Wacław Kowalski: gdyby żył, w tym roku skończyły 100 lat
06.05.2016 | aktual.: 22.03.2017 08:44
W tragicznych okolicznościach stracił trzy wyjątkowo bliskie mu osoby
Na ekranie potrafił rozbawić nawet największego ponuraka – ale prywatnie był ponoć zupełnie inny od granych przez siebie postaci.
Choć Wacław Kowalski – pamiętny Pawlak z „Samych swoich” - dał się poznać jako człowiek wrażliwy, skromny i życzliwy, synowie opisywali go również jako mężczyznę surowego, zasadniczego, trzymającego dystans.
Współpracownicy zaś twierdzili, że na planie czasami nie potrafił opanować swojego ego i pozwalał, by sława uderzyła mu do głowy.
href="http://film.wp.pl/waclaw-kowalski-gdyby-zyl-w-tym-roku-skonczyly-100-lat-6025224376366209g">CZYTAJ DALEJ >>>
Rodzinne tragedie
Swoje dzieciństwo wspominał jako trudne i niespokojne. Kiedy miał 14 lat, jego ojcu, pracującemu w kuźni, przydarzył się poważny wypadek - kawałek żelaza wbił mu się w oko. Pojawiły się komplikacje i mężczyzna zmarł na zapalenie opon mózgowych. To właśnie Wacław musiał przejąć opiekę nad domem i rodziną.
Zaraz potem przydarzyło się kolejne nieszczęście. Siostrę Wacława porwał nurt rzeki. Dziewczynka utonęła, a jej brat długo nie mógł się pogodzić z tą tragedią.
Pierwsze kroki w teatrze
Kowalski talent aktorski przejawiał od dziecka, ale początkowo marzył o karierze śpiewaka operowego. Wiedział jednak, jak bardzo niepewny jest to zawód, dlatego też zdecydował się na seminarium nauczycielskie.
Jego plany pokrzyżował wybuch wojny. Kowalski wstąpił do AK. Wtedy też poznał Stanisławę Osikowską, która niedługo potem została jego żoną.
Dopiero po wojnie zaczął swoją przygodę z aktorstwem – pierwsze kroki stawiał jako statysta w teatrze, później zaś, gdy dostrzeżono jego potencjał, zaczął otrzymywać coraz większe role, aż w końcu trafił przed kamery.
''Urodził się po to, by zagrać Pawlaka''
Na dużym ekranie zadebiutował w 1946 roku, niewielką rólką z „Zakazanych piosenkach”. Pięć lat później zdał egzamin eksternistyczny i nawiązał stałą współpracę najpierw z łódzkimi, a później z warszawskimi teatrami.
Rola w „Samych swoich” jest jedną z najważniejszych w jego karierze – ale początkowo Chęciński w roli Pawlaka planował obsadzić Jacka Woszczerowicza. Gdy ten odmówił, tłumacząc się względami zdrowotnymi, rola powędrowała do Kowalskiego.
- Można jednak powiedzieć, że Wacław Kowalski urodził się po to, żeby zagrać Pawlaka. Do czasu "Samych swoich" nie miał większych ról. Po tym filmie stał się znany. Nie otrzymał za tę rolę jednak żadnej nagrody filmowej. Jedyne honory, jakie nań spłynęły pochodziły od widzów – mówił reżyser.
Aktorski konflikt
- Ty sukinsynu! Napisałeś rolę, na jaką czekałem całe życie! I tak zrobię wszystko, żeby zagrać to jak najlepiej - miał wypalić do Mularczyka, scenarzysty „Samych swoich”, uradowany Wacław Kowalski.
I faktycznie, na planie dawał z siebie wszystko. Zwłaszcza że filmowa rywalizacji fikcyjnych bohaterów szybko udzieliła się i wcielającym się w nich aktorom. Hańcza i Kowalski stawali na głowie, żeby się nawzajem przyćmić. A Chęciński sprytnie to wykorzystywał i podjudzał ich do jeszcze bardziej zaciętej aktorskiej walki.
Jak? Na przykład ostentacyjnie i głośno chwaląc jednego z nich, by tym samym zmobilizować drugiego do jeszcze cięższej pracy.
Sława uderzyła mu do głowy
Podobno na planie filmowym Kowalskiemu sława uderzyła do głowy; jego ego rosło z dnia na dzień, co powodowały kolejne konflikty – chimeryczny aktor bywał ponoć nieznośny i kłótliwy, upodabniając się do temperamentnego Pawlaka.
To podobno również Kowalski robił problemy, kiedy Chęciński postanowił nakręcić kontynuację „Samych swoich”.
- Był świadom, że bez jego zgody nie było szans na kontynuację. Popularność pozwoliła mu na stawianie warunków finansowych. Twierdził, że skoro rozpowszechnianie filmu daje kinematografii duże wpływy kasowe, a jego udział w filmie jest gwarantem sukcesu, to jego wynagrodzenie winno być odpowiednio wyższe od normalnego. Przewodniczący Komitetu Kinematografii uznał ten warunek za uzasadniony - wspominał Jerzy Rutowicz, kierownik produkcji, i film ostatecznie udało się nakręcić.
Wycofał się z branży
Zawodowo szło mu świetnie. Ale i prywatnie aktor również nie miał powodów do narzekań – wraz z żoną Stanisławą wychowywał dwóch synów, Jana i Macieja. Wiodło mu się świetnie i nikt się nie spodziewał, że kariera Kowalskiego może zakończyć się tak niespodziewanie.
Do tragedii doszło w 1982 roku. Młodszy syn aktora, Maciej, zginął w wypadku samochodowym. Dla Kowalskiego był to ogromny cios, po którym nie zdołał się już podnieść. Wpadł w depresję, przeżył załamanie nerwowe i oznajmił, że nigdy nie wróci na plan filmowy. Słowa dotrzymał, przez lata odrzucając wszystkie propozycje. Kiedy Andrzej Mularczyk zaproponował mu angaż w kolejnych odcinkach "Domu", Kowalski odmówił.
- Pokazał telewizor obrócony ekranem do ściany i powiedział, że go to nie interesuje – wspominał scenarzysta.
W październiku 1990 roku aktor dostał udaru mózgu. Z pomocą pośpieszył jego syn, Jan, anestezjolog. Lecz Kowalskiego nie udało się uratować - zmarł w wiozącej go do szpitala karetce. Miał 74 lata.
(sm/mn)