Po wyjściu z kina miałem gotową pewną myśl, którą właśnie tu i teraz chciałem się podzielić. Tak dobrą, iż wzięła i sobie poszła. Może została jeszcze w fabryce czekolady, a może zaczarowały ją przeurocze Umpa-Lumpasy, być może wciąż gdzieś tam jest obecna.
Bez względu na to, co się z nią stało, sięgając po nową, wciąż czuję się, jak mały, biedny chłopiec, który naprawdę miał szczęście i znalazł Złoty Kupon. Ten sam, który otwierał przed nim wrota fabryki czekolady.
Nadal trwa ciepłe, słoneczne lato, a film przenosi nas nagle w środek mroźnej i śnieżnej zimy. A gdy wchodzimy do biednej chatki, w której mieszka Charlie z całą swoją rodzinką, jest nam jeszcze zimniej. Ale Charlie czuje się tu dobrze, ma kochanych rodziców. Ma też bardzo kochanych dziadków, całą czwórkę, którzy cały film spędzają w jednym, małym łóżku.
I taki właśnie jest ten obraz. Choć niby zimny i mroźny za sprawą pogody, to jednak bardzo radosny, uśmiechnięty i pielęgnujący wszystkie wartości, jakie niesie ze sobą rodzina. Opowieść skierowana do małych i dużych, do dzieci i ich rodziców. Do wszystkich tych, którzy dbają o wzajemny szacunek, albo już o nim dawno zapomnieli, są sobie bliscy, a może od lat żyją na dwóch przeciwnych biegunach. Myślą o pierdołach zanurzeni w swoich komputerach i komórkach, a nie o tym, co ważne, tuż obok.
Książka „Charlie i fabryka czekolady” została opublikowana w 1960 roku, niedawno obchodzono czterdziestą rocznicę jej pierwszego wydania. Nadal pozostaje jedną z ulubionych lektur dzieci i ich rodziców, przez cztery dekady sprzedano ponad... trzynaście milionów egzemplarzy na całym świecie. Przetłumaczono ją na 32 języki. Jej niesłabnąca popularność jest świadectwem tego, jak doskonale autor rozumiał, doceniał i kochał dzieci.
Jednak książka Rolada Dahla podoba się nie tylko dzieciom, sięgają po nią często dorośli i jestem przekonany, iż film ten także im przypadnie do gustu. Gdyż ma w sobie to samo uniwersalne przesłanie, jakie niesie ze sobą historia Małego Księcia. Ta sama ponadczasowość i te same odwieczne wartości w życiu każdego z nas.
Poprzedni film Tima Burtona „Duża ryba” nie przypadł mi do gustu, nie rozumiałem go, a może w niewłaściwy dzień znalazłem się w kinie. W tym przypadku wszystko jest jasne i klarowane, wesołe i radosne, pogodne i refleksyjne. Zaskakujące aktorstwo, przede wszystkim Johny Depp, jako sprawca całego zamieszania, fabrykant, właściciel fabryki czekolady Willy Wonka, a także Freddie Highmore, jako Charlie Bucket, jeden z piątki szczęśliwców, którym przypada w udziale zwiedzanie fabryki czekolady, po tym, jak odnalazły, w różny sposób rzecz jasna, Złote Kupony.
Duże wrażenie robią na widzu Umpa-Lumpasy, mali pracownicy Willy’ego, są ich setki, a w różny sposób, z wykorzystaniem różnych technik zagrał ich jeden aktor. Co ciekawe musiał też odegrać bardzo wiele różnych ról i starać się w każdej z tych ról być kimś zupełnie innym. Czasem znacznie więcej zależy od jednego człowieka, niż od wielu komputerów i efektów specjalnych. Te natomiast bardzo się przydały przy interesującej scenie z wiewiórkami. Jednej z kilku przewodnich scen, które doprowadziły do wyłonienia zwycięzcy.
Kto i co wygrał, jak do tego doszło, kto został pokonany i dlaczego, o tym warto przekonać się samemu. Zabrać dziecko lub wnuczkę, a może namówić rodziców, aby razem z tobą wybrali się do kina. Jedyne, co może odrobinę razić do czasem przekombinowane teksty w dubbingu. To tyle, bawcie się dobrze, a będziecie równie zaskoczeni, jak jedno z tych dzieci.