Wspomnienie Anny Balińskiej. Zapomniana sexbomba z komedii Barei.
Swoją oszałamiającą urodą przyprawiała o szybsze bicie serca niejednego mężczyznę, krytycy, oczarowani talentem aktorki, wieszczyli jej wielką karierę. Dziś jednak mało kto pamięta o dawnej seksbombie.
Hanna Balińska przyznawała, że nigdy nie zależało jej na popularności i nie chciała robić kariery za wszelką cenę. Najlepiej czuła się na scenie w teatrze, film traktowała po macoszemu i nie zabiegała o uwagę w branży. Na ekranie po raz ostatni pojawiła się połowie lat 80. - a niedługo potem na dobre wycofała się z zawodu.
Słynny przodek
Urodziła się w Warszawie, jako córka Bolesława Balińskiego i Ireny baron de Jomini - od strony matki spokrewniona jest z Antoine-Henrim Jominim, generałem wojsk Napoleona Bonaparte i cenionym teoretykiem wojennym.
Po ukończeniu nauki w prywatnym liceum Balińska zdecydowała się kontynuować edukację w warszawskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Zaraz potem zadebiutowała na scenie, i to u boku Jana Kreczmara - podczas przesłuchania bez trudu pokonała pozostałe kandydatki i otrzymała rolę w spektaklu "Pan Jan".
„Numer jeden scen polskich”
Po odebraniu dyplomu w 1966 roku Balińska wyjechała do Olsztyna i przez kilka lat występowała w Teatrze im. Stefana Jaracza, a później w szczecińskich Państwowych Teatrach Dramatycznych. W 1975 roku, gdy otrzymała angaż w warszawskim Teatrze Polskim, zdecydowała się wrócić do stolicy. Krytycy byli nią zachwyceni.
- Ta młoda aktorka ma urodę sceniczną i wdzięk, dużo naturalnego wyrazu - pisał Roman Szydłowski. - Na kolana rzuca przede wszystkim fantastyczna uroda, nieprzeciętny wdzięk i oszałamiający seksapil prześlicznej Hanny Balińskiej. Bez wątpienia prezentuje urodę numer jeden scen warszawskich, a nawet ... polskich! - wtórował mu Andrzej Nałęcz Jawecki.
Niespokojny duch
Przez lata zachwycała w repertuarze dramatycznym, aż wreszcie postanowiła przenieść się do Teatru Syrena i pokazać się publiczności w innym, lżejszym repertuarze.
- Przeżywanie cudzych dramatów, grzebanie się w zakamarkach ludzkich serc i umysłów stało się dla mnie już nużące i niepotrzebne, a przecież praca powinna łączyć się z przyjemnością - tłumaczyła swoją decyzję w "Tygodniku VETO". - Rzeczywistość oceniam zwykle z dużym przymrużeniem oka, lubię się śmiać, ba, lubię mieć się z czego śmiać. Jestem niespokojnym duchem, szukam ciągle czegoś nowego, ciekawszego.
Pożegnanie z branżą i pasja życia
Teatr był jej wielką miłością - film zawsze traktowała po macoszemu i na ekranie pojawiała się zazwyczaj wyłącznie w epizodach. Zagrała w "Dyrektorach", "Złotej kaczce", "Brunecie wieczorową porą", "Życiu na gorąco", "Punkcie widzenia" czy "Karierze Nikodema Dyzmy". Ostatni raz stanęła przed kamerami w 1985 roku, przyjmując rolę w horrorze na motywach opowiadania Stefana Grabińskiego, "Dom Sary", jako demoniczna i ponętna Sara Braga. Pięć lat później porzuciła także scenę i wycofała się z zawodu.
Od tamtej pory o Balińskiej - która i tak niezwykle rzadko pojawiała się publicznie i praktycznie nie udzielała żadnych wywiadów – słuch zaginął. Prawdopodobnie aktorka poświęciła się rodzinie (ma męża, lekarza, którego nazywała "swoim ideałem"); przyznawała zresztą, że niezwykle lubi ciszę i spokój, nie przepada za rozgłosem i prasą.
- Lubię być w domu, dom jest moim azylem – zwierzała się w "Tygodniu VETO".
Ale zaraz potem dodawała, że nie przepada za siedzeniem w jednym miejscu, a jej ukochanym sposobem na spędzanie wolnego czasu są podróże.
- To wielka pasja mojego życia - mówiła, dodając, że stale planuje kolejne zagraniczne wycieczki.