Viva kapitalizm
Oglądając "Ramonę i Beezus" wspomnicie amerykańską klasykę familijną sprzed półwiecza. Taką, gdzie pocieszna fabuła szła w parze z dydaktycznymi przykazami, a na kłopoty wystarczył ładny uśmiech i odpowiednie nastawienie. Poniekąd słuszne to zestawienie, zwłaszcza w przypadku filmu dla dzieci, ale już gdy stanowi ono przyczynek do bałamucenia... całość zaczyna nieprzyjemnie pachnieć.
21.12.2010 15:56
Film Elizabeth Allen oparty jest na serii książek dla dzieci sprzed kilkudziesięciu lat. I choć reżyserka poprzestawiała to i owo, tę postać zepchnęła na drugi plan, a tamtą dopisała, całość jest zdecydowanie bardziej zachowawcza niż niejedna laurka amerykańskiego kapitalizmu podpisana przez cenzorskie biuro Haysa.
Dlaczego? Bo "Ramona i Beezus" tylko na pierwszy rzut oka stanowi niegroźne towarzystwo dla goszczącego jeszcze na ekranach "Dziennika cwaniaczka".
Punkt wyjścia jest podobny - wyobraźnia stanowi pocieszną ucieczkę od rzeczywistości, ale ratunkiem od niej jest już tylko świadomość własnych możliwości. Te ostatnie są u Allen cokolwiek ograniczone. To proste. Nie będziesz przestrzegać zasad społecznych i przetwarzać koniunkturalnych wzorców?
Nie poradzisz sobie. Zostaniesz sam(a), zupełnie jak siostra mamy. Od amerykańskiego snu nie ma ucieczki: praca, hipoteka, gromadka dzieci, uśmiech przyklejony do twarzy. A zatem żeń się, rozmnażaj, napędzaj gospodarkę. Fuj.