raper Macklemore, zapytał mnie, czy któryś z jego przyjaciół chciałby mu coś przekazać.

Okazało się, że natychmiast odezwał się jego przyjaciel, który zmarł dzień po tym, jak nagrywali w studiu wspólnie piosenkę.

Przyczyną śmierci było przedawkowanie narkotyków. Chłopak wcześniej był na odwyku, przez 70 dni był czysty, więc jego organizm stracił odporność, a wziął ich tyle samo, co w czasach, kiedy ćpał na co dzień. Macklemore’a chciał upewnić, że nie popełnił samobójstwa.

Nie boisz się, że klientom będziesz musiał przekazać wieści, które ich zasmucą albo rozzłoszczą?

Czuję się odpowiedzialny za dostarczenie wszystkich informacji, które dostaję. Nie mogę sobie pozwolić na cenzurowanie się. To nie ja jestem autorem wiadomości, a jedynie przekaźnikiem. Gdybym chciał w nie ingerować, moje zdolności nie miałaby sensu. Doświadczyła tego choćby Joanna Krupa, która przyszła do mnie, żeby skontaktować się ze zmarłą babcią.

Okazało się, że chciał się do niej odezwać także jej wuj, który powiesił się na drzewie. To na pewno nie było coś, czego się spodziewała. Na szczęście wuj chciał jej przekazać, że jest teraz w lepszym miejscu.

Duchy zawsze mówią o przeszłości czy też wybiegają w przyszłość?

W programie z Joanną Krupą babcia pogratulowała jej wesela. Rzecz w tym, że ono odbyło się dopiero pięć miesięcy później. Z kolei, gdy przyszła do mnie Khloé Kardashian, żeby skontaktować się ze zmarłym ojcem, dostała ostrzeżenie, że grozi jej nowotwór.

Może coś źle zrozumiałeś? Zawsze jesteś pewny komunikatu, który przekazujesz?

Bardzo ważny jest dobór słów. Łatwo jest użyć synonimu, który dla drugiej osoby ma zupełnie inną wagę, ciężar emocjonalny. Czasami nawet znaczenie. Dla mnie "dużo" może oznaczać zupełnie co innego niż dla ciebie.

Nie cenzurujesz się?

Nigdy. Zdarza mi się być dyplomatą, kiedy mam do przekazania nacechowaną emocjonalnie wiadomość, ale na cenzurę nie mogę sobie pozwolić. Często muszę mówić coś, na co nie mam ochoty.

Wiadomości, które dostajesz, przekazujesz jeden do jednego czy musisz je interpretować?

To jest zawsze interpretacja. Wiadomości, które dostaję od zmarłych, mają formę emocji albo wizji w umyśle. Muszę właściwie odczytać to, jak one wpływają na moje ciało. Zadanie polega najpierw na tym, żeby je dostrzec, a następnie zrozumieć, co za tym stoi.

Skąd wiesz, że się nie mylisz?

W 80 proc. jestem pewny tego, co przekazuję. 10 proc. to komunikaty niepewne, a kolejne 10 proc. to moje pomyłki w interpretacji.

Jak jesteś w stanie poznać, że się pomyliłeś?

Kiedy w kolejnej sesji z innym klientem mam podobną reakcję ciała albo umysłu, wtedy orientuję się, że oznacza coś innego, niż kiedy ją ostatnio odczytałem.

Jak sobie z tym radzisz?

Dopóki główna wiadomość jest przekazana właściwie, nie przejmuję się tym. Pomyłki są naturalną częścią każdej pracy. Nie da się robić wszystkiego na 100 proc. Najważniejsze, żeby nie namieszać w głównej treści wiadomości. Detale czasami mogą umknąć.

Cały czas się uczysz?

Zdecydowanie. To jak z jazdą na rowerze. Nigdy nie zapominasz, jak to się robi, ale całe życie się doskonalisz.

Jak się rozwijasz?

Mogę to robić jedynie poprzez praktykę. Nie ma szkoły dla medium ani podręczników, z których dowiesz się, jak właściwie odczytywać komunikaty, które dostajesz.

Twoje zdolności traktujesz jako dar czy przekleństwo?

Ani jedno, ani drugie. Dla mnie to po prostu zdolności. To nie jest dar, za pomocą którego zmieniam świat, leczę choroby, na które nie ma lekarstwa, ani powołuję zmarłych do życia. To po prostu zdolność, z którą się kładę spać i budzę.

Wykorzystałeś je kiedyś negatywnie?

W szkole średniej doświadczałem prześladowania ze strony kolegów. Raz grupa chłopaków zapędziła mnie do łazienki, gdzie zaczęli mnie bić. W pewnym momencie spojrzałem na jednego z nich i wykrzyczałem mu w twarz, że jego ciocia wie, że płakał wczoraj w nocy razem ze swoim ojcem z powodu jej śmierci.

Spojrzał na mnie, łzy napłynęły mu do oczu, a jego koledzy zaczęli wypytywać, co to znaczy. Odwrócił się, wybiegł z łazienki. Reszta ruszyła za nim.

Rozmawiałeś z nim o tym potem?

Nigdy, ale od tamtej pory był dla mnie znacznie milszy. Gdy zacząłem odkrywać i rozumieć swoje zdolności, bardzo mi kibicował. Myślę, że tym, co powiedziałem, dałem mu spokój i ulgę.

Twoje zdolności przeszkadzają ci w życiu codziennym?

Mają na nie duży wpływ. Z rodzicami w dzieciństwie rozmawiałem o osobach, których ja nie mogłem znać, bo zmarły, zanim się urodziłem, ale wiedziałem o nich więcej niż oni. Wyjaśniałem im ich decyzje, tłumaczyłem okoliczności śmierci. Kiedy wchodzę w związek, to też nie potrafię wyłączyć mich zdolności.

Kiedy poznałem mojego obecnego chłopaka, od razu skontaktował się ze mną jego dziadek, który popełnił samobójstwo dwa tygodnie wcześniej. Chciał przeze mnie wytłumaczyć wnukowi, dlaczego targnął się na życie.

Na tym się skończyło?

Nie. Jesteśmy razem już dwa i pół roku i regularnie doświadczam kontaktu ze strony zmarłych, którzy mają mu coś do przekazania. Dla niego bycie w związku ze mną wiąże się z życiem w ciągłej gotowości, że któryś z jego zmarłych bliskich zechce mu coś powiedzieć.

Ludzie nie boją się twoich zdolności?

Zależy, jakie mają przekonania. Ci, którzy wierzą w świat duchowy, chcą mnie poznać, odnoszą się z szacunkiem do mnie i cenią to, co robię. Z kolei ci, którzy nie wierzą, że połączenie pomiędzy światem materialnym i niefizycznym jest możliwe, boją się mnie, są wrogo nastawieni, uważają mnie za zagrożenie.

Spotkałeś się z lekarzami i naukowcami, którzy mogli cię przebadać

Do mojego programu „Medium z Hollywood” przyszedł dr Drew Pinsky, który jako naukowiec podważał moje zdolności. Bardzo czekałem na spotkanie z nim. Kiedy w końcu do niego doszło, połączyłem go z nieżyjącymi członkami jego rodziny. W trakcie nagrania chciał poddać mój umysł badaniu. Zgodziłem się.

Mógł na ekranie monitora oglądać, co dzieje się z moim mózgiem, kiedy doświadczam kontaktu. Nigdy nie dawał wiary w prawdziwość medium, a po tym programie przyznał w mediach, że moje zdolności są prawdziwe.

Często tak się zdarza?

Cały czas. Żyjemy w kulturze racjonalizmu. Nie chcemy przyjmować do wiadomości, że świat, który - jak nam się wydaje - znamy, ma do zaoferowania jeszcze tyle niezbadanych elementów. Uwielbiam ten moment, kiedy następuje przemiana sceptyka, który nagle zaczyna płakać, okazuje emocje, z ironii i pobłażania przechodzi w zaskoczenie i wdzięczność.

Masz potrzebę udowodniania ludziom, którzy negują twoje umiejętności, że się mylą?

Niespecjalnie, co miałoby to zmienić? Po pierwszym sezonie mojego programu dostałem prośbę o spotkanie ze 175 tysiącami ludzi, którzy chcieli z moją pomocą skontaktować się ze zmarłymi. To wystarczający dowód na to, że na całym świecie żyje mnóstwo ludzi, którzy mają potrzebę dbania o swój świat duchowy. Chcę skupić się na nich, a nie na tych, którzy twierdzą, że oszukuję.

Twoi przodkowie też posiadali takie zdolności?

Nic mi o tym nie wiadomo. Moja rodzina też nie dysponuje wiedzą o podobnych przypadkach. Nie mam pojęcia, czy ja byłbym w stanie te zdolności przekazać dzieciom, ale kto wie?

Jak je odkryłeś?

Pochodzę z bardzo konserwatywnej rodziny, w której strona duchowa jest niezwykle ważna. Zmarłym oddaje się cześć, modli się za nich, inwestuje się czas i pieniądze w wędrówkę ich dusz. Kiedy miałem 10 lat, obudziłem się ze wspomnieniem czegoś, co wiedziałem, że się nie wydarzyło. Dotyczyło śmierci mojej babci.

Opowiedziałem o tym mamie i powiedziałem jej, że musimy natychmiast do niej jechać i się z nią pożegnać. Kiedy o tym rozmawialiśmy, zadzwonił telefon. Okazało się, że to tata dzwoni do nas z informacją, że jego mama właśnie zmarła. Od tamtej pory takie sytuacje zdarzały się regularnie w szkole przy nauczycielach i kolegach, a także wśród moich przyjaciół i bliskich.

Jak się z tym czułeś?

Nie rozumiałem tego. Miałem różny stosunek do odkrywanych zdolności. Z jednej strony bałem się ich. Czułem się zakłopotany, bo przez nie byłem inny, wyróżniałem się na tle kolegów i koleżanek. Z drugiej strony dzięki nim mogłem dawać ludziom ukojenie i radość. Taka emocjonalna sinusoida trwała co najmniej kilka lat.

Otoczenie cię nie dyskryminowało?

Podchodziło do mnie z coraz większą ciekawością, bo nagle ni z tego nie z owego opowiadałem im o sytuacjach z ich przeszłości, wymieniałem imiona ich zmarłych przodków, nawiązywałem do bardzo intymnych momentów z ich życia, do których nikt nie miał prawa mieć akcesu. To było dla nich jednocześnie intrygujące i dziwne. Dla mnie też, bo zajęło kilka lat, zanim nauczyłem się korzystać z tego, w co wyposażyła mnie natura.

Kontaktują się z tobą tylko ludzie?

Nie, każdy organizm obdarzony świadomością ma możliwość przemówienia przeze mnie i połączenia się z bliską osobą. Zdarzyło się już wielokrotnie, że celebryci kontaktowali się z moją pomocą ze swoimi czworonogami.

Przykład?

Jennifer Esposito skontaktowała się ze swoim zmarłym pieskiem. Jenny chciała mnie wykiwać. Wręczyła mi muchę i powiedziała, że jest własnością jej zmarłego bliskiego. Nie doprecyzowała, że chodzi o psa. Dopiero kiedy dostawałem dziwne komunikaty, które nie pasowały do człowieka, zorientowałem się, że chodzi o jej golden retrievera o imieniu Frankie.

Jak to wyglądało?

Oczywiście, Jennifer nie była w stanie z nim porozmawiać, ale mimo wszystko udało się przekazać jej wiadomość od czworonożnego przyjaciela. To, co przeze mnie przechodzi, to nie są słowa, które składają się w komunikat, tylko emocje, pewne stany, z których buduje się wiadomość. Frankie dzięki nim miał możliwość powiedzenia jej tego, co chciał.

Kiedy w myślach stawiam się na miejscu ludzi, którym pozwoliłeś skontaktować się ze zmarłymi, nie napawa mnie radość, a strach.

Musisz pamiętać, że kontakt ze światem niefizycznym możliwy jest tylko wtedy, kiedy duch zmarłej osoby na to pozwala. Odbywa się to tak, że osoba, która przychodzi do mnie, ma specyficzne potrzeby. Chce uzyskać odpowiedź na dręczące ją pytanie, poradzić się albo zwierzyć. Intencja jest na takich seansach bardzo ważna. Ludzie, którzy chcieliby przyjść do mnie tylko po to, żeby zaspokoić ciekawość, nie mogą uzyskać zbyt wielu informacji od duchów po drugiej stronie. Nie ma więc się czego bać.

Potrzeby celebrytów różnią się od intencji zwykłych ludzi?

Nie, są dokładnie takie same. Każdy tak samo radzi sobie ze stratą i z żałobą. Dla nikogo to nie jest łatwy proces niezależnie od tego, czy ma kilkadziesiąt tysięcy followersów na Instagramie, czy śledzi go tylko kilkadziesiąt osób. Jedni i drudzy czują się samotni i zadają sobie te same pytania, czy istnieje życie po śmierci.

Tęsknią też tak samo za tymi, którzy odeszli. Niezależnie od tego, czy przeprowadzam sesje ze znanymi czy anonimowymi ludźmi, ich nastawienie jest identyczne. Kontaktu ze zmarłym nie da się kupić za pieniądze ani przyspieszyć, bo jest się popularnym. Moje zdolności działają wyjątkowo egalitarnie.

Na pytanie o życie po śmierci odpowiada najczęściej religia.

Religia jest dla mnie językiem, którego forma została ukształtowana kulturowa. Dzisiaj coraz częściej religia staje się ideologią, a to są dwie zupełnie różne kwestie. Religia na pewno jest formą łączności pomiędzy życiem na Ziemi i poza nią. Dziś jestem pewien, że jesteśmy połączeni ze światem niewidzialnym. Wiem też, że nie ma jednego źródła łączności. Jest ich wiele, co nie pozwala uznać wyższości jednej religii czy jednej praktyki duchowej nad drugą.

Wierzysz w Boga?

Nie uznaję żadnej wyższej formy duchowej ani energetycznej, która miałaby napędzać pozostałe. Ale to nie oznacza, że uważam, że któraś religia jest w błędzie. Funkcją religii jest przecież także określenie tego, skąd pochodzimy.

Musimy sobie wyjaśnić, dlaczego stanęliśmy na Ziemi, mamy też wiele innych wątpliwości, które religia próbuje rozwiać. Uważam, że każdy człowiek powinien mieć wolność w szukaniu sposobów na połączenie się ze światem pozamaterialnym. Jeśli dana religia mu w tym pomaga, niech ją praktykuje. W czasach, kiedy jesteśmy tak bardzo stechnicyzowani, potrzeby duchowe rosną.

Cieszę się, że z mojego programu widzowie dowiedzą się, że znani ludzie też je mają.

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (101)